[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pan mu tego zrobić... on musi dostać tę rolę... tak dużo dla niego znaczy...
dla nas wszystkich...  To jednak niewiele by pomogło. Nie dawano ról w
filmie, by komukolwiek pomagać.
Przesiedziała całe popołudnie, walcząc z usypiającym upałem. Zbliżał się
wieczór. Telefon wciąż nie dzwonił.
Fabrice wrócił wcześnie. Wszedł i zapytał ją swoimi oczami, bez jednego
słowa. Potrząsnęła głową.  Nic.
 No cóż. - Wzruszył ramionami.  Idz na przyjęcie do namiotu. Ja
poczekam.
Chciała z nim zostać, zapytać go, czy może pomóc. Być tą, która
zadecyduje. Wahała się przez moment. Był chłodny, i jakiś odległy.
Poszła na przyjęcie.
Weszła do namiotu i posadzono ją przy stoliku obok Jeanne. Stolik był
niski. Na podłodze leżały poduszki, gdzie usiadła, próbując się uśmiechać.
Inni zdawali się dobrze bawić, w namiocie rozbrzmiewał ich śmiech. Przez
RS
58
odsłoniętą w dachu klapkę widziała księżyc, duży w swojej pełni, tak jakby
burza w ogóle się nie zdarzyła.
Kelnerzy roznosili jedzenie.
 Brik  powiedziała Jeanne.  Uwielbiam to.
Sherry spojrzała bez zainteresowania na coś, co wyglądało jak jajko w
cieście.
Ktoś z entuzjazmem opowiadał o następnych smakołykach. Cielęcina z
rożna, granaty...
Jak oni mogą rozmawiać o jedzeniu? W drugim końcu namiotu
zgromadzeni byli muzycy; ciemnoskórzy, z turbanami na głowach,
specjalnie zaproszeni z południa. Kiedy rozległa się ich dziwnie zawodząca
muzyka, demonstrowali starożytne tańce Sahary, tańce miecza i strzelby.
Dla Sherry wszystko to było bez znaczenia.
Pózniej muzycy zaprosili do tańca gości, tak jak kiedyś przed hotelem.
Jeanne z uśmiechem przyłączyła się do tańczących, ale Sherry odmówiła.
Była zbyt napięta i zdenerwowana.
Pomyślała o Dumoncie. Czy telefonował Pierre? Zanim wróciła Jeanne,
wymknęła się z namiotu.
Do pokoju weszła po cichu. Wzięła prysznic i czekała. Zza ściany nie
dochodził żaden dzwięk.
Podeszła do drzwi i zapukała. Usłyszała głos:  Entrezl
Siedział na łóżku. Chciała do niego podejść i pocieszyć go.
 Jakie wieści?  zapytała.
 %7Å‚adnych.
Stała przez chwilę niezdecydowana, potem bezszelestnie wróciła do
swojego pokoju. Położyła się. Przewracając się na boki, wciąż nasłuchiwała,
czy zadzwoni telefon.
W końcu zasnęła. Obudziła się pózno, zadowolona z wolnego dnia.
Zastanawiała się, czy dzwonił Pierre, i co u licha robił, jeżeli do tej pory się
nie odezwał. Zmęczona weszła pod prysznic. Stała chwilę pod strumieniem
letniej wody, a potem zaczęła namydlać swe ciało.
Wtedy zadzwonił.
Zakręciła kurki. Słuchała. Czy Fabrice odebrał telefon? Usłyszała jego
donośny, niski głos:  Halo, to ty, Pierre?
Sherry nasłuchiwała z sercem na ramieniu.
 Zdecydowałeś się?  pytał Fabrice. Chwila ciszy.
RS
59
 O, Pierre. Wiesz, że była mi potrzebna. Może coś pózniej? Dieu,
bardzo.
Cisza.
 Cóż, dziękuję za telefon. Do widzenia.
Sherry chwyciła szlafrok, owinęła go wokół mokrego ciała i wbiegła do
jego pokoju.  Nie dostałeś roli?  wyszeptała.
 Nie.
Patrzyła na niego. Nic nie mówił. Przeszedł obok i wyszedł za drzwi.
 Fabrice!  jej krzyk pełen był gniewu. On jednak nie obejrzał się za
niÄ….
Zrzuciła szlafrok, wytarła swoje ciało i szybko się ubrała. Zbiegła do
jadalni. Nie było go tam.
Wypiła kawę, zjadła bułkę, która smakowała jak trociny i wyszła na
dwór. Grupa bawiących się gości właśnie chlupała się w basenie. Poza
Jeanne, siedzącą na boku. Sherry zapytała ją:  Widziałaś Fabrice'a?
 Nie. Czy coś się stało?
 Zastanawiam siÄ™ tylko, gdzie on jest.
 Dzisiaj nie pracujemy  zaczęła Jeanne, ale przerwał jej Jacques,
podpłynąwszy do brzegu basenu.
 Nawet my czasem mamy dzień wolny  rzucił. Sherry przedarła się
przez tłum z powrotem do jadalni. Ani śladu Dumonta.
Na pewno poszedł na krótki spacer, zadecydowała. Zaraz wróci. Będzie
czekać.
Sherry przeszła się wokół hotelu, wróciła do pokoju i spojrzała na łóżko,
na którym spał. Potem zeszła do ogrodu, na drogę, w kierunku sklepiku dla
turystów. Tam go też nie było.
Zbliżał się lunch i jadalnia powoli napełniała się hotelowymi gośćmi.
Fabrice nie przychodził. Nikt chyba nie wiedział, gdzież mógł się podziać.
Nikt też poza Sherry zbytnio się tym nie przejmował. Kelnerzy wnieśli
jedzenie. Po posiłku wszyscy rozeszli się. . Gdzie on jest, zastanawiała się.
Gdzie...?
Zaniepokojona, wyszła z hotelu i skierowała się ku miasteczku. Był to
dzień targowy. Mały bazar, wypełniony tłumem mężczyzn, oferował wełnę,
owoce i warzywa. Mężczyzni jak zwykle mieli na sobie długie szaty, a
kobiety safari; gdzieniegdzie były też kobiety Berberów, odziane w
czerwonofioletowy strój.
RS
60
Szła do przodu, mijając targujących i ich kramy. Dotarła na bazar
wielbłądów. Kiedy indziej na pewno cieszyłby ją ten widok, robiłaby
zdjęcia. Teraz jednak szukała tylko Fabrice'a. Chciała z nim schronić się
przed gorÄ…cym zapachem" zwierzÄ…t i piasku pustyni.
Nie mógł przecież... umysł nie wypowiedział tego fatalnego słowa. Nie
mógł zrobić niczego drastycznego. Ale niby dlaczego nie? Wiele stracił.
Film, na którym mu tak bardzo zależało, jest stracony  nie miał przecież
pieniędzy... Ludzie odwracali się od niego... Co zrobi, ze swoją
nieszczęśliwą ekipą filmową, tu, na skraju pustyni? A ona? Ona, która
mogła mu pomóc, odrzuciła jego miłość, kiedy tak bardzo jej potrzebował.
Pustynia... Fabrice kochał pustynię. Mówił, że kiedy ma zmartwienia,
ucieka do otwartych przestrzeni.
Niemal ze szlochem pobiegła do miejsca, gdzie miejscowi chłopcy stali z
wielbłądami.  Proszę  powiedziała do jednego z nich.  Chcę jechać.
Wszystko trwało tak długo. Wielbłąd opadł na kolana, a Sherry
usadowiła sic na siodle. Zwierzę wstało i powoli ruszyło, powoli, tak bardzo
powoli...
Posuwali się do przodu. Chłopak trzymał lejce, czasami popędzając
wielbłąda, ten jednak nigdy nie zmienił swego ociężałego marszu. 
Nienawidzę wielbłądów  powiedziała Sherry na głos.  Zawsze będę je
nienawidziła.
 To dromader  odparł chłopak.  Wielbłądy mają dwa garby.
 I więcej rozumu, mam nadzieję  krzyczała.  Chcę szybciej,
szybciej...
W końcu dotarli na miejsce, na podnóże piaskowego wzniesienia. 
Chcę zejść  Sherry powiedziała do chłopaka i wielbłąd posłusznie
klęknął.
 Poczekaj tutaj  rzekła i zaczęła wbiegać na wydmę. Wspinaczka po
miękkim piasku stanowiła poważne utrudnienie. Sherry chciała krzyczeć ze
złości, zapadając się w piasek i nie mogąc wydostać z niego stóp. W końcu
jednak znalazła się na górze.
Stał tam sam. Zupełnie sam. Człowiek, który z natury samej swojej pracy
musi zawsze być choć trochę samotny.
Stała przez chwilę, wpatrując się w niego. Po jakimś czasie odwrócił się i
zauważyÅ‚ jÄ….  Chérie...
 O, Fabrice.  Biegła, biegła prosto mu w ramiona.
RS
61
Trzymał ją mocno i zapytał:  Co się stało?
Nie odpowiadała. Kochała go. Zwiadomość tego nie pozwalała jej
mówić. Kochała Fabrice'a Dumonta.
 O co chodzi, chérie?  wyszeptaÅ‚.
 Myślałam, że... ty...  nie mogła dokończyć.
 Co?  zapytał.
 O, nic. Po prostu nie wiedziałam, gdzie jesteś. Potem sobie
przypomniałam. Zawsze wychodzisz na pustynię, kiedy masz kłopoty.
 Tak.
 Powinieneś był mi powiedzieć  rzekła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •