[ Pobierz całość w formacie PDF ]
musiał. Tom potrzebuje czasu.
- Podejrzewam, że to ty go potrzebujesz, ale rozumiem, że
w tego typu sprawach nie można się spieszyć. Domek, który
wynająłem, to idealne miejsce, żebyśmy spędzili trochę cza-
su razem, we troje, z dala od wścibskich spojrzeń. Będę miał
okazję poznać się z Tomem.
Zmarszczyła brwi, ale nie zaprotestowała.
- Nie wspominałeś o tym w liście, ani rano przez telefon
-powiedziała.
- Chciałem być pewien twojej uwagi.
- Masz ją - zapewniła. - Miałbyś ją w każdej chwili w cią-
gu ostatnich sześciu lat, ale nigdy nie zadałeś sobie trudu, że-
by wziąć pióro czy podnieść słuchawkę telefonu.
- Słucham? - Był wstrząśnięty jej nieuczciwością. - To nie
ja urodziłem dziecko i nie zadałem sobie trudu, żeby poin-
formować o tym jego ojca!
S
R
- Kiedy zdałam sobie sprawę, że jestem w ciąży, ty znik-
nąłeś!
- Błagałem, żebyś pojechała ze mną.
- %7łądałeś tego ode mnie w momencie, gdy moja matka
była umierająca, a ojciec przechodził załamanie nerwowe.
Prosiłam cię, żebyś był cierpliwy. %7łebyś poczekał.
- Wygląda na to, że wciąż będę musiał czekać. A ty wciąż
będziesz musiała szukać wymówek, żeby się ze mną spotkać.
Ile nocy zdołasz wycisnąć z tego wielkanocnego kiermaszu,
jak myślisz? A może już to wykorzystywałaś?
Potrząsnęła głową, unikając jego spojrzenia. Przełknęła
ślinę, jakby walczyła ze łzami.
- Gdybyś tutaj był - odezwała się, kiedy odzyskała nad so-
bą kontrolę - powiedziałabym wszystko mojemu ojcu.
Na moment zamknęła oczy, a potem utkwiła wzrok w je-
go twarzy. Teraz Matt poczuł, że z trudem przełyka ślinę,
a gardło ma ściśnięte z żalu.
- Ale odszedłeś. I wydawało się mało prawdopodobne,
że kiedykolwiek wrócisz. - Wzruszyła ramionami z wystu-
diowaną niedbałością. - Nie miało sensu ranić ojca bez
potrzeby.
- Jak on teraz się czuje?
- Nie poznałbyś go, Matt - powiedziała z tkliwością. -
Wygląda, jakby... się skurczył.
- Słyszałem, że wystawia w Chelsea w tym roku.
- Tak? Och, to nie jest sekret.
- Ostatnia próba ocalenia firmy?
Fleur poczuła, że rumienią jej się policzki.
- Reputacja Gilbertów jest wciąż czegoś warta.
- To dużo pracy.
S
R
- Jakoś damy sobie radę. Nie powinieneś wierzyć we
wszystko, co mówią o nas ludzie w pubie.
- Jestem w Anglii zaledwie od dwóch dni i nie miałem
czasu wsłuchiwać się w lokalne plotki.
- Ktoś jednak rozsiewa te bzdury...
- Dostałem to zaraz po Bożym Narodzeniu. - Matt wy-
ciągnął portfel, a potem usiadł obok niej, tak żeby mogła
zobaczyć wytarty wycinek z lokalnej gazety. Poduszka ugię-
ła się pod jego ciężarem; Fleur pochyliła się ku niemu, mu-
skając policzkiem rękaw jego płaszcza. Był cudownie mięk-
ki. Gdyby Matt zrobił zachęcający gest, wtuliłaby się w niego
i zaszyła w cieple. Jego cieple.
- Anonim - wyjaśnił, nie dając żadnej zachęty.
- Po Bożym Narodzeniu? - powtórzyła, odsuwając się od
niego, by stworzyć dystans. Wzięła do ręki wycinek gazety.
Na zdjęciu grupa dzieci przedstawiała jasełka. - A dziś zbli-
żamy się do Wielkanocy... jak widać, bardzo się spieszyłeś,
by wrócić do domu i wejść w rolę tatusia.
- To nie było takie proste.
Nie odpowiedział na zaczepkę. To ją zaniepokoiło.
- Doprawdy? - naciskała.
- Gdybym wsiadł w pierwszy samolot do domu, nie mógł-
bym tu zostać. - Oderwał wzrok od fotografii i spojrzał Fleur
prosto w oczy. - Musiałem się przygotować, zorganizować
swój biznes tak, żebym mógł zostać tu tak długo, jak to bę-
dzie konieczne.
W tych słowach wyczuła grozbę.
Ale jego oczy zdawały się mówić coś zupełnie innego.
Czyżby dostrzegła w nich to samo pragnienie, które kiedyś
niosło ją jak na skrzydłach do tego miejsca?
S
R
- Twój biznes? Na Węgrzech? - Próbowała wrócić do rze-
czywistości. - Tak więc realizowałeś swój plan.
- Tutaj nie pozostało dla mnie nic, a w Europie Wschod-
niej rolnictwo szybko się rozwija.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]