[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ale i tak się cieszyła.
Westchnęła i podniosła wzrok. Ku swemu zdumieniu ujrzała, że
słońce chyliło się już ku zachodowi. Zawsze, gdy skupiła się na pracy,
zapominała o bożym świecie. Co więcej, zapominała również o
zmartwieniach.
Tak jak teraz. Był upalny, grudniowy dzień, a czarne londyńskie
taksówki i piętrowe autobusy, metro i Piccadilly Circus wydawały się
tak odległe, jakby należały do innego świata. Tutaj życie toczyło się w
innym, zwolnionym tempie. Wszystko działo się w swoim czasie.
No, akurat czasu miała mnóstwo; w ciągu dwóch lat wszystko
mogło się zdarzyć.
Nagle na horyzoncie, w rozedrganym od upału powietrzu
pojawił się jezdziec na koniu. Jodie natychmiast rozpoznała Heatha.
91
RS
Jej uczucia do niego szybko i niepostrzeżenie przybrały
niespodziewaną formę. Darzyła go sympatią i jakimś przywiązaniem,
dlatego tak bardzo poruszyło ją, kiedy zobaczyła, że zdjął obrączkę.
Nie to, że on nic do niej nie czuł, ale to, że ona czuła coś do niego.
Po chwili usłyszała stukot kopyt o twardą ziemię. Heath
wspaniale wyglądał na koniu.
Poczuła nieprzepartą chęć, by zerwać się z fotela i pobiec do
kuchni. Tylko po co? Zrobić herbatę? Posprzątać? A może się ukryć?
Kilkanaście minut pózniej usłyszała skrzypnięcie drzwi
prowadzących na werandę. Poczuła niezwykłe ciepło, a jej twarz
rozjaśniła się.
Odwróciła się. Na werandę wszedł Heath, w dżinsach, białym
podkoszulku i oliwkowym swetrze z podwiniętymi do łokci
rękawami. Jego włosy były jeszcze wilgotne po kąpieli.
Wyglądał bardzo niebezpiecznie i Jodie znów poczuła nagłą
ochotę, by zerwać się z fotela i uciec, ale nie zrobiła tego.
Heath postawił na stoliku jedną filiżankę, drugą trzymał w ręku.
- Mogę się przyłączyć?
- Jesteś u siebie, to twój dom - odparła zdenerwowana Jodie.
- To, co moje, należy również do ciebie, Jodie. Obiecałem ci to
w przysiędze małżeńskiej i naprawdę tak uważam.
- Rozumiem. Nigdy jednak nie powiedziałeś mi, że tego twojego
jest tak dużo. Gdybym wiedziała, nalegałabym na spisanie intercyzy...
Uniósł rękę, aby ją powstrzymać.
- Nigdy bym się na to nie zgodził.
92
RS
Był zbyt ufny. Nie wszyscy ludzie są tacy uczciwi jak on i jego
rodzina. Jodie nie chciała być tą, która go o tym poinformuje. Ludzie
szukali własnych korzyści, myśleli tylko o tym, żeby coś zyskać. A
jego trzeba przed tym chronić. Trzeba go chronić przed nią.
- A powinieneś. Naprawdę. Wcale nie poczułabym się urażona.
- Jodie, przestań - polecił jej. - Nie ma o tym mowy i koniec
tematu.
Naturalnie. Był ponad to. Nie dostrzegał jej zepsutej natury i
złych skłonności. Miała nadzieję, że jest ślepy nie tylko na to, ale
również na wszystko, co dzieje się w jej sercu.
- Co powiedziałby oficer imigracyjny, gdyby znalazł taki
dokument?
Cóż, o tym nie pomyślała. Heath miał rację. Mimo to odniosła
wrażenie, że użył tego argumentu jako wygodnej wymówki, by
zakończyć spór na ten temat.
Nie, była niesprawiedliwa. On naprawdę nie chciałby spisać
intercyzy. Ten człowiek był rzadkim okazem wymierającego gatunku
prawdziwych dżentelmenów. We współczesnym świecie prawie się
już na takich nie natrafiało.
Jej jednak udało się takiego poślubić. Okazało się, że człowiek,
którego wybrała tylko po to, by osiągnąć swój cel, okazał się takim
człowiekiem, jakiego zawsze pragnęła spotkać.
- Usiądz, proszę - wskazała ręką stojący w rogu werandy fotel.
Heath usiadł, ale wybrał miejsce tuż obok niej. Huśtawka
zakołysała się pod jego ciężarem.
- Zwiedziłaś już cały dom? - spytał, opierając rękę o zagłówek.
93
RS
Jodie pochyliła się do przodu po herbatę, bardziej jednak po to,
by uniknąć kontaktu z jego ręką.
- Tak, dziękuję.
Obejrzała mecz, a potem zwiedziła cały dom. Zajęło jej to dobrą
godzinę. Sypialnia Heatha była niemal tak duża, jak całej jej
mieszkanie w Melbourne, z garderobą, osobną łazienką i przestronną
wnęką, którą kiedyś zapewne nazwano by alkową.
Tam właśnie znalazła swój bagaż. Jej torba stała tuż obok torby
Heatha. Jodie nie miała pojęcia, czy przywiązywać do tego faktu
jakieś znaczenie, czy po prostu uznać, że Heath wrzucił tam bagaże i
całkiem o nich zapomniał.
- Wybrałam sobie jedną z sypialni na górze. Zostawiłam jednak
część swoich rzeczy u ciebie, na wypadek, gdyby ktoś chciał to
sprawdzić.
- Pamiętajmy, że wszystko jest na pokaz.
- Oczywiście.
- Co byś zjadła na kolację? - spytał po kilku minutach znaczącej
ciszy.
- Przygotuję coś.
- Przecież dziewczyny z miasta nie umieją gotować. -Heath po
raz pierwszy uśmiechnął się. - Czytałem o takich jak ty w gazecie.
Sok pomarańczowy na śniadanie, sałata na lunch, kolacja na mieście.
- Zaraz się przekonasz.
- Słowa, słowa. Nie uwierzę, dopóki mi tego nie udowodnisz.
Złoty łańcuszek, który miał na szyi, wysunął się na koszulkę i
Jodie zobaczyła zawieszoną obok małego medalika ślubną obrączkę.
94
RS
Heath zauważył jej spojrzenie. Ujął w palce medalik i podniósł
go.
- To święty Krzysztof. Kiedyś nosiła go moja mama, a teraz ja. -
Wsunął medalik i obrączkę za koszulkę i na krótką chwilę położył na
nich dłoń. - Tutaj jest mnóstwo brudnej pracy, obrączka mogłaby się
zniszczyć. Uznałem, że lepiej będzie, jeśli zawieszę ją na szyi.
- Bardzo rozsądnie. - Nic więcej nie potrafiła powiedzieć.
Zawiesił obrączkę na łańcuszku, który nosiła jego matka. Miała
ochotę rzucić mu się na szyję i błagać, żeby zapomniał o dwuletniej
umowie. Niech zostanie jej prawdziwym mężem na zawsze.
Kiedy podniosła wzrok, zobaczyła na jego twarzy znaczący
uśmiech. Wiedziała, czym to grozi, więc czym prędzej zerwała się na
równe nogi.
- A zatem kolacja. Widziałam w kuchni jajka, ser, tuńczyka i
grzanki. Z tych produktów przyrządzę ci ucztę, o jakiej nie śniłeś.
- Brzmi niezle - stwierdził Heath.
Jej serce omal nie wyskoczyło z piersi. Chwyciła pudełko z
przyborami do pracy i przycisnęła je do piersi jak tarczę. Nie
odwracając się, na drżących nogach podążyła w kierunku kuchni.
95
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Minął kolejny tydzień, a oni dzielili czas między pobytem w
domu a wizytami u Mandy i Lisy w mieście.
Kiedy spędzali dzień na farmie, Heath czuł, że z każdą godziną
zbliżają Się do siebie. Był szczęśliwszy niż kiedykolwiek, wiedząc, że
Jodie czeka na niego pod koniec każdego dnia. Zawsze miała mu do
pokazania nowy egzemplarz biżuterii.
Jednak kiedy przyjeżdżali do Melbourne, było inaczej. Heath
patrzył, jak Jodie objada się mascarpone i plotkuje z przyjaciółkami i
marzył tylko o tym, by wrzucić ją do dżipa i zabrać do domu.
Nastroju nie poprawiła mu zapowiedziana właśnie przez
domofon wizyta niejakiego Malcolma Cage'a z biura imigracyjnego.
Heath nacisnął przycisk i odwrócił się do Jodie. Stała w
drzwiach kuchni pobladła niczym lodowa rzezba, niezdolna do
wykonania żadnego ruchu. W jej zielonych oczach dostrzegł panikę.
Podszedł do niej i rozwiązał kuchenny fartuch, którym osłoniła
sukienkę. Bez protestu uniosła ręce.
Gest ten był tak pełen intymności, że obojgu zabrakło na chwilę
tchu. Przez te Wszystkie dni Jodie nie pozwoliła mu zbliżyć się do
siebie bardziej niż na metr. Nie wiedział, czym sobie na to zasłużył,
ale uznał, że jedyne, co może w tej sytuacji zrobić, to dać jej tę
przestrzeń, której najwyrazniej bardzo potrzebowała.
96
RS
Teraz jednak musiała wziąć się w garść. Jeśli nie przekona
urzędnika, że z Heathem łączy ją coś więcej niż tylko formalny
związek, cały plan może wziąć w łeb.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]