[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drzwi otworzył mu George. Tweed przyjrzał się mu, ale strażnik
stał prosto i poruszał się normalnie.
-Zbadał cię lekarz?
-Tak, właśnie przejeżdżał w pobliżu. Okazało się, że na klatce
piersiowej mam ranę, uderzyłem się o szafkę, kiedy Gallagher
mnie popchnął. Lekarz zdezynfekował ją i założył opatrunek. Zo-
stawił zaświadczenie, proszę, jest tutaj.
-Dziękuję, przyda się. Gallagher pewnie już się zastanawia, czy
nie posunął się za daleko i czy zamierzam napisać o tym
incydencie
raport do ministra. I niech się zastanawia. Jak się czujesz z tą
raną?
-Gallagher może przyjść z powrotem, dam mu radę. Po raz
drugi mnie nie zaskoczy.
Tweed wbiegł po schodach do swojego gabinetu, w którym za-
stał część pracowników. Monica pracowała na komputerze. New-
84
man siedział przy biurku, czytając gazetę. Był to ponadczterdzie-
stoletni, dobrze zbudowany blondyn o zdecydowanych rysach
twarzy. Podobał się kobietom. Chuliganom na ulicach wystarcza-
ło jedno spojrzenie, żeby omijali go z daleka.
Marler, człowiek o reputacji najlepszego strzelca w zachod-
niej Europie, jak zwykle stał oparty o ścianę. Miał dobrze ponad
trzydzieści lat, 1,85 m wzrostu i szczupłą sylwetkę, na której
świetnie wyglądał szykowny granatowy garnitur, nieskazitelnie
biała koszula i krawat od Hermesa. Poruszał się powoli, co stwa-
rzało fałszywe wrażenie ociężałości. Na przystojnej twarzy zazwy-
czaj malował się sardoniczny grymas.
Tweed zdjął płaszcz i powiesił go na wieszaku, a potem za-
siadł za swoim biurkiem. Zwięzle poinformował obecnych o wy-
darzeniach ostatnich dni, zaczynając od dziwnej amnezji Mi-
chaela i podróży do Post Lacey, a kończąc na makabrycznych
znaleziskach na Dartmoor i dziwnych mieszkańcach Abbey
Grange, nie wyłączając służby. Monica przysłuchiwała się jego
relacji.
Niewysoki, ale masywnie zbudowany Tweed był mężczyzną
w nieokreślonym wieku. Przez okulary w grubej rogowej opraw-
ce Monica widziała jego inteligentne oczy. Miał tę przydatną
w swojej pracy cechę, że zupełnie nie wyróżniał się w tłumie.
Ostatnio, po powrocie z morderczego treningu na poligonie
w Surrey, wydawał się bardziej energiczny, a ton jego głosu stał
się bardziej władczy. Na pewno wygląda teraz młodziej, doszła do
wniosku Monica.
-To na razie tyle - zakończył Tweed.
-Nie wspomniałeś o kilku rzeczach - odezwał się Marler, któ-
rego akcent zdradzał dobre wykształcenie. - Na zachód od fabry-
ki Gantii dokonano na was z Paulą nieudanego zamachu. Ktoś
nie chce, żebyście prowadzili tę sprawę.
-Tak, muszę przyznać, że ktoś do nas strzelał.
Marler wyjął z szuflady swojego biurka bardzo dokładną ma-
pę, rozłożył ją i gestem wskazał Tweedowi.
-Czy mógłbyś pokazać, gdzie urządzono tę zasadzkę?
-Tak, ale po co?
-Po prostu pokaż mi to miejsce, proszę.
Tweed pochylił się nad mapą i szukał czegoś uniesionym nad
nią piórem.
- Zwietna mapa. Wydaje mi się, że to było gdzieś tu. - Zazna-
czył miejsce krzyżykiem. - Zwietna mapa - powtórzył. - Zauwa-
85
żyłem samotne wzniesienie po naszej lewej stronie, około stu
metrów od drogi. Na szczycie rosła samotna jodła.
-To mi powinno wystarczyć. Jadę. Do zobaczenia.
-Zaczekaj! - zawołał za nim Newman. - Może byś nam tak po-
wiedział, dokąd jedziesz?
-Ciekawski! Może i byłeś kiedyś słynnym korespondentem
prasowym, ale teraz nie musisz wszystkiego wiedzieć.
Tweed, rozbawiony, usiadł z powrotem za swoim biurkiem. New-
man i Marler byli wielkimi przyjaciółmi, ale często się sprzeczali.
-Do widzenia - pożegnał się Marler. - Zamierzam sprawdzić
miejsce, w którym omal nie straciliśmy naszego kochanego za-
stępcy dyrektora SIS. Tylko snajper umie rozpoznać metody dru-
giego snajpera.
-Nic tam nie znajdziesz, najwyżej trochę śmieci - żartował
z niego Newman.
-Jeśli nie pojadę, tym bardziej nic nie znajdę.
Marler wyszedł, cicho zamknąwszy za sobą drzwi. Newman
wzruszył ramionami i wziął gazetę, w której chciał coś pokazać
Tweedowi. Zadzwonił telefon. Monica spojrzała na Tweeda i po-
wiedziała, że dzwoni Paula.
-Słucham - odezwał się Tweed.
-Po pierwsze, przyjechał Pete i chyba Annę go zaakceptowała.
Jestem na dole w sypialni w suterenie. Z Pete'em przyjechał But-
ler, który zabezpiecza teraz okna i drzwi. Chciałam ugotować
Annę
coś do jedzenia, ale wzdrygnęła się tylko i odmówiła.
Powiedziała,
że nie może nic jeść po wizycie w kostnicy na Holland Park. Jak
wiesz, Saafeld osobiście nadzorował usunięcie i transport zwłok.
-Masz jeszcze coś?
-Przyszło mi coś do głowy - kontynuowała Paula. - Michael
spędził dwa tygodnie w klinice doktor Ashton, a potem został
przeniesiony do tej uroczej jaskini Saxona, który jest znacznie
tańszy. To sugeruje, że tajemniczy zleceniodawca, który dzwonił
do Belli, mężczyzna lub kobieta, nie dysponuje wielkimi sumami.
-No, to rzeczywiście zawęża nam pole poszukiwań - ironicznie
skomentował Tweed. - Nie wiesz, ilu ludziom brakuje pieniędzy?
-Powiedziałam wielkimi sumami" - obstawała przy swoim
Paula.
-Wychodzę, muszę złożyć krótką wizytę Saafeldowi na Hol-
land Park. Jak go znam, doszedł już do jakichś wniosków po zba-
daniu dwóch ciał. Potem wracam tutaj. Bob chce mi coś pokazać
w gazecie.
86
-Ja też pojadę na Holland Park. Pete świetnie daje sobie tu-
taj radę.
-Ta wiadomość w gazecie jest ważna, spójrz - domagał się
Newman.
-Zaraz wracam. Jeśli możesz, to dowiedz się jak najwięcej
o naszym przyjacielu Ablu Gallagherze.
Paula czekała już na Tweeda, kiedy przyjechał na Holland
Park. Stała przed wielkim domem oddzielonym od ulicy rzędem
drzew iglastych. Przed londyńskim kapuśniaczkiem schroniła się
pod parasolem.
- Przyjechałam taksówką - wytłumaczyła, kiedy Tweed po-
wiedział, że nie spodziewał się jej tak szybko.
Kiedyś mogli po prostu otworzyć bramę i podejść krętą alejką
do drzwi, ale teraz Saafeld miał szczególną ochronę. Musieli za-
dzwonić przez bramofon i przedstawić się. Saafeld odburknął, że
nie pozostaje mu nic innego, jak ich wpuścić.
Brama otworzyła się do środka i zamknęła zaraz po ich wej-
ściu. Zcieżka wijąca się wśród wielkich rododendronów zawsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]