[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podjechała do najbliższego przyzwoitego hotelu i wynajęła pokój. Czuła się kom-
pletnie odrętwiała.
Już w łóżku poczuła ból głowy, spowodowany kłębiącymi się myślami. Nie potra-
fiła uwierzyć, że Nathan dla zdobycia informacji z rozmysłem zastawił na nią pułapkę.
R
L
T
Ale czy postanowił ją w sobie rozkochać? Czy wiedział, że się w nim zakochała?
Na pewno. Miał dowód, że był pierwszym mężczyzną w jej życiu, że to coś znaczy. To
jest nie do zniesienia!
Jeżeli Nathan wiedział o jej planowanym wyjezdzie do Szwajcarii, zanim tam do-
tarła, to może oznaczać, że ojciec miał rację.
Dzwonek telefonu komórkowego przerwał jej rozmyślania. Niewiele osób znało
numer jej komórki. Na pewno nie chciała rozmawiać z ojcem. Ale raczej powiedział już
za dużo i nie miał nic do dodania.
A może jest to Henry? Gdy podniosła słuchawkę, ta prawie wypadła jej z ręki.
- Phelix, czy wszystko w porządku? - zapytał Nathan.
Przełknęła łzy cisnące się do oczu.
- Jak udało ci się zdobyć mój numer?
- Z trudem. Czy nic ci się nie stało, kochanie? Zaraz po opuszczeniu twojego domu
pożałowałem tej decyzji. Nie powinienem był zostawiać cię z tym potworem.
- Nic mi nie jest - rzekła bezbarwnym głosem.
- Dzwoniłem na telefon domowy, ale usłyszałem jedynie następną porcję epitetów
od twojego ojca. Jestem przed twoim domem. Mogę zaraz wejść i cię zabrać.
- Nie ma mnie w domu. Wyprowadziłam się - powiedziała cicho,
- To bardzo dobrze! Właśnie to ci chciałem zaproponować. Powiedz, gdzie jesteś,
a...
Musi mu przerwać. Nie może pozwolić, by Nathan robił z nią, co chce. Nie może
go zapytać, czy rozmawiał z ojcem o swoim zamiarze, by się z nią rozejść. Mógłby na-
brać podejrzeń, że miała nadzieję pozostać jego żoną. Ale było pytanie, które mogła za-
dać i zadała:
- Czy wiedziałeś, że będę w Davos, zanim postanowiłeś przylecieć do Szwajcarii?
- Jesteś bardzo poważna - rzekł spokojnie, a ona podejrzewała, że w ten sposób
chce zyskać na czasie.
- Odpowiedz - nalegała.
- Tak, wiedziałem - przyznał, a ona poczuła napływające do oczu łzy.
R
L
T
- Czy w jakikolwiek sposób moja obecność wpłynęła na twoją decyzję przyjazdu? -
zapytała, czując się niezręcznie.
- Przyznam ci się, mała, że w dużym stopniu tak było - odparł po krótkim namyśle.
- Dziękuję, Nathan - powiedziała, z trudem zachowując spokój, ale wdzięczna za
jego szczerość.
Jednak nie chciała dopuścić do tego, by Nathan myślał, że czepia się go kurczowo
z powodu tego, co między nimi zaszło.
- Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia. Do widzenia - powiedziała chłodno i
stanowczo.
Rozłączyła się gwałtownie, zanim Nathan zdążył się odezwać. Nathan, którego ko-
chała, oszukał ją!
Wyłączyła telefon i nie wiedziała, czy tego wieczoru jeszcze ktoś do niej dzwonił.
Niedziela, która zaczęła się tak cudownie, okazała się najgorszym dniem w jej życiu.
Tej nocy nie zmrużyła oka. Rozpamiętywała każdą chwilę spędzoną z Nathanem.
Wszystko zdawało się potwierdzać słowa ojca.
Był na konferencji od pierwszej chwili, podszedł do niej natychmiast, kiedy zjawi-
ła się w sali. Ale ani słowem nie napomknął, że wiedział o jej przyjezdzie wcześniej.
Tego samego dnia niechcący wpadł na nią" w parku. Zaprosił ją na kolację, Na-
stępnego dnia poszedł za nią do kolejki.
Tego samego wieczoru zjedli razem kolację, a następnego ranka Nathan był na ba-
senie i poszli razem na spacer.
Zdała sobie sprawę, że spędzili wspólnie dużo czasu. Ale on to robił tylko z powo-
du tego wielkiego interesu!
Po niespokojnej nocy Phelix nie śpieszyła się z pójściem do biura. Gdyby nie Hen-
ry, pewnie w ogóle by się tam nie pojawiła. Ale koło trzeciej usiadła za biurkiem i napi-
sała pismo. Potem poszła zobaczyć się z Henrym.
- Robisz wrażenie zdenerwowanej - powiedział, patrząc na nią z niepokojem.
- To moje wymówienie - oznajmiła i wręczyła mu dokument, który przed chwilą
podpisała.
- Usiądz, porozmawiajmy - poprosił.
R
L
T
Wzięła oddech i zastanawiała się, od czego zacząć.
- Miałam wczoraj dość przykre, właściwie bardzo przykre zdarzenie z ojcem.
- Wrócił?
- Niespodziewanie. Byłam w domu z Nathanem - powiedziała z westchnieniem.
- To nie mogło być dobrze przyjęte.
- Nie było. Mało uprzejmie ojciec kazał Nathanowi wyjść. A Nathan go posłuchał.
- A kiedy wyszedł, ojciec skierował złość na ciebie - stwierdził Henry, patrząc w
jej smutne oczy.
- Znasz go. W zeszłym tygodniu odeszła Grace, więc tym razem nic mnie nie po-
wstrzymało przed wyprowadzką.
- Wyprowadziłaś się! Gdzie mieszkasz? Możesz wprowadzić się do mnie, jeśli...
- Dzięki, Henry, ale jest mi dobrze tam, gdzie jestem teraz. Jutro zacznę szukać
czegoś do wynajęcia albo do kupienia.
Henry nie naciskał, lecz zmienił temat.
- Nathan Mallory usiłował się z tobą wczoraj skontaktować. Uznałem, że nie bę-
dziesz mieć nic przeciwko temu, jeśli podam mu twój numer komórki. Oczywiście nie
robiłbym tego, gdybym nie wiedział, że jest człowiekiem nadzwyczaj prawym.
Zdumiała się. Henry zna się na ludziach i dobrze ocenia charaktery.
- Uważasz, że jest prawym człowiekiem? - zapytała.
- Oczywiście - odrzekł bez namysłu. - W przeciwnym razie nie zarekomendował-
bym go Livingstone'owi. Zrobiłem dokładny wywiad i zebrałem o nim najlepsze opinie.
Nigdy nie zmieniłem na jego temat zdania. Pamiętaj, że obracam się wśród przemysłow-
ców i nigdy nikt nie powiedział złego słowa o Nathanie i jego firmie. Gdyby było ina-
czej, na pewno bym o tym wiedział.
Phelix poczuła się nagle zagubiona. Walczyła z uczuciami, które się w niej kłębiły.
- Czy z tego, co wiesz, sądziłbyś, że Nathan byłby zdolny do podstępu, żeby zdo-
być kontrakt JEPC Holdings?
Henry spojrzał na nią uważnie i odpowiedział:
- Nie mam wątpliwości, że w interesach jest realistą. Jest twardy, bo w przeciwnym
razie nie wyprowadziłby na prostą firmy po tej finansowej zapaści osiem lat temu. Jest
R
L
T
mądry, to pewne, ale nigdy nie postąpiłby nieuczciwie, to gwarantuję. A jeśli chodzi o
posługiwanie się podstępem, to twój ojciec jest w tym najlepszy.
Z trudem oddychała, rozpaczliwie zapragnęła zostać sama, ale musiała zadać jesz-
cze jedno pytanie.
- Czy według ciebie można mieć do niego zaufanie?
- Jest godny najwyższego zaufania - odrzekł Henry bez namysłu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]