[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przygotowany na wyraz rozpaczy, jaki odmalował się na twarzy chłopca.
Uśmiech znikł w jednej sekundzie. Oczy wypełniły się łzami.
Nate unikał starannie wzroku Claire. Przecież Andy powinien
wiedzieć, że musi wrócić do sierocińca. Czego innego się spodziewał?
Może tego, że oni zamierzają go zatrzymać? Gdzie? Jak? Nate nie
wiedział, co powiedzieć. Na razie nie Chciał wspominać Andy'emu o
żadnej rodzinie zastępczej. Bał się, że Claire ponownie wyskoczy z
propozycją wspólnego spędzenia reszty weekendu. Podjął więc
bezpieczny temat. Opowiadał o latawcach; o tym, że używano ich do
pomiaru wiatrów i o słynnym eksperymencie Benjamina Franklina,
który za pomocą latawca ściągnął z nieba na ziemię elektryczność.
- Dlatego nie wolno puszczać latawca podczas burzy. Rozumiesz?
Andy przytaknął. Nie rozumiał jedynie, czemu nie mógłby mieć
własnego domu i rodziny. Lecz pewnego dnia zrozumie, tak jak Nate.
Ciągle unikając spojrzenia Claire, wziął chłopca za rękę. Pobiegli
przez plażę, ciągnąc za sobą delikatny latawiec w kształcie motyla.
RS
Wlókł się po piasku i Nate zaczął się bać, że za chwilę cienka bibułka
podrze się na strzępy. Przyspieszył, a Andy dotrzymywał mu dzielnie
kroku. Jeszcze kilka prób i latawiec poszybował w górę. Niewiele wyżej
niż pół metra nad ziemią, ale dobre i to. Potem wzbijał się coraz wyżej i
wyżej. Nate'owi udzieliło się podniecenie chłopca. Latawiec wyglądał na
tle nieba jak ogromny barwny motyl.
Zatrzymali się. Nate wręczył Andy'emu szpulę ze sznurkiem.
Chłopiec świetnie sobie radził. Rzeczywiście szybko się uczył.
W dzieciństwie Nate uważał, że nie zasługuje na szczęśliwe
dzieciństwo. Nauczyciele i zastępczy rodzice często mu powtarzali, że
jest złym dzieckiem, że sprawia same kłopoty. Wreszcie sam w to
uwierzył. Wzruszał ramionami, ale takie uwagi dogłębnie go raniły i
równocześnie popychały do działania. Chciał zrobić karierę, by
udowodnić, że stać go na wiele. Miał teraz wszystko, czego pozbawiony
był w dzieciństwie: własny dom, pieniądze w banku, podziw i respekt
kolegów, szacunek dla samego siebie. Panował nad własnym życiem. Ilu
ludzi może powiedzieć to samo?
W dzieciństwie zazdrościł dzieciom, którym rodzice poświęcali wiele
uwagi. Teraz żył swoim własnym życiem, w którym nie było miejsca na
rodzinę. Nie tęsknił za żoną czy dziećmi. Nie brakowało mu ciepła
rodzinnego, ponieważ nigdy go nie zaznał.
Widząc jednak skupienie na buzi chłopca, zachwyt w jego oczach,
kiedy latawiec wzniósł się wyżej, zaczął się zastanawiać, czy nie
powinien jednak pomyśleć o własnych dzieciach. Oczywiście, najpierw
powinien się ożenić. Jego pogląd na małżeństwo ukształtowały miesiące
i lata spędzone w domach, gdzie wzajemne porozumiewanie się
małżonków polegało na obrzucaniu się wyzwiskami. Jak miałby zatem
uwierzyć, że ludzie potrafią być w takim związku szczęśliwi? Znajomi
nieustannie przedstawiali mu kolejne kandydatki, ale nie widział
powodu, by dla którejś z nich rezygnować z wygodnego kawalerskiego
życia.
Spędzili przynajmniej godzinę, biegając tam i z powrotem. Mały był
RS
taki rozradowany, że Nate zaczął żałować, iż zbyt wcześnie wspomniał o
powrocie do sierocińca. Mógł jeszcze z tym poczekać, lecz po prostu nie
pomyślał. W końcu ostatni raz nawinęli na szpulę sznurek latawca i
zapadając się w piasku, pomaszerowali do Claire. Wciąż była w
narzuconej na kostium bluzce, a nogi przykryła ręcznikiem. Czytała
książkę z numerem bibliotecznym na okładce.
- Czas jechać do domu? - spytała. Zauważył jej wahanie, zanim ona
sama uświadomiła sobie, co właściwie powiedziała. Jechała do domu,
do domu jechał też Nate, natomiast Andy wracał do sierocińca. A to
zupełnie co innego.
- Robi się pózno. - Skinął głową.
Wszyscy troje wolniutko szli plażą, obładowani zabawkami i
ręcznikami. Kiedy Nate wsiadł do samochodu, wiedział już, że muszą
pojechać prosto do sierocińca. Im dłużej będą z tym zwlekać, tym gorzej
zarówno dla chłopca, jak i dla Claire, która nie potrafiła się z tym
pogodzić.
- No dobrze. - Nate starał się nadać głosowi serdeczny ton, którym
pokrywał narastające uczucie lęku. - Andy wciąż może przychodzić po
szkole do biblioteki na głośne czytanie bajek?
%7ładne z nich przez długą chwilę nie odezwało się.
- Oczywiście. - W końcu Claire zdobyła się na wymuszony uśmiech
i przytaknęła.
Andy jednak uparcie milczał. Nate przyjrzał mu się w lusterku
wstecznym i nie miał wątpliwości, co oznacza przykry grymas na
drobnej twarzy. Chłopiec już snuł plany kolejnej ucieczki.
- Zrozum, mały - zaczął tłumaczyć Nate. - Musimy wrócić do
sierocińca. Nie mamy wyboru. Jeszcze coś - ci ludzie, u których miałeś
zamieszkać, okazali się nieodpowiedni. Porozmawiam o tym z siostrą.
Znajdzie dla ciebie inną rodzinę. Lepszą. Czy teraz poprawi ci się
humor?
Dzieciak obdarzył go ponurym i wściekłym spojrzeniem. Co Nate
mógł na to powiedzieć? Nic. Był zadowolony, że Claire postanowiła
RS
ratować sytuację i zaczęła rozmawiać z chłopcem. Odpowiadał
lakonicznie, ale dobre i to. Nate martwił się o Andy'ego, sierociniec i
siostrę Evangeline. Czy uda się znalezć chłopcu inny dom? Co z nim
zrobią, jeśli nie zgłosi się nikt odpowiedni?
Claire z trudem podtrzymywała jednostronną konwersację z
Andym. Rozumiała dobrze, dlaczego Nate nie chce spędzać następnej
nocy w jej domu. W najlepszym razie to musi być dla niego nudne, w
najgorszym - męczące. Może gdyby po prostu udało jej się wejść do
sierocińca i porozmawiać z siostrą Evangeline, zakonnica zobaczyłaby,
że Claire jest osobą, na której można polegać i która świetnie poradzi
sobie sama z opieką nad chłopcem. Przecież do końca weekendu zostało
niewiele czasu.
Jednak kiedy podjechali pod budynek z czerwonej cegły, otoczony
wysokim żelaznym ogrodzeniem, tylko Nate wysiadł z samochodu.
Poprosił, by ona i Andy poczekali w samochodzie, gdyż chciałby
zamienić kilka słów z siostrą Evangeline. Claire chciała natychmiast
zaprotestować, ale zrozumiała, że opór nie ma sensu. Nate już przeszedł
przez bramę i kroczył zdecydowanie do drzwi frontowych. Andy skulił
się na tylnym siedzeniu i zamknął oczy. Nie chciał wyglądać przez
okno,,nie chciał wiedzieć, dokąd przyjechali, chociaż oczywiście nie miał
co do tego żadnych wątpliwości. Nie chciał być tutaj. Tak jak wszystkie
dzieci, pragnął mieć kochającą rodzinę.
Spojrzała na trawnik za ogrodzeniem, gdzie grupka malców bawiła
się na huśtawkach i zjeżdżalniach. Wyglądały na szczęśliwe, z
wyjątkiem jednej dziewczynki, która stała przy ogrodzeniu, przyciskając
buzię do żelaznych prętów. Claire wiedziała, że nigdy nie mogłaby
pracować w sierocińcu. Chciałaby zabrać wszystkie znajdujące się tam
dzieci ze sobą do domu. Tymczasem nie mogła wziąć nawet jednego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •