[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cił apetyt.
- Kocham cię, Merry - szepnął.
Coś błysnęło w głębi jej oczu, ale spojrzała tylko na niego
badawczo i wspięła się na palce, by oddać mu pocałunek.
Jason pragnął pogrążyć się w jej słodyczy. Rozpiął su-
kienkę i pozwolił jej opaść na podłogę, gdy Merry rozpinała
jego koszulę.
Powoli zdjął z niej koronkową bieliznę i resztę swoich
ubrań, po czym ułożył Merry na sofie i zaczął pokrywać po-
całunkami każdy centymetr jej skóry.
- Kocham cię, Merry. Naprawdę cię kocham. Po raz pier-
wszy z życiu naprawdę się zakochałem.
Położyła mu palce na ustach.
- To dobrze, Jasonie. I tak to zostawmy.
- Nie wierzysz mi, ale ja mówię prawdę. Uśmiechnęła się
do niego, zdecydowana nie pozwolić się
nabrać na te słowa. Miała do czynienia ze sławnym play-
boyem, doświadczonym kochankiem i nie da się omamić
gładkim słówkom wypowiadanym pod wpływem nastroju
chwili.
Jason odwrócił się i otworzył szufladę w nocnej szafce.
Powrócił na poprzednie miejsce i położył na jej nagim brzu-
chu czarne pudełeczko.
Spojrzała na niego zaciekawiona. Zdała sobie sprawę, że
pudełko pochodziło ze sklepu jubilerskiego. Podciągnęła
prześcieradło pod brodę i usiadła. Jason wyjął pudełko z jej
ręki i otworzył je z bardzo poważną miną.
115
S
R
- Merry, kocham cię. Czy wyjdziesz za mnie? - zapytał,
pochylając się, by ją pocałować.
Zaskoczona, Merry spojrzała na wspaniały brylant, a po-
tem w zielononiebieskie oczy Jasona. Całą sobą pragnęła
przyjąć ten prezent. Gdyby tylko...
116
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
Niezdolna odpowiedzieć, spojrzała jeszcze raz na pier-
ścionek. Dlaczego to musiało zdarzyć się właśnie jej? Poczu-
ła wewnątrz ból, który rósł coraz bardziej. Myślała, że za
chwilę pochłonie ją zupełnie. Wpatrywała się w brylant, aż
Jason uniósł jej brodę i zmusił ją do spojrzenia mu w oczy.
- Kocham cię, Merry. Zmieniłaś całe moje życie i to, w
jaki sposób do niego podchodzę. I moją opinię o miłości.
Pocałowała go, ledwo zdając sobie sprawę ze słonego
smaku łez zmieszanych z pocałunkiem.
- Płaczesz? - zapytał, wycierając jej łzy palcami. - Merry,
kocham cię. I myślę, że ty też mnie kochasz - dodał, nie
spuszczając z niej oczu.
- Jasonie, prawie się nie znamy. To wszystko dzieje się
zbyt szybko. A kilka dni temu powiedziałeś mi, że nie masz
zamiaru nigdy się żenić.
- Wtedy jeszcze nie byłem zakochany. Ale moje życie się
zmieniło, od kiedy cię poznałem.
- Jest za wcześnie, byś naprawdę wiedział, co do mnie
czujesz.
- To ty powiedziałaś, że będziesz wiedziała, kiedy kogoś
pokochasz. Tak właśnie stało się ze mną. Wiem, czego pra-
gnę i wiem, co czuję. Powiedz mi, że mnie nie kochasz - do-
dał, patrząc jej prosto w oczy.
117
S
R
- Wiesz, że tego nie powiem, ale to wszystko dzieje się za
szybko. Nie chcę tak się spieszyć ani z zaręczynami, ani ze
ślubem. Miesiąc temu byłeś zdecydowany nigdy się nie oże-
nić. Spędziłeś całe swoje dorosłe życie, zmieniając kobiety
jak rękawiczki. Poznanie twoich prawdziwych uczuć musi
zająć ci więcej czasu.
- Nie, nie masz racji! - Na te słowa jej serce zabiło moc-
niej. Całą sobą pragnęła wierzyć, że Jason mówi szczerze.
- Czas pokaże, czy naprawdę się kochamy.
- Nie chcę, żebyś wyjechała do Dallas. Pragnę, żebyś zo-
stała tutaj. Chcę spać przy tobie każdej nocy, codziennie mieć
cię w ramionach. Pragnę wracać do ciebie, rozmawiać z tobą,
gdy tego potrzebuję, mieć kogoś, z kim mógłbym dzielić
wszystko.
- Jasonie, pragnę tego samego tak mocno, że nawet nie
ośmielam się o tym myśleć.
- Więc zaufaj mi. Przyznaj, że wiesz, co do mnie czujesz.
- Nie możesz być tak bardzo pewien po tak krótkim cza-
sie. Zastanawiam się, czy nie mówiłeś tego każdej kobiecie, z
którą...
- Nikomu innemu nie proponowałem małżeństwa - prze-
rwał jej Jason. - Przysięgam ci. Merry, że nigdy nie powie-
działem żadnej kobiecie, że ją kocham. Nigdy. Nawet jako
nastolatek. Zawsze było we mnie coś, co kazało mi trzymać
język za zębami.
- Och, Jasonie - powiedziała, wiedząc, że ta rezerwa wy-
nikała z zadawnionych ran, ale to nie oznaczało, że teraz mo-
gła mu do końca wierzyć. - Zobaczymy, czy będziesz czul to
samo za rok. Teraz to wszystko jest zbyt szybkie, zbyt po-
wierzchowne.
118
S
R
- Nie ma w tym nic powierzchownego. Znam siebie.
Nigdy wcześniej nie czułem nic podobnego. Jestem tego pe-
wien. Bliskość, jaką dzielimy, powinna pomóc nam poznać
się lepiej. A w momentach krytycznych opadają wszelkie
maski i pozostaje tylko to, co rzeczywiście prawdziwe. My-
ślę, że my mieliśmy okazję spojrzeć na siebie w taki właśnie
sposób.
- Może i tak, ale mimo to sądzę, że potrzebujemy więcej
czasu i przestrzeni. Nikt nie może zmienić się tak gruntownie
jak ty. Nie tak szybko. Jasonie, gdy wyjdę za mąż, chcę, by to
było raz na zawsze.
- Ja też. I znam swoje serce. Wiem, co do ciebie czuję.
Kocham cię.
Zamknęła pudełko z pierścionkiem i włożyła mu je do rę-
ki.
- Może za jakiś czas, Jasonie. Ale nie teraz. Nie ma spo-
sobu, byś mnie przekonał, że naprawdę mnie kochasz. Byłeś
zbyt przekonywujący, gdy kilka dni temu mówiłeś, że nigdy
się nie zakochasz i na pewno nigdy się nie ożenisz.
- Ale wtedy jeszcze właściwie cię nie znałem.
- Tak naprawdę teraz też mnie nie znasz.
- Myślę, że znam. A jeżeli o czymś nie wiem, to pragnę
się dowiedzieć. - Ujął jej twarz w dłonie. - Do licha, kobieto,
kocham cię. Chcę, żebyś została moją żoną.
Spojrzała w jego oczy, w których płonęło zdecydowanie i
namiętność.
- Wyjdz za mnie - powtórzył po sporej dawce pocałun-
ków.
Odsunęła się trochę, ujmując znowu pudełeczko z pier-
ścionkiem.
119
S
R
- Zobaczymy, co będziesz o tym myślał, kiedy lepiej się
poznamy.
- Ja dokładnie wiem, czego chcę. Kocham cię. I przeko-
nam cię o tym.
Następnego ranka Jason opuścił dom o świcie, żeby za-
brać bydło na targ.
Wrócił, myśląc o niespodziance dla Merry. Zabierał ją
awionetką do Houston na kolację.
Wszedł na ganek i właśnie otwierał drzwi, kiedy wpadła
w jego ramiona. Złapał ją i okrył pocałunkami, jak zwykle
zamykając drzwi nogą. Ona zdążyła jeszcze przekręcić klucz.
Pragnął jej rozpaczliwie.
- Jestem brudny i spocony...
- Nie przeszkadza mi to - szepnęła, a jego krew zawrzała.
Jej ciało było chłodne, miękkie i słodko pachnące. Nie był w
stanie czekać dłużej. Trzęsącymi się rękami zdjął z niej ubra-
nie. Była czarodziejką. Za chwilę uniósł ją, a ona otoczyła
jego biodra nogami. Czuł się, jak gdyby robili to po raz
pierwszy.
- Merry, kocham cię! Moja ukochana, moja jedyna -
szeptał, zastanawiając się, jak długo będzie musiał ją prze-
konywać o głębi swoich uczuć.
Wszystkie myśli rozpłynęły się w ekstazie.
Pózniej, już po kąpieli, zaniósł ją do łóżka i przytulił do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]