[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wydać śmiesznym, lecz któż nie przyzna, że wychowanie staranne daje gusta wytworne, czyni
potrzebą towarzystwo dobre, książki itp., a z jakimiż trudnościami walczyć musi ubogi, żeby
te przyjemności życia, do których nawykł, bez upokorzenia pozyskać?
Anna nagle przeniesiona z pięknego pałacu do mizernego dworku, który z całego majątku
rodzicom jej pozostał, nie miała nauczycieli, fortepianu, książek, arfy, kwiatów swoich,
ogródka, pięknych obrazów i pięknych sukienek. Z początku było jej bardzo ciężko znieść
taką odmianę. Lecz gdy ujrzała posępne twarze ojca i matki, gdy uczuła potrzebę pocieszania
ich, udała, że jej dobrze, lepiej nawet jak wprzódy, włożyła uśmiech na usta i biedni rodzice
uwierzyli dziecięciu, które z nieporównanym poświęceniem uśmiechało się do nich płacząc w
sercu. Anna miała już tyle siły i tyle miłości, że potrafiła udawać i do śmierci rodziców nie
pokazała smutku, który serce jej ściskał.
Naówczas poznała ona świat lepiej i, myśląc o nim w cichości, powiedziała sobie, że cier-
pienie jest przeznaczeniem człowieka na ziemi, że szczęście jest niepodobnym, a jeśli kiedy
zaświeci, to chyba dlatego, żeby po nim czarniej się jeszcze świat wydał. Opuszczeni, sami
jedni rodzice Anny nie narzekali na przyjaciół, nie cisnęli się do panów, którzy póty tylko żyli
z nimi, póki byli bogaci; cierpieli także i milczeli. Nie przyszło im nawet na myśl, że Anna
miała ciotkę bogatą, która by się jej losem zająć była powinna; całkiem inaczej obmyślali dla
niej przyszłość i innych wyznaczyli jej opiekunów na przypadek swojej śmierci.
Lecz ciotka nudziła się sama jedna. Zasłyszała coś o nieszczęściu siostry, dowiedziała się o
jej córce i zażądała ją mieć przy sobie obiecując wszystko, co miała, jej zostawić. Wielka to
była radość w ubogim domku, gdy ze wszelką przyzwoitością napisany list pani Doroty do-
szedł rąk rodziców Anny; odżyli w dziecięciu i płacząc dziękowali Bogu. Tylko młoda
dziewczyna nie dzieliła ich radości. Przywykła już cna była do nowego życia i nie chciała go
odmieniać; nade wszystko nie chciała porzucać rodziców. Ukołysano ją jednak z łatwością,
ona była tak łagodna! Matka odwiozła ją do Złotej Woli.
16
Nie potrafię opisać uczuć Anny na widok ciotki zimnej, regularnej, traktującej ją ze wszel-
ką przyzwoitością (tak różnej od matki), tak surowej i niewyrozumiałej, na widok tego domu,
w którym zegar panował, gdzie nie wolno się było rozśmiać głośno, pobiegać, zagadać, po-
swawolić i gdzie wszyscy chodzili wysznurowani jak lalki, zdając się albo nie mieć czucia i
duszy, albo najpracowiciej je w sobie ukrywać. Przeszło po niej zimno, ścisnęło się serce,
płakała, gdy wyjeżdżała matka, ale milczeć musiała i przyjąć to szczęście dlatego, że ono się
szczęściem rodzicom jej wydawało. Tu do ostatka stracić musiała Anna, a przynajmniej skryć
przed ciotką wszystkie swoje dobrze wychowanej dziewczyny zatrudnienia i upodobania.
Fortepian zdawał się ciotce nieskończenie dziwacznym przy pozytywku dla kanarków; in-
nej książki nad nabożną nie pozwoliłaby czytać uważając to za największą z nieprzyzwoitości
dla panny; śpiewu nie tolerowała wcale, skoku i wesołości zabraniała surowo, wynurzeń i łez
także strzegła najpilniej. Kładła na nos okulary, aby zobaczyć, co panna Anna rysuje i darła
niemiłosiernie jej próbki mając tę sztukę za coś szatańskiego i nieprzyzwoitego dla kobiety.
Potem zasadziwszy Annę do pończochy zacna pani Dorota chodziła po pokoju mrucząc:
Oni ją, Boże odpuść, edukowali na aktorkę czy co? Po co jej ten klawikord! po co jej te
malowidła! Do czego to te książki, co oni jej nauczyli? Albo ta francuzczyzna, Boże odpuść!
to tylko wszystkiego złego początek! Otóż i pan Bóg nie pobłogosławił i przez tę bezbożność
swoją majątek stracili! A taki piękny majątek! Ta to klucz był jako rzadko: pięć wsi ogrom-
nych! Jak to im było stracić? Ale kiedy to i jegomość podobno był farmazon13, jejmość lu-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]