[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Użyła swych ulubionych perfum, tych, które Luke również lubił.
RS
128
Na ramiona narzuciła aksamitny żakiet i czekała. Przyjęcie na
dole rozkręcało się. Pary wyszły na korytarz, żeby tańczyć.
Nagle zadzwonił domofon. To na pewno Luke. Julia nacisnęła
przycisk otwierający drzwi i zeszła na dół.
Widziała go, gdyż górował wzrostem nad resztą gości. Ktoś
podał mu drinka.
Julia, przeciskając się między gośćmi, szła w jego stronę.
Odstawił szklankę i wyciągnął w jej stronę obie ręce.
- Julio, wyglądasz wspaniale, ale dziś nie mamy raczej czego
świętować. - Jego głos zabrzmiał smutno. Przyjrzał się jej i
powiedział bardzo cicho: - Wyglądasz cudownie, niezwykle
kobieco. Te kolory idealnie do ciebie pasują. I znowu tak
nieziemsko pachniesz. Jednak ten strój nie jest odpowiedni do
tego, co chcę ci powiedzieć.
Ucieszyła się, że nie traktuje jej chłodno.
- Nie możesz mieć pretensji o to, że chcę wyglądać jak
najlepiej dla mężczyzny, którego kocham - rzekła otwarcie,
zdumiona swą szczerością.
- Naprawdę? - spytał sucho i przez chwilę milczał. - No
dobrze, niech ci będzie. Co to za zamieszanie?
- Przyjęcie na cześć Ann Sibley i Jake'a Northa - wyjaśniła. -
Zaręczyli się. W przyszłym miesiącu biorą ślub.
- Dobry Boże, po tak długim czasie?
- Tak, ich związek dojrzał do tego. Oczekują dziecka i
zdecydowali, że czas się pobrać. Czy to nie wspaniałe?
To była głupia uwaga, pomyślała.
- Miłość i oczekiwanie dziecka to najlepsze, co może się w
życiu przydarzyć. Szczęściarze - powiedział cicho.
- Tak też myślałam - odparła Julia, zdziwiona komentarzem i
tonem głosu Luke'a. Ale przypomniała sobie, co mówił na temat
posiadania rodziny. Z Grace rozstał się przecież dlatego, że nie
chciała mieć dzieci.
Podał jej ramię i poprowadził do drzwi.
- Chodz. Czeka nas długa rozmowa.
RS
129
ROZDZIAA DZIESITY
Jechali w milczeniu. Był spokojny, pazdziernikowy wieczór.
Księżyc na niebie świecił całym blaskiem swej pełni.
Luke wjechał na główną ulicę i kierował się w stronę centrum
miasta. Julia przyglądała się jego mocnym dłoniom. Tylu
ludziom przyniosły pomoc. Przypomniała sobie jego reakcję na
wiadomość o ślubie Ann i Jake'a. W głębi serca jest dobrym,
wrażliwym człowiekiem. Nie dopuści do unicestwienia tego, co
się między nimi narodziło.
Zatrzymał się pod hinduską restauracją.
- Pomyślałem, że z przyjemnością zjesz jedno z tutejszych
wegetariańskich curry. To ich specjalność. Zresztą wszystko u
nich jest doskonałe.
- Chętnie spróbuję curry.
Wnętrze restauracji było przyciemnione i przytulne. Ich stolik
znajdował się w rogu sali, niemalże kościelnej niszy. Zasłony
oddzielające ich od reszty gości pozwalały na swobodną
rozmowę. Właściciel znał i cenił Luke'a. Osobiście podszedł, by
ich przywitać. Luke przedstawił go Julii. Wybrali wino do
posiłku - białe, odpowiednie do curry. Na przystawkę zamówili
melona.
Dania podawali uśmiechnięci kelnerzy.
- Idealna zakąska do curry - powiedział Luke z ustami
pełnymi melona. - Julio, jedz. - Blask niewielkiej lampki
stojącej na środku stołu rzucał cienie na jego przystojną twarz.
Uśmiechał się do Julii, widać jednak było, że jest niespokojny.
Wyciągnął lewą dłoń i dotknął jej ręki, która posłusznie
uniosła do ust widelec. - Porozmawiajmy. Chcę ci wyjaśnić, co
o nas myślę.
Julia z trudem przełknęła kęs melona. Ze strachu serce
podeszło jej do gardła.
- Dobrze. Jeszcze kiedy chorowałeś, powiedziałeś, że
porozmawiamy o naszej przyszłości. Ale to było, zanim...
RS
130
- Zanim co? - Czy domyśla się, co chcę jej powiedzieć? W jej
wzroku jest tyle miłości. - Zanim co, Julio? Zanim co?
- Zanim poprosiłeś o więcej czasu dla siebie, zanim zmieniłeś
się w stosunku do mnie. Przez telefon rozmawiałeś tak, jakbyś
mnie już nie kochał. Luke, nic z tego nie rozumiem.
Uwierzyłam w twoje uczucia, wciąż w nie wierzę. Proszę,
powiedz, że się nie mylę.
Patrzyła na niego błagalnym wzrokiem. Nim zdążył się
odezwać, podszedł kelner i zebrał ze stołu puste talerze i
zostawił pełne.
Gdy zostali znów sami, Luke zaproponował:
- Lepiej zabierzmy się do jedzenia. Potem pojedziemy do
mnie i tam porozmawiamy. Tutaj nie ma spokoju.
Julia usiłowała zgadnąć, co kryje się za jego tajemniczością.
Co się stanie, gdy przyjadą do domu? Czeka ich tylko rozmowa
czy może - po plecach przebiegł jej dreszcz - będą się kochać?
Czy Luke zapomni o swoim problemie? Jak go przekonać, że
zależy jej jedynie na nim i jego miłości?
Luke obserwował ją. Domyślał się, co zaprzątało jej myśli.
- Jedz - zachęcił ją ciepło. - A potem pojedziemy do domu. -
Tam nikt nie będzie im przeszkadzał. Przyjazd do restauracji był
błędem. A tak chciał oszczędzić Julii zmartwień.
Dom! Dom Luke'a. Kiedy był chory, jego mieszkanie stało się
przystanią ich miłości. Julia spojrzała na talerz pełen gorącego
curry. Nie była głodna, ale dla sprawienia Luke'owi
przyjemności może zdoła coś w siebie wmusić. Podniosła
widelec i jej dłoń zawisła nad warzywami. Luke wyciągnął rękę
i wyjął widelec z jej drżących palców.
- Otwórz usta - powiedział tonem, jakim przemawia się do
małych dzieci. Posłusznie spełniła jego prośbę. - Teraz ty sama,
kochanie. Cały dzień prawie nic nie jadłaś, a pracowałaś bardzo
ciężko.
RS
131
Poczuła się, jakby ktoś dodał jej skrzydeł. Luke jest taki
troskliwy i czuły. Cokolwiek ma do powiedzenia, nie ukryje
swej wrażliwości.
- Spróbuję.
Ku jej zdziwieniu, apetyt wrócił po pierwszym kęsie.
Wprawdzie do tej pory nie miała pojęcia, co go dręczy, ale
cieszyła ją perspektywa powrotu do jego domu. Nadal nie
rozumiała, dlaczego Luke mówi ogólnikami, ale miała
przeczucie, że jest to związane z jego miłością do niej. Miłość -
jedno słowo, które tak wiele znaczy.
Była tak zajęta swoimi myślami, że nie zauważyła, kiedy
skończyli posiłek.
- Widzisz, jaka byłaś głodna - odezwał się Luke. Nagle
zapragnęła znalezć się już w samochodzie i jechać do domu.
Intuicja podpowiadała jej, że tylko tam dowie się prawdy.
Chciałaby też poczuć jego dłonie na swoich ramionach i twarzy,
dotykające jej tak jak kiedyś. Zarumieniła się i instynktownie
podniosła ręce do policzków.
Ich spojrzenia spotkały się. Znów miała wrażenie, że czyta w
jej myślach.
- To cudowne. Kobieta, która się czerwieni. - Wstał i podszedł
do jej krzesła. - Chodzmy...
W tym momencie rozległ się hałas tłuczonej zastawy i krzyk.
Luke wybiegł na salę.
- Ktoś zemdlał. Zobaczmy, co się stało. Na podłodze leżał
mężczyzna.
- O Boże, to Cliff! Cliff Roberts, mój przyjaciel. Jedna z
kobiet stojących przy mężczyznie zawołała:
- Luke, jak dobrze, że tu jesteś! Co się stało? Pomóżmy mu,
proszę.
- Miriam, jeszcze nie wiem, co się stało. Julio, to jest żona
Cliffa - rzucił szybko. - Dopilnuj, żeby ktoś się nią zajął. I niech
zadzwonią po karetkę.
Julia otoczyła ramieniem panią Roberts.
RS
132
- Chodzmy. Proszę usiąść. Jestem pielęgniarką, razem z
Lukiem zajmiemy się mężem.
Zebrani wokół ludzie rozstąpili się. Leżący na podłodze Cliff
Roberts był w średnim wieku i miał dużą nadwagę. Jego twarz
była przerazliwie blada, a usta zsiniałe.
Luke zbadał mu puls.
- Zawał, jak sądzę. Serce przestało pracować, nie wyczuwam
pulsu. Nie oddycha. Zrobimy sztuczne oddychanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]