[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Turystyka jest częścią kultury. I chcieliście ukraść prom, a nie pożyczyć.
Nie zamierzamy ich odwiedzać powiedziałem. Polecimy prosto przed sie-
bie, poza obszar galaktyki, a potem z powrotem. Zciśle mówiąc, po trójkącie równora-
miennym.
Powinniście załatwić to oficjalną drogą.
Jasne. Zaczynając od ciebie, szeryfie.
Zakrył grzbiet dłoni z identyfikującą go blizną.
Mogliście powiedzieć komukolwiek. Jesteśmy zbiorową świadomością.
Jednak nie przysłaliście tu kogokolwiek. Przysłaliście jedynego Człowieka w mie-
ście, który ma broń i ćwiczy podnoszenie ciężarów.
Oboje jesteście żołnierzami. Rozchylił kamizelkę, ukazując wielki pistolet.
Moglibyście stawiać opór.
Przed czym? zapytała Marygay.
Przed pójściem ze mną. Jesteście aresztowani.
Paxton nie ma dostatecznie licznego elementu przestępczego, żeby zasłużyć na praw-
dziwe więzienie i sądzę, że wystarczyłaby pierwsza lepsza szopa, byle zamykana od ze-
wnątrz. Siedziałem w pomalowanym na biało pomieszczeniu, z materacem na podło-
dze i toaletą. Obok toalety znajdowała się składana umywalka, a naprzeciw niej składa-
ne biurko. Nie było krzesła. Biurko miało wbudowaną klawiaturę, która jednak nie dzia-
łała.
W powietrzu unosił się odór rozlanego alkoholu. Najwidoczniej z jakiegoś powodu
użyli spirytusu jako środka dezynfekcyjnego.
Z ubiegłorocznej wizyty wiedziałem, że to więzienie ma tylko dwie cele, tak więc
wraz z Marygay uosabialiśmy wzbierającą falę przestępczości. (Prawdę mówiąc, praw-
dziwi przestępcy nie spędzali tutaj nawet jednej nocy zawożono ich od razu do praw-
dziwego więzienia w Wimberly).
27
Przez chwilę oddawałem się rozmyślaniom nad moim grzesznym żywotem, a potem
zdołałem przespać kilka godzin, chociaż nie mogłem zgasić światła.
Kiedy szeryf otworzył drzwi, za jego plecami zobaczyłem brzask dnia. Była dziesią-
ta lub jedenasta. Wręczył mi białe kartonowe pudełko, w którym znajdowało się mydło,
szczoteczka do zębów i tym podobne rzeczy.
Prysznic jest po drugiej stronie korytarza. Proszę, przyjdzcie na herbatę, kiedy bę-
dziecie gotowi.
Wyszedł bez żadnych dalszych wyjaśnień. Były dwa prysznice. Marygay była już pod
jednym z nich. Zapytałem głośno:
Mówił ci coś?
Tylko otworzył drzwi i powiedział, żeby przyjść na herbatę. Dlaczego nigdy nie
próbowaliśmy tego z naszymi dziećmi?
Teraz już na to za pózno.
Wziąłem prysznic, ogoliłem się i razem poszliśmy do biura szeryfa.
Pistolet wisiał na wieszaku za jego plecami. Szeryf pospiesznie zgarnął papiery na je-
den koniec biurka i postawił na nim dzbanek z herbatą, trochę krakersów oraz dżem
i miód. Usiedliśmy. Nalał nam herbatę. Wyglądał na zmęczonego.
Przez całą noc rozmawiałem z Drzewem. Ponieważ w Centrusie był wtedy
dzień, mógł kontaktować się z setkami lub tysiącem swoich sobowtórów. Udało nam
się dojść do ostrożnego konsensusu.
I to zajęło wam całą noc? warknąłem. Jak na zbiorowy umysł macie kiep-
skie synapsy.
Często żartowałem w ten sposób z innych wykładowców na uniwersytecie. (Praw-
dę mówiąc, fizyka była doskonałym przykładem ograniczonych możliwości Człowieka.
Każdy z nich mógł podłączyć się do mózgu któregoś z moich uniwersyteckich kolegów
lub koleżanek, ale nie zrozumiałby żadnego z bardziej skomplikowanych problemów,
jeśli wcześniej nie studiował fizyki).
Prawdę mówiąc, większą część tego czasu czekaliśmy na przybycie wezwanych
osobników. Musieliśmy nie tylko rozwiązać ten... problem z wami, ale podjąć jeszcze
jedną decyzję, również z tym związaną. Im więcej liści, tym większe Drzewo.
Dżem był jagodowy, o aromatycznym i korzennym smaku, który polubiłem od
pierwszej chwili. Była to jedna z niewielu rzeczy, które spodobały mi się po przybyciu
na Middle Finger. Przyleciałem tu w środku zimy.
A więc postanowiliście powiesić nas na rynku? powiedziałem. Czy też po
cichu zgilotynować?
Gdyby trzeba was było zabić, już by to zrobiono. Miał poczucie humoru. Po
co wtedy miałbym coś wyjaśniać?
Nalał sobie herbatę.
28
Trzeba będzie poczekać. Całe Drzewo musi zatwierdzić decyzję.
To oznaczało, że wyślą wiadomość na Ziemię i poczekają na odpowiedz co naj-
mniej dziesięć miesięcy.
Zgodnie z ostrożnym konsensusem, jaki wypracowaliśmy w tej kwestii, pozwoli-
my wam odlecieć. Damy wam ten prom relatywistyczny.
A w zamian powiedziała Marygay pozbędziecie się stu pięćdziesięciu nie-
bezpiecznych malkontentów.
Nie tylko. Już jesteście fascynującym anachronizmem. Pomyślcie, jacy będziecie
cenni za czterdzieści tysięcy lat!
%7ływe skamieliny mruknąłem. Co za pomysł. Zastanawiał się chwilę, ponie-
waż nie znał tego słowa. Na jego świecie nie było prawdziwych skamieniałości.
Tak, zarówno pod względem budowy ciała, jak i sposobu myślenia. W pewien
sposób jestem to winien mojemu dziedzictwu. Sam powinienem o tym pomyśleć.
Zwykle nie rozróżniał liczby mnogiej, więc zakładałem, że w takim sensie użył teraz
liczby pojedynczej.
Mówiłeś, że podjęliście dwie decyzje przypomniała Marygay. Druga też
miała z nami związek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]