[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jeszcze poczekać; teraz zabrakło jej pieniędzy.
- Wspaniale to wygląda - rzekł w końcu Noah. - Pewnie
kosztowało was to dużo wysiłku?
- O tak, prawda, Carrie?
- Pracowałyśmy tak ciężko, że nie miałyśmy czasu nawet
popływać.
- Pójdziemy w przyszłym tygodniu - obiecała Jenny.
- Muszę przyznać, Jenny, że nie można ci zarzucić braku
poświęcenia.
Zwłaszcza kiedy wezmiemy pod uwagę, ile pieniędzy na
to wydałam, odparła w duchu, a głośno spytała:
- A tego się obawiałeś?
Zawahał się, po czym odrzekł trochę niepewnie:
- Taka możliwość przemknęła mi przez myśl.
Jenny nie zaskoczyły jego wątpliwości, lecz raczej szcze-
rość, na jaką się zdobył.
S
R
- Czy teraz jesteś już przekonany, że mam dobre intencje?
- Najzupełniej.
Nie zależało jej zbytnio na opinii Noaha, ale jego poparcie
z pewnością mogło jej pomóc w zarządzaniu apteką.
- Zaczynamy?
- Tak. Powiedz tylko, co mam robić.
Jenny zrobiła krok w stronę przyborów do czyszczenia,
lecz nagle przystanęła, gdy zapytał:
- Nie jesteś na mnie zła, że miałem wątpliwości?
- Chciałam, żebyś odpowiedział szczerze, i tak zrobiłeś.
To, czy prawda mnie boli czy nie, to już moja sprawa. -
Uśmiechnęła się lekko. - Poza tym, czasami bywam mściwa.
- Mściwa? - powtórzył, unosząc brwi.
- Tak. Będziesz szorował podłogę.
- Jak to?
- Powiedziałeś, że zgadzasz się na wszystko - przypomnia-
ła mu z satysfakcją.
- Mogłem się tego spodziewać - odparł, udając załamane-
go. - Pewnie mam to robić na kolanach?
Uśmiechnęła się, zaciekawiona, na ile może sobie jeszcze
pozwolić.
- Znasz inny sposób?
Jęknął i po chwili westchnął ciężko.
- Czy to coś da, jeśli opowiem ci o kontuzji* jakiej do-
znałem podczas gry w piłkę nożną?
Spojrzała na jego nogi  żadnych blizn ani zadrapań.
- W piłkę nożną? - powtórzyła.
- Wydawało mi się, że to niezle zabrzmi. - Jego uśmiech
zupełnie ją rozbroił.
- No dobrze, możesz posłużyć się szczotką na kiju.
- Wspaniale. Gdzie ona jest?
- Zaraz ci ją dam. - Idąc do kąta, gdzie zostawiła przy-
S
R
bory do sprzątania, usłyszała drapanie dobiegające z pudła
Robaczka. Zajrzała do niego. Królik kicał po swojej klatce,
jakby czegoś szukał. - Carrie? - zawołała. - Jesteś pewna, że
nie wyskoczy?
Do pudła podeszła Carrie, a także Noah. Królik, czując,
że jest obserwowany, przewrócił miseczkę z wodą. Dziew-
czynka wyciągnęła mu ją spod nogi.
- Robaczku, bądz grzeczny - upomniała go, gładząc po
grzbiecie, i po chwili pobiegła po inne naczynie z wodą.
- Bystra dziewczynka - powiedział Noah, gdy Carrie
zniknęła za drzwiami. - Czy ma tu jakichś przyjaciół?
- Na razie nie. W przyszłym tygodniu zadzwonię do swo-
jej znajomej, którą ma córkę w jej wieku. Zapisałam też
Carrie na wakacyjny kurs malowania. Wcale nie każę jej
pracować od świtu do nocy, jak pewnie myślisz.
- Całe szczęście. - W jego oczach błysnęło rozbawienie.
- Już się bałem, że jedyną farmaceutkę w mieście zamkną do
więzienia za zmuszanie dzieci do pracy.
- Nie ma obawy.
- A czym jej matka się teraz zajmuje?
- Susan pisze pracę doktorską na temat zagrożonych ga-
tunków zwierząt. Musiała wyjechać na obóz do dosyć od-
ległego zakątka świata.
- To interesujące.
- Choć podejrzewam, że ten obóz niezle da jej się we
znaki. Ja chętnie spędzę w surowych warunkach parę dni, ale
nie tygodni.
- Możemy sobie podać ręce. Twój wuj uwielbiał jezdzić
na dłuższe wycieczki na ryby. Wybrałem się z nim parę razy,
ale zawsze po kilku nocach spędzonych w namiocie chętnie
wracałem do wygodnego łóżka.
Oczami wyobrazni Jenny ujrzała Noaha wyciągniętego na
S
R
materacu, z potarganymi włosami i nie ogoloną twarzą. Jego
mina świadczyła o tym, że i on wyobraził sobie Jenny w po-
dobnej scenerii. Na szczęście wróciła Carrie z wodą i atmosfe-
ra natychmiast się zmieniła.
- Znalazłam inną miseczkę. Tej pewnie nie wywróci -
oznajmiła dziewczynka, a królik, słysząc jej głos, na krótko
otworzył oczy.
Jenny, widząc, że Robaczek przywykł już do swojego
nowego otoczenia, powiedziała:
- Może zaczniemy od okna i będziemy posuwać się
w tamtą stronę. Co wy na to?
Noah zasalutował.
- Tak jest, kapitanie. Wszyscy gotowi do szorowania
pokładu.
Carrie zachichotała.
- Jesteś bardzo zabawny jak na lekarza.
Mrugnął do niej porozumiewawczo.
- Lepiej bierzmy się do pracy, zanim Jenny się wkurzy.
- Chwycił szczotkę i ruszył do okna, a Carrie podążyła za
nim.
Jenny patrzyła na nich, czując, że dziewczynka zdążyła
go już polubić, gdy nagle Noah się odwrócił.
- Czy chcesz usunąć najpierw te stare półki? - spytał,
a gdy zobaczył, że Jenny przygląda mu się jak zakochana
nastolatka, szeroki uśmiech rozjaśnił jego twarz.
- Dobry pomysł. - Zażenowana odwróciła wzrok i ujęła
jedną z desek. - Jesteś gotowy?
- To chyba jest ciężkie. Może poprosimy kogoś o po-
moc...
- Zajmij się swoim końcem półki, a ja sobie poradzę.
Potrząsnął chybotliwym regałem.
- Będziesz potrzebować potem tych desek? - zapytał.
- Nie.
- Więc możemy je pociąć.
- Dobrze. Przyniosę narzędzia.
W krótkim czasie regały zamieniły się w stos połamanych
desek.
- Zamontuję nowe - zaproponował Noah.
- To nie jest robota dla lekarza. Sama potrafię wbijać
gwozdzie.
- No to mam szczęście.
- Wyniosę te śmieci, kiedy będziesz mył podłogę.
- Mogę się tym zająć. Carrie i tak musi najpierw po-
zamiatać.
- Dam sobie radę z wynoszeniem desek - rzekła stanow-
czo. - Nie chcę psuć ci zabawy.
- To miło z twojej strony - odparł z przekąsem.
- Wiem. - Uśmiechnęła się. - Kiedy udowodnisz, że da-
jesz sobie radę z szorowaniem podłogi, awansuję cię na po-
mocnika stolarza.
- Niezle. - Zanurzył szczotkę w wiadrze z wodą i zaczął
myć kafelki na podłodze. - No i co, taki widok sprawia ci
przyjemność?
Jenny przyglądała się grze jego mięśni pod koszulką. Gdy-
by tylko wiedział...
- Pierwszy raz mam tu lekarza zdanego na moją łaskę
i niełaskę. Może powinnam uwiecznić to wydarzenie na
fotografii?
- Nie zapominaj, że będziesz musiała za to słono za-
płacić.
- Już się boję. A tak przy okazji, lepiej się pospiesz bo
nie skończysz przed zamknięciem lodziarni.
Wypłukał starannie szczotkę i zaczaj myć kolejny fragment
podłogi.
S
R
- A więc dziś płacisz w lodach?
- Tak.
Zerknął na Carrie, która spojrzała na nich z zainteresowa-
niem.
- Jeśli tylko tobie to odpowiada, Carrie, to mnie też.
Musimy trzymać się razem, no nie, mała?
- Wcale nie jestem mała - zachichotała dziewczynka, po-
trząsając głową. Jej koński ogon zatańczył w powietrzu. - Po
prostu ty jesteś duży.
Pozostawiając ich samych, Jenny zaczęła wynosić na ze-
wnątrz połamane deski, a potem wymknęła się do pokoiku,
który służył jej za biuro. Musiała zaprowadzić tu porządek,
ale przedtem chciała przejrzeć stare faktury.
Wszystko szło dobrze do momentu, gdy natknęła się na
kilka dużych zamówień fuconazolu, leku przeciwgrzybiczego.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że na
półkach nie było ani jednego opakowania owego medykamen-
tu. Podrapała się długopisem w głowę, próbując sobie
przypomnieć, czy kiedykolwiek widziała rachunek sprzedaży
takiego leku. Gdyby wuj posługiwał się komputerem, sprawa
byłaby o wiele łatwiejsza. Postanowiła w końcu zamawiać
niewielkie ilości leków. Nie miała pieniędzy, by robić duże
zapasy. Zresztą, w razie potrzeby dostawca w każdej chwili
mógł coś przysłać.
Noah zajrzał do niej przez okienko.
- My już skończyliśmy. A tobie jak idzie?
- Dobrze.
Zastanawiała się, czy nie spytać go o wspomniany lek.
Był jednym z dwóch internistów w miasteczku i musiał wie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •