[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tylko o jedno - by znów wrócić do uporządkowanego życia,
jakie wiodła do czasu, kiedy pojawił się Travis i przewrócił
jej świat do góry nogami.
ROZDZIAA DZIEWITY
SÅ‚oÅ„ce już byÅ‚o wysoko, kiedy wreszcie dotarli do ukryte­
go wśród wzgórz kanionu. Droga była trudna, wiodła przez
dzikie, niedostępne tereny. Męcząca jazda dobrze jej zrobiła
- trud wspinaczki uspokajał ją, oddalał jej myśli od obecnej
sytuacji i zdarzeń, które ostatnio miały miejsce. Zresztą od
dziecka lubiła jazdę konną. Jeszcze bardziej uświadamiała
sobie wtedy swój związek z naturą.
Może Travis znał ją na tyle dobrze, że zdawał sobie z tego
sprawę, a może sam odczuwał to podobnie; prawdopodobnie
też lubił czasem zostawić za sobą cały świat i rozkoszować
się samotnością w obliczu przyrody. Było jej teraz tak dobrze,
że nie chciała mącić panującej ciszy. Zapyta go o to innym
razem.
Tereny 0'Brienów, choć graniczyły z ich ziemią, znacznie
różniły się ukształtowaniem powierzchni. Znajdowało się tu
o wiele wiÄ™cej granitowych bloków, porozrzucanych bezÅ‚ad­
nie wysokich wzgórz i stromych urwisk, gdzieniegdzie zaś
wytryskały zródła.
Dnem kanionu pÅ‚ynÄ…Å‚ strumieÅ„, otoczony z obu stron to­
polami i pÅ‚aczÄ…cymi wierzbami. Wybrali miejsce nad brze­
giem wody, wprost idealne na piknik. PrzywiÄ…zali konie
w cieniu pod drzewami.
Chłodny powiew chłodził rozgrzane wspinaczką twarze.
Byli dosyć wysoko i mimo palÄ…cego letniego sÅ‚oÅ„ca powie­
trze było tu przyjemnie świeże.
PAPIEROWE MAA%7Å‚ECSTWO 109
- Nie wiem jak ty, ale ja chÄ™tnie siÄ™ wykÄ…piÄ™ przed jedze­
niem - powiedział Travis. - Muszę się trochę ochłodzić.
- Dobry pomysÅ‚ - odrzekÅ‚a, rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ wokół. Prze­
bierze się za jedną z wierzb, której gałęzie niemal dotykały
powierzchni wódy.
Sięgnęła do torby po kostium. Był taki stary, że już nawet
nie pamiętała, kiedy go kupiła. Kolory dawno zbladły, ale do
tej pory nigdy się tym nie przejmowała. Teraz było inaczej,
ale cóż miała począć.
Kiedy wyszła zza drzewa, Travis, w króciutko obciętych
dżinsach, już pluskał się w wodzie.
- Jaka jest? - zapytaÅ‚a, z podziwem patrzÄ…c na jego sze­
rokie bary i wąską talię. Pod opaloną skórą grały napięte
mięśnie.
- Wspaniała! - zawołał odwracając się do niej. - Wiesz,
zawsze się dziwiłem, jak to się dzieje, że nawet w największy
upaÅ‚ jest taka zimna. Przypuszczam, że woda ze zródÅ‚a zasi­
lającego ten strumień musi wydobywać się z dużej głębokości
- wyjaśnił, patrząc na nią badawczo.
Instynktownie poprawiła na sobie kostium, podciągnęła
ramiączka. Chyba był trochę na nią za mały, ale nie miała
innego.
Na szczęście Travis zdawał się wcale nie zwracać uwagi
na jej strój. Odwrócił się i zanurkował.
Megan ostrożnie weszła do wody. Rzeczywiście woda była
cudowna! Kiedyś zdarzało się jej zabierać dziewczynki nad
sadzawkÄ™ znajdujÄ…cÄ… siÄ™ na pastwisku, ale taplanie siÄ™ w mÄ™t­
nej wodzie to niewielka przyjemność. Woda w strumieniu
była chłodna, odświeżająca. Jaka szkoda, że Mollie i Maribeth
nie mogą być tu razem z nią.
Nagle przypomniała sobie, że przecież jest tu z Travisem,
bo wczoraj zostali małżeństwem. Dla osób postronnych jest
110 PAPIEROWE MAA%7Å‚ECSTWO
sprawą naturalną, że przed jego wyjazdem powinni zostać
sami.
Jak dobrze, że wymyÅ›liÅ‚ tÄ™ wycieczkÄ™. DziÄ™ki temu wszy­
stkim zeszli z oczu. Nawet rano nikt ich nie widział. Inni
jeszcze spali. Zupełnie jakby na całym świecie byli tylko oni
dwoje.
Położyła się na plecach i zamknęła oczy, pozwalając, by
prÄ…d jÄ… unosiÅ‚. Niespodziewanie poczuÅ‚a dotkniÄ™cie i szarp­
nęła się z piskiem. Obok niej stał roześmiany Travis.
- Przestraszyłeś mnie! - zawołała z pretensją i z całej siły
chlusnęła na niego wodą.
OdpÅ‚aciÅ‚ jej tym samym. Przez dÅ‚uższÄ… chwilÄ™ zachowy­
wali siÄ™ jak baraszkujÄ…ce dzieciaki. Travis zniknÄ…Å‚ pod wodÄ…
i chwyciÅ‚ Megan za kostki. Nim wciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… pod powierzch­
nię, zdążyła jeszcze nabrać powietrza i pchnęła go tak, że
straciÅ‚ równowagÄ™. RewanżowaÅ‚a siÄ™ za każde jego posuniÄ™­
cie, a że była drobniejsza, wymykała mu się z rąk. Kiedy
wreszcie wyszli na brzeg, oboje byli do cna wyczerpani Å›mie­
chem i wysiłkiem.
- Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak się wygłupiałam
- zachichotała Megan, wycierając ręcznikiem twarz i włosy.
Dopiero po chwili spostrzegła, że Travis stoi nieruchomo
i przygląda się jej z uśmiechem.
- Co siÄ™ staÅ‚o? - rozejrzaÅ‚a siÄ™. - ChciaÅ‚eÅ› wziąć ten rÄ™cz­
nik? O co chodzi?
Potrząsnął głową i nie odrywając od niej oczu, sięgnął po
swój ręcznik.
- Przyjemnie jest na ciebie patrzeć. Nie pamiÄ™tam, kie­
dy widziałem cię taką roześmianą. Właśnie o tym myślałem.
W stosunku do mnie zawsze zachowywaÅ‚aÅ› siÄ™ wrogo. Za­
wsze byłaś zła i naburmuszona.
Megan zaczęła wycierać nogi.
PAPIEROWE MAA%7Å‚ECSTWO
111
- Chyba trudno siÄ™ temu dziwić, skoro zawsze wychodzi­
łeś ze skóry, żeby mi jakoś dopiec! - Wyprostowała się. Travis
nadal nie przestawaÅ‚ siÄ™ jej przyglÄ…dać, machinalnie wyciera­
jąc się ręcznikiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •