[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czone luzno ręce trzymała lekko ugięte w łokciach. Uświadomił sobie, że jest to posta-
wa czujnego myśliwego, być może z okresu Cro-Magnon. Rasa wysokich myśliwych,
pomyślał. %7ładnego nadmiaru ciała, płaski brzuch, niewielkie pośladki i jeszcze mniejsze
piersi. Rachel miała klasyczną, celtycką budowę, anachroniczną i atrakcyjną. Jej szczu-
płe nogi w szortach, pozbawione dojrzałych, kobiecych krągłości posiadały nijaki, cał-
kowicie aseksualny charakter. Jednak ogólne wrażenie było bardzo dobre. Dziewczyna,
nie kobieta. Jeżeli zapomnieć o niespokojnych, mądrych oczach.
Upił łyk burbona. Jego moc, zdecydowany smak i zapach były tak obce, że miał kło-
poty z przełykaniem. W przeciwieństwie do Rachel, która piła whisky bez żadnych
trudności.
Usiadła na łóżku i z roztargnieniem wygładziła kapę. Znowu była markotna. Rick
postawił szklaneczkę na stoliku przy łóżku i usiadł obok niej. Pod jego ciężarem mate-
rac ugiął się i Rachel zmieniła nieco pozycję.
Co ci się stało? zapytał. Wyciągnął rękę i ujął jej dłoń. Była chłodna, koścista,
lekko wilgotna. Co cię dręczy?
Ten ostatni, cholerny Nexus-6 odparła Rachel z wysiłkiem jest tego samego
typu co ja. Popatrzyła na kapę, znalazła nitkę i zaczęła zwijać ją na palec. Czy nie
czytałeś rysopisu? To również mój rysopis. Może mieć inaczej ułożone włosy i inaczej
się ubierać nawet nosić perukę. Ale kiedy ją zobaczysz, zrozumiesz, o co mi chodziło.
Roześmiała się sardonicznie. To dobrze, że spółka przyznała, że jestem andkiem,
w przeciwnym razie pewnie byś zwariował, gdybyś ujrzał Pris Stratton. Albo uznałbyś,
że to ja.
Dlaczego cię tak to martwi?
Do diabła, przecież będę przy tym, jak ją usuniesz.
Może nie. Może nie zdołam jej znalezć.
124
Znam psychologię Nexusa-6. Dlatego jestem tutaj i dlatego mogę ci pomóc.
Wszyscy ukryli się razem, cała ostatnia trójka. Skupieni wokół najbardziej szalonego
z nich, który nazywa się Roy Baty. To on obmyśla ich ostatnią obronę. Skrzywiła usta.
Jezu szepnęła.
Rozchmurz się poprosił. Ujął ją pod ostrą, drobniutką brodę i uniósł jej głowę
tak, że musiała na niego spojrzeć. Ciekawe, jak to jest, kiedy całuje się androida, pomy-
ślał. Pochylił się i dotknął ustami jej suchych warg. Nie było żadnej reakcji. Na Rachel
to, co zrobił, nie wywarło wrażenia. Zupełnie jakby nic nie czuła. Ale on wiedział, że jest
inaczej. A może było to tylko jego pobożne życzenie?
Szkoda powiedziała Rachel. Gdybyś przyznał się, że o to ci chodzi, nigdy
bym tu nie przyleciała. %7łądasz ode mnie zbyt wiele. Rozumiesz, co czuję? Co czuję do
tego androida, który się nazywa Pris?
Empatię odparł.
Coś w tym rodzaju. Identyfikację. Oto idę ja. Mój Boże, może tak właśnie się zda-
rzy. W zamieszaniu usuniesz mnie, nie ją. Ona zaś wróci do Seattle i będzie żyć dalej na
moim miejscu. Nigdy dotąd tak się nie czułam. Jesteśmy maszynami produkowanymi
jak kapsle do butelek. To tylko złudzenie, że ja ja osobiście w ogóle istnieję. Jestem
tylko przedstawicielką typu. Wzdrygnęła się.
Rick mimo wszystko poczuł rozbawienie. Rachel stawała się tak ckliwie ponura.
Mrówki wcale tak tego nie odczuwają powiedział. A przecież są fizycznie
identyczne.
Mrówki. One w ogóle nie czują.
Blizniaki jednojajowe. One nie...
Ale identyfikują się ze sobą nawzajem. Posiadają specjalną, empatyczną więz.
Wstała i niepewnym ruchem sięgnęła po butelkę burbona. Napełniła swoją szkla-
neczkę i wypiła duszkiem. Przez jakiś czas przechadzała się po pokoju, zmarszczywszy
ponuro brwi, aż wreszcie usiadła znowu na łóżku. Położyła się na nim, podparta na po-
duszkach i wyciągnęła nogi. Zapomnij o tych trzech andkach westchnęła ze znu-
żeniem. Jestem zupełnie wyczerpana, chyba tą podróżą. A po tym, czego dowiedzia-
łam się dzisiaj, po prostu chce mi się spać. Zamknęła oczy. Jeżeli umrę mruk-
nęła może urodzę się znowu, kiedy spółka Rosena wypuści następną serię mojego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]