[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stary! Hej, Sam, to  Elroy !
Grayson, zostawiając Gorowa przy psach, wspiął się na szczyt.  Nie kpijcie
sobie ze mnie  wychrypiał.
136
Langer podał mu szkła.  Sam zobacz.  Amerykanin rozsunął kaptur, od-
słaniając wynędzniałą, oszronioną twarz i popatrzył przez noktowizor.
 Jakim cudem, do diabła, zabrnął tak daleko?  zdziwił się Langer.
 Dzielny facet  ocenił Beaumont.  Nigdy nie spotkałem kapitana
Schmidta, ale muszę mu to przyznać, jeśli wdarł się w lód, cal po calu, aż tak
blisko nas. Dziwne, ale nie widzę radaru.
 Ja go znam  stwierdził spokojnie Grayson.  To prawdziwy sukinsyn.
Dlatego jest tutaj. Jak sądzisz, daleko mamy do niego?
 Jakieś siedem mil  odparł Beaumont.  Ruszamy. Są jakieś sprzeciwy?
Dwie następne mile pokonali z szybkością, jakiej nie osiągnęli od wielu już
godzin, sunąc krętym labiryntem wąwozów, aż znalezli się w odległości mili od
otwartej płaszczyzny lodowej. A ponieważ w dalszym ciągu nie było na niebie
ani jednego radzieckiego śmigłowca, Beaumont zdecydował, że teraz mogą już
wysłać sygnał radiowy i w ślad za nim rakietę Elliotta, by z  Elroya przyleciał
po nich śmigłowiec.
Temperatura obniżyła się, było zimniej niż kiedykolwiek, jednak nie dokucza-
ło im to specjalnie. Wiedzieli, że to prawdopodobnie ich ostatni wysiłek. Widocz-
ność była doskonała. Przejrzyste powietrze mąciły jedynie niewielkie chmurki
gęstniejącej na mrozie pary wodnej, tworzącej się z oddechów czterech mężczyzn
i dwóch psich zaprzęgów, asystującej im w drodze na południe. W przeciwień-
stwie do powszechnych wyobrażeń o Arktyce, burze śnieżne i zamiecie są rzad-
kością na tej szerokości geograficznej. Jest to jedynie najzimniejsze miejsce na
Ziemi.
Zatrzymali się w jednym z wąwozów. Grayson zauważył, że raczej trudno
będzie tutaj komukolwiek po nich wylądować, lecz Beaumont polecił Langero-
wi wypakować nadajnik.  Mogą nas wciągnąć na krzesełku, Sam, jednego po
drugim  wyjaśnił.  Potem zabiorą psy na otwarty lód.
Langer rozwiązywał właśnie skórzane pasy przytrzymujące nadajnik, gdy Go-
row zbliżył się do nich z takim pośpiechem, iż Beaumont spojrzał na niego praw-
dziwie zdumiony. Rosjanin dyszał ciężko i gdy tylko zatrzymał się, zaczął głosem
nabrzmiałym histerią:
 Jesteśmy już bezpieczni. Teraz żądam, by oddano mi moją własność, na-
tychmiast!
 O czym ty mówisz, do diabła?  Beaumont patrzył w dół, delikatnie ude-
rzając butem w powierzchnię lodu. Nie był specjalnie zwarty, Anglik domyślał
się, że otaczające ich torosy uformowały się bardzo niedawno na skutek zamknię-
cia kanału.
 Rdzeń! Zabraliście rdzeń! Któryś z was mi go ukradł!  Gorow, coraz
bardziej zdenerwowany, wyciągnął ciężką tubę z kieszeni kurtki i podsunął ją
Beaumontowi pod nos.
 No, przecież go masz  powiedział Beaumont. Zmarszczył się, bo obcas
137
jego buta zagłębił się nagle o kilka cali. Wyciągnął go z gęstym mlaśnięciem.
Miękki lód. Gorow był zbyt zajęty własnymi sprawami, by zauważyć cokolwiek
innego.
 To nie ten sam. . .
 Chcesz przez to powiedzieć, że w tym innym są  mapy Katarzyny ?  Be-
aumont wpatrywał się prosto w Gorowa.  Powiedziałeś, że jesteśmy już prawie
bezpieczni. Nie jest to chyba najlepsza chwila na wywrzaskiwanie nonsensów,
prawda?
 Nonsensów?
 Idz i pomóż Horstowi przy nadajniku.
Langer przewiesił sobie przez ramię przenośną radiostację i odszedł szukając
możliwie najbardziej poziomego kawałka gruntu, by umieścić na nim urządze-
nie. Uginał się pod ciężarem, który był dla niego, osłabionego i znużonego, zbyt
wielki, ale posuwał się mozolnie naprzód i po chwili znalazł poziomą szczelinę
w ścianie. Ostrożnie postawił nadajnik. Gorow, coraz bardziej wściekły, darł się:
 Muszę mieć ten rdzeń! Tylko z nim jestem cokolwiek wart dla Waszyngto-
nu. . .
W dalszym ciągu wymachiwał, jak bronią, metalową tubą, aż Grayson wyjął
mu ją z ręki.  Cokolwiek wart?  powtórzył.  Póki nie dotrzemy do tego
statku, żaden z nas nie jest wart złamanego centa. Fakt, nie słyszeliśmy żadnego
z waszych śmigłowców od ponad godziny, ale jeszcze nie jesteśmy na pokładzie
statku. Idz i pomóż Horstowi przynieść nadajnik, kiedy skończy nadawać.
 Jesteśmy na grząskim gruncie, Sam  mruknął Beaumont, gdy Gorow
odszedł wreszcie w głąb wąwozu.  Musimy uważać.
 Dopiero krzepnie  zgodził się Grayson, klepiąc uspokajająco Bismarcka.
 Jesteśmy blisko morza.
Usłyszeli krzyk Rosjanina, odwrócili się w jego stronę i spostrzegli, że się
przewraca. Rozciągnięty na całą długość na dnie parowu próbował wstać, lecz
upadł ponownie.  Chryste!  Beaumont był wściekły.  Skręcił nogę.  Lan-
ger, gotowy już do przesłania wiadomości, wyciągnął antenę i akurat miał prze-
nieść nadajnik na poziomą lodową półkę, gdy usłyszał krzyk. Klnąc jak szewc
zostawił radiostację i poszedł pomóc Rosjaninowi.
Gorow skręcił nogę w kostce. Próbował wstać po raz drugi, ale klapnął na
ziemię, gdy Langer podszedł do niego. Niemiec chwycił go pod pachy i posadził,
opierając o lodową ścianę, a potem przyjrzał się swemu prawemu butowi, który
dziwnie ciągnął go w dół. Cały był oblepiony czarnym zamarzającym mułem.
 Keith! Tu jest miękki lód. A Gorow nie może iść. . .  Razem z Graysonem
uformowali z rąk coś na kształt nosideł i przetransportowali Gorowa z powrotem
do sań. Ten już o własnych siłach usadowił się wygodnie i został tak, rozglądając
się na wszystkie strony, z wyjątkiem tej, gdzie stał Beaumont.
 Lepiej pospiesz się z tym sygnałem  powiedział Beaumont. Langer
138
i Grayson ruszyli parowem wolno, uważnie stawiając stopy. A gdy dotarli do
szczeliny w lodowej ścianie, Langer wybałuszył oczy, zastanawiając się, czy przy-
padkiem nie zwariował. Potem wydał okrzyk, który poderwał Graysona do biegu.
Zestaw Redifona został wessany. Większa część nadajnika już zniknęła, jedy-
nie coraz krótsza antena wystawała nad powierzchnię. Muliste pęcherze przesła-
niały obudowę. Langer rzucił się na kolana i desperacko grzebał w czarnej ma- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •