[ Pobierz całość w formacie PDF ]

– Ułatwiała jej to praca w dyskotece – zauważył Jacek.
– Wyznanie Anity natchnęło panią Mroczkowską do, na swój sposób, genialnego
pomysłu. Wypisała z zakładu leczniczego swego chorego syna, który, co jest częste w
przypadkach autyzmu, kochał ją i był jej posłuszny w sposób trudno dla nas wyobrażalny. Był
też i jest mężczyzną o potężnej posturze. Wystarczyło tylko, by matka nakazywała mu
odpowiednie zachowanie, na które reakcję podwładnych mogłaby odczytać później z taśmy
ukrytego w ubraniu syna magnetofonu. Właśnie taką taśmę, przegapioną przez Joannę, pan
znalazł, panie Tomaszu. Moje uznanie!
– Dziękuję pani – odparłem skromnie.
– I tak oto w Trójmieście pojawił się Kolekcjoner: potężny, małomówny, pokazujący się
tylko wybranym. Jasne, że już samym wyglądem wzbudzał strach wśród werbowanych; miał
zresztą i innych, którzy straszyli za niego. Dzięki temu i inteligencji pani Mroczkowskiej
powstał gang, a raczej sieć gangów, jeśli weźmiemy pod uwagę rozległość działań
Kolekcjonera. Najemnicy kradli, fałszowali, wymuszali, a on zapełniał stosy papieru
dziecinnymi rysunkami w komnacie, której piękno tak oszołomiło pana, panie Tomaszu.
Owszem, zgromadzono to wszystko, bo takie cacka Jaś, zwany Kolekcjonerem, lubił, ale
głównie był to magazyn przedmiotów czekających, aż osiągną odpowiednią cenę lub też
znikną z pamięci celników i policjantów. Dlatego możliwie jak najrzadziej wynurzał się
Kolekcjoner, by odbierać lupy i ferować wyroki. A pieniędzy w tajnej skrytce – już nam
znanej – przybywało.
– Kiedy zaczęły się kłopoty? – zainteresowałem się.
– Nieszczęście spadło na „firmę Mroczkowskiej”, że tak ją nazwę, z najmniej
oczekiwanej strony. Otóż, Anita, osóbka prymitywna, postanowiła urządzić w gangu
Kolekcjonera swoją, powiedzmy, komórkę, która by pracowała tylko na nią. To zarządziła
sama, to zasłoniła się rozkazem Kolekcjonera i jakoś szło. A że przy okazji zżerała ją
zazdrość o sukcesy swej byłej koleżanki i jej matki, próbowała – jak to się mówi – „podłożyć
im świnię”. Stąd owo pojawienie się Joanny i jej wizytówek w miejscach przyszłych
kradzieży koron Matki Boskiej. Joanna Złotnicka domyślała się tego, ale była trzymana w
szachu przez Anitę, która za dużo wiedziała o jej chorym bracie – „Kolekcjonerze”. Na
leczenie brata należało zdobyć odpowiednią kwotę pieniędzy, tylko to było ważne! A niech
tam Anita dorabia na swój rachunek!
– Ma pani oczywiście na myśli korony?
– Przyznam, i pan przyzna, że niemało pomieszało to nam szyki. Bo dziwny to
Kolekcjoner, który trzęsie połową Trójmiasta, a łakomi się na, niedrogą właściwie, koronę w
prowincjonalnym sanktuarium! A tymczasem Anita pracowała na swój sposób aż do
Wąwolnicy!
– To dzięki sierżantowi Ząbikowi... – próbowała wtrącić Zośka.
– Z tymi kradzieżami wiąże się list, który otrzymał pan w tak niecodzienny sposób od
Batury, a którego on musiał się wypierać telefonicznie. W tym wypadku splatają się działania
Joanny i Anity. Jedna chciała zaszkodzić drugiej. W śmietniku rzeczywiście korona miała być
wymieniona na okup – na rzecz Anity. Joanna „nadała” nam całą sprawę, oczywiście
anonimowo. Pańska siostrzenica i pan byliście potrzebni, aby odciągnąć od Joanny
podejrzenia o kradzież koron w sanktuariach. Batura akurat był przydatny, bo pani Joanna –
jak przyznała się w czasie śledztwa – znała go z „branży”. I nawet kiedyś zgadali się na temat
runów, które – zdziwi się pan – też w swoim czasie panią Złotnicką interesowały. Stąd
wiedziała o waszym zwyczaju takowej korespondencji. Batura jednak dowiedział się o tej
próbie wrobienia go i zareagował ostro. A może zresztą naprawdę ubodło go posądzanie o
okradanie kościołów?
– Skąd szajka Kolekcjonera wiedziała, że wiozę koronę Władysława Łokietka? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •