[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i przeklął się w duchu. Przecież postanowił, że nie będzie
wspominaÅ‚ o wczorajszej przygodzie! To wyjÄ…tkowo niefor­
tunne posunięcie z jego strony. W życiu, tak jak w szachach,
nie wolno dopuszczać do przewagi przeciwnika. Szybko
więc zaczął przemowę od nowa. - Możesz być pewna, że
ja i moi doradcy przestudiujemy ksiÄ™gi rachunkowe z naj­
wyższą drobiazgowością, a jeżeli znajdziemy choćby drobne
uchybienie, to będę wiedział, kogo obarczyć za nie winą.
Do ataku! Do ataku! W uszach Bess zadzwięczały trąbki
wzywajÄ…ce do boju.
- A nie bÄ™dziesz przypadkiem obwiniaÅ‚ samego siebie, je­
śli znajdziesz jakieś uchybienia, w co zresztą bardzo wątpię,
skoro przez dziesięć lat nie wykazaÅ‚eÅ› najmniejszego zainte­
resowania Atherington i pozostawiłeś nas na pastwę losu?
Od sześciu lat jestem w pełni kobietą, gotową, by wypełnić
64
małżeńskie obowiązki i urodzić ci dzieci. Radzę więc, byś
swoje napomnienia i pretensje kierował nie pod moim, ale
swoim adresem!
Wielki Boże! A wiÄ™c staÅ‚o siÄ™ - straciÅ‚a nad sobÄ… pano­
wanie. Sądząc zaś po wyrazie twarzy Drew, on zaraz pójdzie
w jej ślady.
Tymczasem jednak, zapominając o jedzeniu, pochylił się
w jej stronę i wycedził przez zaciśnięte zęby:
- Nie boisz się, że przyjdzie ci za wszystko zapłacić? Bo
moim zdaniem powinnaÅ›.
- Tak jak i ty, panie - rzuciła hardo.
Jak Å›mie jÄ… napominać? Jak Å›mie! PosÅ‚aÅ‚a mu peÅ‚ne gnie­
wu spojrzenie, a on odpÅ‚aciÅ‚ jej tym samym. Teraz zapo­
mnieli już nie tylko o jedzeniu, ale i o widzach tego spek­
taklu.
- Doprawdy? - rzuciÅ‚ szyderczo. - A ten mÅ‚odzian, z któ­
rym cię wczoraj widziałem? Czy przypadkiem nie łączy was
nieprzystojny zwiÄ…zek?
Zamierzał podjąć tę dyskusję, gdy pozostaną sami, ale ta
kobieta świętego doprowadziłaby do grzesznych zachowań,
i nawet teraz, gdy się kłócili, Drew miał ochotę rzucić się na
nią i wziąć to, czego odmówiła mu wczoraj.
ByÅ‚a ucieleÅ›nieniem pokusy. Jak to możliwe, że tak nie­
odparcie pociągała go kobieta w niczym nieprzypominająca
tych, które do tej pory absorbowały jego uwagę? Miała włosy
ciemne, a nie blond, cerę porcelanową, a nie różaną. Do tego
odznaczała się dość słusznym wzrostem, a na domiar złego
jej język był ostry niczym brzytwa.
65
Na Boga, z jakÄ… przyjemnoÅ›ciÄ… zabierze siÄ™ do jej poskro­
mienia. Już sama myÅ›l o tym, co zrobi z jej ciaÅ‚em, jak odpÅ‚a­
ci jej za tę ciętość mowy, którą chyba obdarzył ją sam diabeł,
przyprawiła go o dreszcz rozkoszy.
Teraz jednak musi się uspokoić. Nie może dopuścić, by
jego żona każdym słowem wyprowadzała go z równowagi
i rozpalała do białości.
- Zdaje się, pani, że nie pojmujesz, na czym polega rola
kobiety. Ma być ona cicha, posłuszna swemu panu, potulnie
wypełniać wszystkie jego polecenia...
- Szybciej umrÄ™, niż siÄ™ takÄ… stanÄ™ - rzuciÅ‚a bez zastano­
wienia, bezceremonialnie przerywajÄ…c recytacjÄ™ katalogu
cnót niewieścich. - Nie zamierzam - oznajmiła donośnie,
by jÄ… dobrze usÅ‚yszeli wszyscy siedzÄ…cy przy stole - nie za­
mierzam wzorować się na cierpliwej, cierpiętniczej Gryzel-
dzie z poematu pana Chaucera, która jeszcze dziÄ™kuje mÄ™­
żowi za podłe, okrutne traktowanie.
- Ja natomiast nie zamierzam być mężem zrzÄ™dliwej ko­
biety, która chce we wszystkim mieć ostatnie sÅ‚owo! - wrzas­
nÄ…Å‚ Drew tak donoÅ›nie, jakby rzeczywiÅ›cie dzgaÅ‚y go widÅ‚a­
mi wszystkie piekielne moce.
Cóż, przynajmniej sztywna pompa uleciała w dal, a jej
miejsce zajęła szczerość, pomyślała Bess, tłumiąc śmiech,
który jÄ… ogarniaÅ‚ na widok zaszokowanych twarzy biesiad­
ników.
A już musiała wręcz zagryzać usta, gdy ciotka Hamilton
podjęła drżącym głosem:
- Ależ bratanico moja, dziecko drogie, pamiętaj, że mąż
66
jest dla ciebie niczym Bóg, musisz więc zawsze i wszędzie
być mu posłuszna... Podobne zachowanie ci nie przystoi...
szczególnie w publicznym miejscu.
Chociaż Bess nie przyznałaby tego głośno, w jednym
punkcie ciotka rzeczywiÅ›cie miaÅ‚a racjÄ™. %7Å‚ona nie powin­
na wymieniać burzliwych zdaÅ„ z mężem w obecnoÅ›ci in­
nych osób.
Dla zaÅ‚agodzenia sytuacji zaÅ›miaÅ‚a siÄ™ radoÅ›nie i wyciÄ…g­
nęła rękę w stronę Drew.
- No już, panie, zawrzyjmy rozejm, przynajmniej na czas
tego posiÅ‚ku, i przypieczÄ™tujmy go uÅ›ciskiem dÅ‚oni. Nie je­
steÅ›my przecież aktorami na scenie, którzy odgrywajÄ… spek­
takl ku uciesze widowni.
Jego żona odezwaÅ‚a siÄ™ otwarcie i szczerze jak mężczy­
zna, a do tego zrobiÅ‚a to swobodnie i z dużą pewnoÅ›ciÄ… sie­
bie. WystarczyÅ‚a chwila, a ich wzajemne relacje ulegÅ‚y gwaÅ‚­
townej zmianie. Drew wiedział, że powinien okazać swoją
męską dominację i odrzucić jej ofertę, wówczas jednak ich
zwiÄ…zek legÅ‚by w gruzach. MógÅ‚ też zapomnieć o mężow­
skiej wyższoÅ›ci i przyjąć wyciÄ…gniÄ™tÄ… dÅ‚oÅ„, by w odpowied­
niej chwili rozpocząć batalię od nowa.
Gdy wciąż się wahał, Bess ponownie się odezwała, i to tak,
jakby czytała w jego myślach:
- ProszÄ™, milordzie, rozłóżmy na nowo szachownicÄ™, za­
pomnijmy o dawnej rozgrywce i przygotujmy siÄ™ do nowej
partii.
Wiedziony spontanicznym odruchem Drew wyciÄ…gnÄ…Å‚
także rękę i ujął delikatną, szczupłą dłoń, tak ciepłą i ide-
67
alnie układającą się w jego dłoni, że natychmiast uleciała
z niego cała złość.
- A więc rozejm - powiedział. - Nie mogę jednak ręczyć
za to, co siÄ™ stanie jutro.
- Podobnie i ja - odpaliła Bess.
- Dziwny to rozejm - Drew uśmiechnął się pogodnie,
zdecydowany, by ponownie nie tracić panowania nad sobą
- gdy obie strony wciąż trwają w stanie wojny.
- Ja nie prowadzÄ™ wojny - oznajmiÅ‚a Bess, chwytajÄ…c jed­
no ze sÅ‚ynnych udek pani Margery i posyÅ‚ajÄ…c mężowi spoj­
rzenie spod rzęs. - Wręcz przeciwnie, rozkoszuję się dobrym
jadłem w pełnym spokoju ducha.
Gdyby Drew nie siedział na wysokim krześle, wówczas
to spojrzenie, tak pełne rozbawienia i psoty, powaliłoby go
z nóg. JÄ™knÄ…Å‚ w duchu, wyjÄ…Å‚ z rÄ…k żony nadgryzione ud­
ko i sam zaczÄ…Å‚ je paÅ‚aszować ze smakiem, po czym powie­
dział:
- Jakim to specjałem pani Margery przyprawia swoje
udka, skoro u ciebie wywołują całkiem inne doznania niż
u mnie?
- %7łeby się tego dowiedzieć, musisz się, panie, pofatygować
do kuchni i sam jÄ… o to zapytać. Czy jednak udzieli ci zado­
walającej odpowiedzi, to już zupełnie inna sprawa.
Jej uÅ›miech, z czego nie zdawaÅ‚a sobie sprawy, byÅ‚ kwin­
tesencjÄ… prowokacji.
Wiedzma! Najprawdziwsza diablica! Czyżby w jego kie­
lichu tak gorliwie podstawionym mu przez usłużnego pazia
znajdował się jakiś czarodziejski napój miłosny? Tylko to by
68
wyjaśniało, czemu on, który przywykł do potulnych kobiet,
gotowych bezwolnie wypeÅ‚niać wszystkie jego zachcian­
ki, traciÅ‚ gÅ‚owÄ™ dla tej niewiasty, która ze sÅ‚odkim uÅ›mie­
chem na ustach sprzeciwia mu się na każdym kroku. Już nie
mógÅ‚ siÄ™ doczekać wieczoru, gdy znajdÄ… siÄ™ razem w sypial­
ni, w wielkim łożu.
Jego żonę trawiła ta sama gorączka. Piękny chłopiec, dla
którego była odstręczającą, godną pogardy istotą, przemienił
się w mężczyznę ścigającego ją pełnym pożądania wzrokiem
nawet wtedy, gdy jÄ… napominaÅ‚. Teraz zaÅ› wbijaÅ‚ zÄ™by w so­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •