[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na dystans. Wprawdzie rozmawiał z nią i żartował, ale ani razu nie wziął jej za
rękę. Bynajmniej nie dlatego, że był dżentelmenem. Nie miała złudzeń.
Właściwie nie miała powodów, by się uskarżać. W miarę swoich
możliwości, starał się jej pomagać. W korku od kilku lat sam prowadził dom i
wiedział, ile wysiłku to kosztuje.
Pewnego dnia zastał ją przy opróżnianiu pralki.
- Masz stanowczo za dużo pracy. Poproszę Bodil, żeby skróciła wakacje i
pomogła ci.
- Naprawdę nie trzeba, przecież sobie radzę. Nawet się cieszę, że znowu
jestem zajęta od rana do wieczora. Kiedy skończył się remont, nie wiedziałam,
co ze sobą począć. Zapracowany człowiek marzy o całodziennym lenistwie, ale
to żadna przyjemność siedzieć bezczynnie i się nudzić.
Rozstawiła suszarkę w kuchni, ponieważ dzień był ponury, deszczowy, a
Polly potrzebowała strój na lekcję tańca. Niezdolność dziewczynek do
przewidywania mocno ją irytowała. Wszystko robiły na ostatnią chwilę. Morgan
lubiła wiedzieć, co ją czeka i zawczasu się przygotować.
- Zawsze słyszałam narzekania, że przy dzieciach jest urwanie głowy -
podjęła przerwany wątek. - I faktycznie, człowiek biega jak w kieracie... Zanim
się sprowadziliście, miałam pod opieką tylko Tallulaha, a to mniej niż nic. A ja
lubię być zajęta.
Alistair zabrał się za gotowanie.
- To dlaczego sprzedałaś firmę? - zapytał.
Morgan westchnęła na wspomnienie gorączkowych dni, ważnych
rozmów, negocjacji. Jakie to różne od prania, prasowania, wyprowadzania
psów.
- Już zapomniałam, dlaczego to zrobiłam.
- Przypomnij sobie.
- Przez wiele lat ciężko pracowałam, żeby rozwinąć firmę i utrzymać ją na
rynku, więc stała się niejako częścią mnie samej - rzekła zamyślona. - Setki razy
ryzykowałam, co bardzo się opłaciło, ale chyba doszłam do granic możliwości i
zaczynałam czuć się... Jak by to określić?
- Nie wiem.
- Powoli miałam dość, a otrzymałam intratną propozycję. Oferta była
naprawdę kusząca. Uznałam to za doskonały moment, żeby odejść. Miałam
wrażenie, że w tej branży zrobiłam wszystko, co mogłam, i teraz potrzebuję
nowego bodzca. Zbliżałam się do czterdziestki, zaczęłam inaczej myśleć,
zrobiłam bilans i zaczęłam się zastanawiać, jak spędzę resztę życia. Właśnie
wtedy poznałam Paula...
Alistair przerwał krojenie cebuli. Na wspomnienie Paula surowa twarz
Morgan złagodniała, na pełnych ustach pojawił się rozmarzony uśmiech, czarne
oczy rozbłysły i Morgan zrobiła się... prawie piękna. Nieoczekiwanie Alistair
poczuł się zazdrosny o tego nieznanego mężczyznę. Paul musiał być
niepospolity, skoro Morgan pięknieje na samo wspomnienie o nim, choć sprawił
jej tyle bólu.
Alistair pamiętał wszystko, co powiedziała mu podczas spotkania w
pubie. Chciałby widzieć ją szczęśliwą, ale dobrze by było mieć świadomość, że
promienieje dla niego.
Wrócił do krojenia cebuli.
- Audziłam się - podjęła Morgan po chwili - że wszystko zostało gdzieś
zaplanowane, a Paul jest tym jednym jedynym. Był... moim ideałem.
Alistair prychnął, więc Morgan wyprostowała się i spojrzała na niego
uważnie. Po chwili wróciła do przerwanego zajęcia.
- Oczywiście miał wady, jak każdy, ale w moich oczach był idealny,
mądry, dowcipny. I nie onieśmielałam go... -urwała, bo jej serce ścisnęło się
boleśnie.
- Nie jesteś znowu taka grozna - mruknął Alistair.
- Paul był inny od wszystkich znanych mi mężczyzn. Nosił eleganckie
ubrania, znał się na winach, na malarstwie i muzyce, był serdeczny... Tak,
prawdziwy ideał.
Zawstydzony Alistair spojrzał na swoje bose stopy i sprane spodnie.
Musiał przyznać, że niewiele wiedział o malarstwie i muzyce. A na kolację
zamierzał podać spaghetti po bolońsku i czerwone wino. Paul z pewnością
kręciłby wyrafinowanym nosem na jedno i drugie.
Morgan nie zauważyła grymasu na twarzy Alistaira. Ze smutkiem
wspominała, jak uroczo Paul przekomarzał się z nią, a ona czuła się przy nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]