[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rybak uniósł brwi, spojrzał na nią spod oka, zwrócił uwagę na zaczerwienione ręce,
uśmiechnął się z zadowoleniem zawodowym i nacisnąwszy zielony klawisz na
niebieskim komputerze, przytakując z wiekowym doświadczeniem, natychmiast
potwierdził też zdecydowanie: Raj. Trzecie Niebo. Pierwsza winda na prawo.
Jedna z wielu dyżurnych wind (na służbie była Brygada Aniołów Recepcji)
towarzyszyła nowoprzybyłej do nieba. Jednak prostoduszna siostrzyczka,
pomyślawszy przez chwilę, wróciła do Zw. Piotra i powiedziała: - Przepraszam Jego
Zwiątobliwość - czy mogę się dowiedzieć, gdzie tutaj znajduje się skrytka na miotły?
Zwięty Piotr wytrzeszczył oczy i przez chwilę zaniemówił. Gdy ocknął się z
zaambarasowania, ze zrozumiałą i usprawiedliwioną dumą odpowiedział: - Droga
siostro, tutaj w niebie wszystko jest czyste niczym lustro. Nic brudnego nie może
tutaj wejść. Wszystko tu jest niepokalane i doskonałe. A więc nie ma potrzeby...
Właśnie w tym momencie na rybackim stole Zw. Piotra zadzwonił nagle czerwony
telefon (linia bezpośrednia z Szefem).
Stary Rybak z Galilei rzucił się do aparatu, wysłuchał z szacunkiem głosu Pana,
potem odkładając słuchawkę, potrząsnął głową obramowaną siwymi włosami i
wyszeptał z uśmiechem: - Koledzy, odwołuję rozkaz. Pan jest zawsze taki sam. Nie
zmienia się nigdy! Jest naprawdę Panem!
Zwracając się do siostrzyczki i do windy powiedział: -Winda centralna. Siódme
niebo!
I siostrzyczka od miotły, w jednej chwili dotarła do Raju.
Zupełnie blisko Pana!
Kto bowiem jest najmniejszy wśród wszystkich, ten jest wielki! (Ak 9,48).
Obsesja
Mogłaby należeć godnie do Ordo Virginum, owa staruszeczka, która spędziła całe
życie na służbie Pana, poświęcając się zupełnie swej rodzinie i codziennej pracy, oraz
ofiarowując siebie innym. Tak w małym świecie szkoły, jak i w tym szerszym - w
swej parafii.
Dręczyła ją jednak pewna obsesja. Jej duszę toczył rodzaj nerwicowego mola.
Ani święci kapłani, ani doświadczeni neurolodzy, ani rozgrzeszenia, ani tabletki
uspokajające, ani napary, ani środki uśmierzające nie potrafiły rozpogodzić jej ani
uspokoić jej serca.
Dniem i nocą, pogrążona w morzu skrupułów, powtarzała sobie, to męczące
wszystkich zdanie: - Ja się nie zbawię!
Zdenerwowany i zdecydowanie zmęczony tym codziennym stanem umiłowanej
duszy, Pan Jezus pewnego dnia osobiście się jej ukazał i powiedział po ojcowsku: -
Moja droga Candido... z pewnością sama się nie zbawisz. Sama niczego nie możesz
zrobić!
Dlatego Ja pomyślałem o wszystkim, umierając za ciebie na krzyżu. Ty już jesteś
zbawiona. Dzisiaj, tutaj, na zawsze! Jesteś zbawiona!
Tego dnia sędziwa nauczycielka Candida, wyleczyła się ze swej obsesji, żyła jeszcze
długo i umarła w pokoju.
Znasz Pisma śzuięte, które mogą cię nauczyć mądrości wiodącej ku zbawieniu przez
wiarę w Chrystusie Jezusie! (2 Tm 3,15).
I przyszedł anioł..
W ubiegłym roku, w marcu, Anioł został posłany przez Boga do Lourdes, miasteczka
w Pirenejach i stanął przed poważnym panem, działającym w ratuszu, przed
burmistrzem miasteczka.
- Je vous salue, Messieur! - powiedział Anioł.
Burmistrz bardzo zatrwożył się tym niespodziewanym pojawieniem się i spytał
siebie, jakie znaczenie może mieć ta wizyta.
Anioł powiedział: - Niech się pan nie boi, panie burmistrzu. Bóg zawsze będzie
rządził na tej błogosławionej ziemi w Lourdes. Prawdę mówiąc jednak, są tu pewne
rzeczy, które w mniemaniu Chórów Aniełskich nie wyglądają zbyt dobrze i
należałoby je absołutnie zmienić.
W Niebie, my Aniołowie Pańscy, choć nie mamy żadnej władzy decyzyjnej, żyjemy
wokół naszej Królowej, wielbiąc Ją. Od pewnego czasu jesteśmy zaniepokojeni.
Zdumiony burmistrz zapytał: - Jak to możliwe?
- Widzisz - powiedział Anioł - na początku tutaj było inaczej. Dziewica ukazała się w
Massabielle, w biednej i ogołoconej grocie. Lourdes było wtedy biednym i nędznym
miasteczkiem, jak Betlejem. Dzisiaj mnóstwo w nim hoteli o wielu gwiazdkach,
kawiarni, bogatych restauracji, sklepów jubilerskich, muzeów, międzynarodowych
supersamów i prostych straganów, butików i punktów wymiany, kin i pubów... Chyba
to jest przesada.
Wszędzie handluje się górami pamiątek: obrazkami, figurkami, książkami,
fotografiami, różańcami, kasetami, wszelakiego rodzaju świecami i kiczowatymi
drobiazgami, wybrakowanymi towarami...
W niebie, my Aniołowie śmiejemy się, ale i gorszymy, widząc, jak obrazki
Najświętszej Panny i Bernardety Soubirous są profanowane przez umieszczanie ich
na wszystkim: na flaszkach i korkociągach, na gwizdkach i mydelniczkach, na
perfumach i słodyczach, termometrach i laleczkach, na nożach i świeczkach, na
zabawkach i apaszkach, na butelkach i na tabletkach wzmacniających, na
bluzeczkach i na popielniczkach...
Panie burmistrzu, w niebie, niektórzy z otoczenia Matki Bożej, zaczynają wam
życzyć małego trzęsienia ziemi.
Trzęsienia ziemi ściśle określonego, ma się rozumieć, które wywołałoby
dobroczynne poruszenie wśród tych wszystkich luksusów światowych, niektórych
witryn iskrzących się marnościami tego świata, niektórych sprzedawców i właścicieli
kantorów zainstalowanych właśnie na obrzeżach placu świątyni.
- Panie burmistrzu - zakończył Anioł. - Moje wystąpienie nie ma być ostrzeżeniem,
ale jedynie zachętą do umiaru.
Warto byłoby rozpatrzyć na serio te sprawy i włączyć do porządku dziennego
najbliższego posiedzenia Rady, może w połączeniu z Izbą Handlową.
Bez obecności wielu ekspertów finansowych, a raczej z konsultacją religijną waszych
kapelanów.
Zawsze czai się ryzyko skażenia bogactwa, ukrytego niczym perła drogocenna w
Lourdes i w wielu innych sanktuariach.
Człowiek został powiadomiony...
Anioł oddalił się od niego.
Trwajmy w łasce, a przez nią służmy Bogu ze czcią i bojaznią! (Hbr 12,28).
Jak pizza!
Jeden z 250 uczestników światowego konkursu Złota pizza w Salsomaggiore, dzielny
chłopak, który rozwijał się i kształtował w braterskim środowisku grupy "Focolarini",
zwierzył mi się:
- Realizowanie miłości jest trochę podobne do robienia pizzy. Dzisiaj można ją zrobić
na tysiąc różnych sposobów i z najrozmaitszych składników.
Jednak, jeśli zabraknie serca eksperta i odpowiednio dobrego pieca, opalanego
drewnem i dającego odpowiednią temperaturę, zamiast autentycznej pizzy neapoli-
tańskiej, zostaje ci w ręku ciasto bez smaku, produkt, który rozczarowuje.
Podobnie każdy gest miłości, jeśli nie rodzi się ze szczerego serca i jeśli nie jest
ogrzany wielką miłością Boga, traci swą wartość. Jest jedynie zwiotczałym
produktem instynktownego współczucia, letnim, tanim alibi, uciszającym
niespokojne sumienie, jest ekshibicjonizmem o małej wartości; zawsze pozostanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]