[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozmowy, zanim Rob rozpocznie papierkową robotę w pokoiku
obok gabinetu. Jedynie tam będą poza zasięgiem wścibskiej
gospodyni.
Po wyjściu Roba, gospodyni zaparzyła kawę.
- Uwielbiam ten zapach - powiedziała Jenna pojednawczo.
- To dla doktora - ucięła pani Cullen.
- Oczywiście. Zaniosę mu ją, tylko najpierw sprawdzę, czy
nie ma żadnych wezwań na sekretarce - oznajmiła.
RS
107
Nikt się nie nagrał, więc po chwili wróciła do kuchni.
- Szybko się pani uwinęła - zauważyła gospodyni
podejrzliwie.
Czyżby mi zarzucała zaniedbywanie obowiązków? -
pomyślała oburzona Jenna.
- Lepiej będzie, jeśli obydwie uznamy, że każda z nas wie, co
do niej należy - rzuciła ostro, po czym szybko wyszła.
Zastała Roba w pokoiku obok gabinetu. Siedział
nachmurzony za biurkiem zarzuconym papierami.
- Mam nadzieję, że to nie na mnie tak się złościsz -
powiedział, spoglądając na jej zagniewaną twarz.
- Ta kobieta...
Zrelacjonowała mu sprzeczkę z panią Cullen.
- Rzeczywiście ostatnio przekracza wszelkie granice
przyzwoitości - zgodził się. - Szczególnie uwzięła się na ciebie,
ale w tym starciu chyba ją pokonałaś.
Chciała porozmawiać z Robem o czymś zupełnie innym, ale
spoglądając na stertę papierów piętrzących się na biurku, uznała,
że nie jest to odpowiednie miejsce i pora na sprawy osobiste.
- Pomóc ci? - spytała.
- Już się obawiałem, że nigdy nie usłyszę tej propozycji -
odparł z wdzięcznością. - Zwykle tata zajmuje się papierami.
Najwięcej kłopotów sprawia mi plan wydatków.
- Mogę ci powiedzieć, jak to robi mój wujek w Yorkshire.
Porównuje dane do liczb z ostatniego półrocza, a potem dodaje
piętnaście procent. Podobno to najlepsza metoda.
Pracowali do lunchu w miłej, pogodnej atmosferze, ale Jenna
w dalszym ciągu nie wiedziała, dlaczego nie przyszedł do niej
tamtej nocy.
Po lunchu odwiedziła w szpitalu Williama. Gdy wyszła, na
dworze było już ciemno. Wiatr się uciszył, morze falowało
spokojnie. Zwiatła portu odbijały się w niemal gładkiej toni i
tańczyły ponad rzędami kutrów. W niedziele nie łowiono ryb,
bo rybacy w Port Lindsay byli przesądni i bogobojni.
RS
108
Samochód Roba stał jak zwykle na kamienistym nabrzeżu, a
przez zasłony w salonie przenikało słabe światło. Okna
mieszkania pani Cullen na drugim piętrze były ciemne. Czyżby
wyszła? Jenna zaparkowała i w radosnym nastroju weszła do
środka.
- Przyszłaś w samą porę - przywitał ją Rob, unosząc
pytającym gestem czajniczek z herbatą.
- Tak, poproszę - ucieszyła się. - Och, Rob! Nigdy nie
widziałam Williama w lepszej formie.
- To wspaniale. Wiesz, rozmawiałem z gospodynią, kiedy cię
nie było. Wytłumaczyłem jej, jaki byłby kłopot, gdyby
cokolwiek zmusiło cię do wyjazdu. Chyba zrozumiała.
- Musiałoby się wydarzyć coś znacznie gorszego niż spięcia z
panią Cullen, żebym was opuściła - powiedziała cicho.
- Wolałbym usłyszeć, że absolutnie nic nie nakłoni cię do tego
- przyznał.
- Właściwie tylko jedna rzecz... - zaczęła, patrząc mu prosto w
oczy.
- Na miłość boską, powiedz mi, co masz na myśli!
- Gdybyś ty zażądał, żebym się stąd wyniosła, posłuchałabym
natychmiast.
- Dlaczego miałbym to zrobić? Oszalałaś? Utkwiła wzrok w
swoich paznokciach.
- Wielokrotnie zastanawiałam się dzisiaj, czy przypadkiem nie
miałeś przykrych skojarzeń tej nocy... Przecież nie jestem
pierwszą asystentką, która wparowała do twojej sypialni.
- Jenno! - Wstał i szybko podszedł do niej. - Najdroższa, jak
możesz porównywać się do tamtej! To nonsens!
- Na pewno?
- Oczywiście! Tamta kobieta wcale mnie nie pociągała, a ty...
wiesz przecież. Poza tym to była zwykła kokota.
Jenna zadrżała.
- Niektórzy powiedzieliby to samo o mnie - wyszeptała.
Odsunął się na taką odległość, żeby spojrzeć jej w oczy.
RS
109
- Od początku wiedziałem, że masz zbyt niskie mniemanie o
sobie, ale to, co mówisz, to już absurd!
- Przecież żyłam z Jakiem. Rob przytulił ją mocno.
- Myślałem, że skończyliśmy już z tym tematem. Byłaś zbyt
uczciwa... Kobieta pozbawiona skrupułów rzuciłaby go o wiele
wcześniej.
- Więc to nie dlatego... nie z tego powodu...
- Mów śmiało.
- Nie dlatego nie przyszedłeś w nocy do mojego poko-ju?
Pocałował ją delikatnie, długo.
- Zanim wróciłem do domu, miałem dość czasu, by ochłonąć i
przemyśleć tę sprawę. Wszystko między nami stało się tak
nagle. Skąd mogłem wiedzieć, że z twojej strony nie jest to
wyłącznie szukanie zemsty? Potrzebujesz chwili wytchnienia po
tym, co przeszłaś. To bardzo ważne, Jenno. Nie sądzę, aby
którekolwiek z nas było gotowe do zalegalizowania nowego
związku. Nie mamy nic do stracenia... czekając. Powinniśmy
postępować rozważnie.
Usłyszeli odgłos otwieranych drzwi.
- Kto to? - zdziwiła się.
- Zapewne nasza przyzwoitka. Umówiła się z kimś na
podwieczorek i chociaż zaznaczyłem, żeby się zbytnio nie
śpieszyła, uznała widocznie, że trzeba nas pilnować. Jenno...
Czuję się o wiele szczęśliwszy po tej rozmowie. Teraz
przynajmniej wiemy, czego chcemy.
Czy na pewno? - zastanawiała się, kiedy gospodyni zapukała
do drzwi. Rozmawiali o przeszłości, a co z terazniejszością? Ani
słowem nie wspomniał o Susan MacArthur.
William wrócił do domu w środę. Ponieważ Jenna pracowała
w środy tylko pół dnia, to ona pojechała po niego.
- Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że wreszcie wracam do
normalnego życia - powiedział, gdy usadowiła go w
samochodzie.
RS
110
- Zależy, co nazywasz normalnym" życiem. Wracasz do
domu i bardzo się z tego cieszymy, ale co najmniej przez
miesiąc nie będziesz pracować - zdecydowała stanowczo.
- Nie sądzę... - zaczął, ale ona powtórzyła mu zalecenia
kardiologa.
- Gdyby nie fakt, że masz w domu lekarzy, wciąż jeszcze
leżałbyś w szpitalu. Jeśli nie zechcesz słuchać mnie, na pewno
będziesz posłuszny Robowi.
- Jakie mam szanse wobec was dwojga? - westchnął z
rezygnacją.
- %7ładnych i dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę -
powiedziała, ściskając go lekko za rękę, jakby chciała dodać mu
otuchy.
Pani Cullen zgotowała doktorowi iście królewskie przyjęcie.
Siedzieli przy stole w pogodnym nastroju, gdy wszedł Rob z
plikiem listów i kilkoma paczuszkami w ręku.
- To było na stoliku w holu. Nie zauważyłaś? Jesteś coraz
bardziej popularna - stwierdził, podając jej przesyłki. - Może
dziś są twoje urodziny?
- Dopiero w sobotę, ale nie przywiązuję do tego wagi.
- Zgodnie z naszym planem, miałaś pracować. Musimy to
zmienić. Zorganizujemy zastępstwo - postanowił Rob.
Gdy nadszedł uroczysty wieczór, znacznie dłużej niż zwykle
stała przed lustrem w swoim pokoju. Zielone oczy, zwykle tak
poważne, dosłownie iskrzyły się z radości. Była ogromnie
podekscytowana perspektywą uroczystej kolacji w lokalu.
William zasugerował synowi, żeby zabrał ją do ekskluzywnej
restauracji w hotelu na wybrzeżu.
- Jestem taka podekscytowana - przyznała, gdy wsiedli do
samochodu. - Zupełnie, jakbym się przeniosła w krainę baśni.
- Zwykła babska fantazja - roześmiał się Rob.
- Chcesz powiedzieć, że śnię? %7łe mogę się obudzić i dopiero
wtedy się zorientuję, że jadę do chorego?
RS
111
Gdy dojechali na miejsce, oniemiała z zachwytu. Hotel
Lindsay Castle zaskoczył ją okazałością i przepychem. Stał w
górskiej dolinie, którą rzeka Lindsay Water spływała do morza.
- Wygląda jak zamek z bajki - wyszeptała oczarowana, gdy
zaparkowali samochód i podeszli do wspaniale oświetlonego
budynku.
- Kiedyś przyjeżdżano tu powozami - poinformował ją Rob,
wprowadzając do środka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]