[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sydney?
Nie dziś i nie jutro, ale... Będziesz tam jeszcze za miesiąc lub dwa?
Znów zapadła cisza. Jake czekał w napięciu.
Jake, obawiam się, że przez kilka najbliższych miesięcy będę bardzo,
bardzo zajęta.
Bardzo, bardzo zajęta? Zdławił przekleństwo. Mattie nie chce mieć z
nim nic wspólnego.
Czyli wolałabyś się ze mną nie widzieć?
To... to może być zbyt trudne odparła szeptem. Głos się jej załamał.
Cholera, co się stało? Przypomniał sobie łzy Mattie, kiedy żegnali się na
lotnisku. Wtedy myślał samolubnie, że oznaczają żal z powodu rozstania, ale
może płakała z innego powodu? Może czegoś mu nie powiedziała?
Jedno nie ulega wątpliwości: przez telefon nie uzyska żadnych
satysfakcjonujących odpowiedzi.
No dobra. Dzięki za wyjaśnienia.
%7łegnaj, Jake.
Rozłączyła się. W jednej sekundzie była, a w następnej znikła z jego
życia. Stał bez ruchu, oszołomiony, nie wiedząc, co począć. Miał bowiem
silne przeczucie, że Mattie wcale nie chce kończyć znajomości. A może to
jego rozbuchane ego nie chce w to uwierzyć?
Z rozmarzonym uśmiechem na twarzy Gina wypiła łyk kawy z mlekiem
i westchnęła błogo.
Syn i córka, czy może być lepiej? Wciąż mam ochotę płakać ze
szczęścia.
74
R
L
T
Mattie objęła przyjaciółkę. Cieszyła się, że podczas dzisiejszego badania
usg towarzyszyła jej Gina z Tomem. Ich bezbrzeżna radość sprawiła, że
wszystko inne przestało się liczyć. Nieważny był ból głowy, zgaga,
zmęczenie. Wiedziała, że szczęśliwe twarze przyszłych rodziców oraz czarno
białe zdjęcia ich maleńkich dzieci pozwolą jej zapomnieć o Jake'u Devlinie.
Słusznie postąpiła, nie wdając się z nim w dłuższą rozmowę
telefoniczną. Mówiła krótko, do rzeczy, potem pożegnała się i odłożyła
słuchawkę. To najrozsądniejsze wyjście. Skoro narzeczony stracił nią
zainteresowanie, kiedy była młodsza, ładniejsza i nie miała sterczącego
brzucha, czy mogłaby oczekiwać, że taki przystojniak jak Jake będzie teraz
patrzył na nią z zachwytem?
Jake wrócił do Sydney w zimny pochmurny dzień. Wysiadłszy z
taksówki, skulił się: wiatr przenikał go do szpiku kości, deszcz bił po twarzy.
Mało przyjemne powitanie, ale innego się nie spodziewał.
Podczas nocnego lotu nie zmrużył oka. Po wylądowaniu pojechał prosto
do hotelu, wziął prysznic, przebrał się i zszedł na dół, by odebrać samochód,
który wcześniej zarezerwował. Opuściwszy parking, włączył się w ruch
uliczny. Wycieraczki ledwo nadążały usuwać wodę z szyby.
Przez chwilę czuł się zdezorientowany, jakby się znalazł w kompletnie
obcym świecie. Nic dziwnego; w porównaniu z księżycowym krajobrazem
mongolskiej pustyni ruchliwe centrum Sydney przyprawiało o zawrót głowy.
Zamrugał kilka razy, usiłując rozeznać się w swoim położeniu, zmienił pas i
na najbliższym skrzyżowaniu skręcił w prawo. Zamierzał udać się do domu
opieki, by odwiedzić Roya, ale nagle zauważył, że jedzie w złym kierunku.
Zwolnił, szukając miejsca, by bezpiecznie zawrócić, gdy rozpoznał sklep
ze sprzętem turystycznym, w którym razem z Mattie kupili rondelek i
kuchenkę gazową.
75
R
L
T
Czyli ta droga prowadzi do domu Willa.
Do mieszkania, które zajmuje Mattie.
Serce zabiło mu mocniej. Spokojnie, nie denerwuj się, powiedział sobie.
Skoro już tu był, pojedzie kawałek dalej. Jeżeli zobaczy przed domem
samochód Mattie, wtedy zatrzyma się, zapuka do drzwi, porozmawia. Powinni
się spotkać, chociaż raz. Może sam siebie oszukiwał, ale musi poznać prawdę.
A to było możliwe jedynie w trakcie rozmowy w cztery oczy.
Kiedy zadzwonił do niej z Mongolii, Mattie wspomniała, że z powodu
nadmiaru zajęć nie odwiedza Roya, tylko telefonuje do niego raz w tygodniu.
Wydało się to Jake'owi podejrzane. Takie zachowanie do niej nie pasuje.
Intuicja podpowiadała mu, że Mattie ma jakieś kłopoty. Wiedział, że ryzykuje,
że na jego widok Mattie wpadnie w złość, ale musi odkryć, co ją gnębi.
Pracowała przy oknie w salonie. Słuchając rytmicznego bębnienia
deszczu, robiła szkic do kolejnej ilustracji.
Książka była prawie skończona. Mattie zależało, by wysłać wszystko do
wydawcy najdalej za dwa lub trzy tygodnie, zanim ciąża pozbawi ją resztek
energii.
Siedziała skupiona, usiłując przekazać ledwo skrywane podniecenie na
twarzy małej Molly, kiedy jakiś hałas z ulicy przykuł jej uwagę. Wyjrzawszy
przez okno, zobaczyła, jak przed domem zatrzymuje się sportowy czarny
samochód.
Nikogo się nie spodziewała, więc wróciła do pracy. Po chwili jednak
usłyszała, jak drzwi auta się zatrzaskują, a Brutus zaczyna ujadać.
Cicho, Brutusku! Marszcząc czoło, ponownie zerknęła na ulicę. Pies
szczekał wyłącznie na ludzi, których znał i lubił. Na obcych albo wcale nie
reagował, albo warczał cicho.
76
R
L
T
Mattie patrzyła zaintrygowana na wysokiego mężczyznę w czarnej
nieprzemakalnej kurtce i dżinsach, który zbliżał się do budynku. Podziwiała
jego szerokie ramiona, gęste ciemne włosy...
O Boże! Nie, to niemożliwe! jęknęła w duchu. To nie może być Jake!
Ołówek wysunął się jej z palców. Po chwili poczuła bolesny ucisk w piersi.
Nie miała już wątpliwości. To na pewno Jake. Pchnął furtkę i kuląc się
przed deszczem, ruszył biegiem ścieżką prowadzącą do drzwi.
Nie rozmawiali od czasu, gdy zadzwonił do niej z Mongolii. Nie
spodziewała się, że przyjedzie. Instynktownie objęła się w pasie. Jedno z
blizniaków zaczęło kopać, po chwili dołączyło drugie. Zupełnie jakby
założyły się, które mocniej kopnie mamę.
Kiedy rozległo się pukanie, Brutus z radosnym jazgotem rzucił się do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]