[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jesteśmy tradycjonalistami powiedział z uśmiechem, wręczając Mnchowi dyplom. Do płaszcza na piersiach przycisnął mu błyszczący krążek,
który wczepił się silnie w materiał.
Na tym kończymy nasze uroczyste zebranie zwrócił się do sali, lecz natychmiast z wszy 1stkich stron odezwały się głosy protestu:
Jeszcze nie!... Pytania!... Pytania!... Miała być dyskusja!
Nie wiem, czy ojciec Modest nie jest już zmęczony próbował perswadować prezes. czy w ogóle dziś ma czas. Może kiedy indziej...
Nie! Nie! Miały być pytania!
Mnch przerwał oglądanie dyplomu i rozejrzał się po sali. Czuł, jak wzbiera w nim siła i pragnienie porwania tych ludzi mocą swego słowa. Podniósł
dłoń dając znak, aby się uciszono.
O co chcielibyście mnie zapytać?
Prezes już mu podsunął krzesło.
Niech ojciec spocznie! A więc otwieram dyskusję! Proszę zgłaszać pytania!
Uniosło się kilka rąk.
Koleżanka była pierwsza! Proszę!
Wysoka, chuda dziewczyna podniosła się z miejsca.
Jestem studentką medycyny. Chciałabym dowiedzieć się czegoś bliższego, bo nie znalazłam tego w opublikowanych dotąd materiałach, jak w
czasie pobytu pana w obcym statku kosmicznym przebiegały niektóre procesy fizjologiczne. Czytałam, że pokarmów żadnych pan nie pobierał. I nie
odczuwał głodu. A wydalanie? Czy też zanikło? Chyba nerki jednak pracowały? Czy może pan, w przybliżeniu, określić ilość wydalanego moczu?
Modest dopiero po chwili uświadomił sobie treść pytania. Twarz mu spąsowiała.
To nieprzystojne pytanie... odrzekł, patrząc gniewnie na dziewczynę. Jak możesz, dziecko, pytać o to publicznie?
Prezes z wprawą przeciął dyskusję.
Uchylam pytanie. Następne proszę.
Podniósł się starszy, barczysty mężczyzna.
Chodzi mi o to, czy w czasie pobytu w tym zamkniętym pomieszczeniu, gdy księdza porwano, czy ksiądz nie odczuwał, że próbują wpływać
telepatycznie na tok jego myśli?
Kto?
No... ci przybysze. Przecież gdyby ksiądz czuł, że mu narzucają swoje myśli, byłby to dowód nie tylko ich potęgi, lecz i podobieństwa do nas,
ludzi.
Mnch zamyślił się.
Tak chyba w rzeczy samej było... odpowiedział po chwili. Ale Bóg czuwał nade mną i wysłannicy Szatana dostępu do mej duszy nie mieli.
Prezesowi wyraznie było spieszno kończyć Zebranie.
Następne pytanie. Kto?
Interesuje mnie sprawa stosunku gości z kosmosu do ludzi odezwał się siedzący w pierwszym rzędzie brodacz. Czy pańskim zdaniem odnosili
się do pana jak do przedstawiciela obcej cywilizacji, czy jak do zwierzęcia doświadczalnego?
Nie rozumiem.
Po prostu: czy nie traktowali pana jak zwierzę?
Mnch spojrzał podejrzliwie na mężczyznę.
Nie! Z pewnością nie! To były złe siły, ale ich władza była ograniczona.
Dlaczego pan twierdzi, że to były złe siły?
A czyż dobre moce mogą tak ohydny kształt przybrać?
W głębi sali ktoś zachichotał.
Czy ktoś jeszcze chce zadać pytanie? prezes nie dopuścił do dalszej indagacji. Koleżanka inżynier? Proszę!
Z tego co nam wiadomo, ojciec nie miał okazji zetknąć się oko w oko z przedstawicielami pozaziemskiego Rozumu, można powiedzieć, we
własnej osobie, a tylko z jakimiś ich tworami technicznymi. Nie jest jasna dla mnie sprawa napędu tych urządzeń. Czy może pan coś zaobserwował,
co pozwala porównać te twory z jakimś znanym panu obecnie urządzeniem latającym?
O czym mówisz, pani?
Przede wszystkim mam na myśli owe latające pająki . Niech zresztą pan wezmie swoją honorową odznakę... Czy słusznie zaznaczono na tym
rysunku strumień materii odrzutowej? Bo ja mam wątpliwości.
Mnch sięgnął do piersi i odchylił blaszkę, tak aby mógł się przyjrzeć umieszczonemu na niej rysunkowi.Raptownie zerwał się z fotela. Twarz jego
pokryła się bladością, a dłoń, przytrzymująca metalowy krążek, poczęła drzeć. Gwałtownym ruchem oderwał odznakę od płaszcza i rzuciłze
wstrętem na podłogę. Nie wyrzekł ani słowa i wśród ciszy, jaka ogarnęła skonsternowane audytorium, począł wolno cofać się ku ścianie, która
rozstąpiła się przed nim samoczynnie,otwierając przejście do hallu.
Mnch obejrzał się za siebie i dostrzegłszy przejście pognał w głąb hallu ku wyjściu. Za nim biegł jasnowłosy młody człowiek, próbując go
zatrzymać.
Co się stało? Dlaczego?
Modest szarpnął się.
Precz!
Młody człowiek nie mógł pojąć reakcji Mncha. Był przerażony i zrozpaczony.
Ale dlaczego?
Mnch nie odpowiedział. Pozostawiając chłopca w niemym osłupieniu poszedł korytarzem ku windom. Ale zanim drzwi windy zdążyły się zasunąć,
do wnętrza dzwigu wskoczył za Modestem jakiś mężczyzna ubrany w ciemny kombinezon, podobny do tego, jaki nosił Miksza.
Na dół... powiedział mężczyzna tonem raczej twierdzącym niż pytającym. Mnch skinął potakująco głową.
Coś nie tak? zagadnął nieznajomy gdy winda ruszyła. To było do przewidzenia...
Mnch już się opanował.
Co... było do przewidzenia?
%7łe się to zebranie tak skończy.
Pan byłeś tam? Mnch spojrzał podejrzliwie na nieznajomego.
Byłem. I szczerze mówiąc, czuję niesmak.
Więc jesteś jednym z nich... rozpoczął Mnch, ale nieznajomy nie dał mu dokończyć.
Nie należę do Caelestii . Zaprosił mnie Janas... Abym był świadkiem jego tryumfu... i odpowiednio zareklamował.
Kim jesteś?
Dziennikarzem.
To znaczy chyba, że piszesz o tym, co dzieje się w świecie przypomniał sobiewyjaśnienia Kamy.
Mniej więcej...
Winda zatrzymała się.
Chce pan wrócić do Instytutu?
Tak.
Odprowadzę pana.
Mnch chciał w pierwszej chwili zaprotestować, ale pomyślał, że nie zaszkodzi dowiedzieć się czegoś bliższego o dziwnym stowarzyszeniu. Zdążył
już bowiem nie tylko ochłonąć z gniewu, lecz nawet zaczął żałować zbyt gwałtownej reakcji. Jeśli bowiem ci ludzie błądzą, jeśli ulegają podszeptom
Szatana, on, Mnch, nie powinien ich tak zostawić.
Zaczęli schodzić po stopniach ku Odrze.
Słyszałem wiele o panu... podjął nieznajomy. Ale kontakt osobisty to zupełnie co innego, jak im się udało pana ściągnąć?
Zciągnąć?...
No, w jaki sposób, przez kogo dotarli do pana? Jak pana zaprosili na to zebranie?
Nieznajomy zdawał się odgadywać myśli Mncha. Przecież ta sprawa była dla niego szczególnie niejasna i niepokojąca. Postanowił jednak
zachować ostrożność.
Przysłali do mnie gołębia... urwał czekając jak zareaguje nieznajomy.
Z radiofonem?
Nie rozumiem.
Mówiącego gołębia? zaśmiał się nieznajomy, a Mnch spojrzał na niego podejrzliwie.
Tak potwierdził niepewnie.
Stara sztuczka... nieznajomy machnął ręką lekceważąco.
Sztuczka?
Przechodzili obok małej, samoobsługowej winiarni, mieszczącej się tuż przy moście spacerowym.
Może wstąpimy na szklaneczkę? zaproponował nieznajomy. Przy winie lepiej się
rozmawia. Ma pan przy sobie peko?
Peko?
Pekoder.
Mam. Ale dlaczego pytasz, panie?
Niewola, bracie, niewola, jak mawiają pijący zaśmiał się nieznajomy. A może pan nie pije?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]