[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się przed sobą, tylko drobiazgi. I wyjdzie, kiedy poczuje, że komukolwiek przeszkadza,
chociaż w skrytości liczyła na to, że przygotuje im obiad.
Zapukała do drzwi kuchennych, już miała przywdziać na twarz uśmiech.
Mina jej jednak zrzedła, kiedy otworzył David. Miał na sobie elegancką koszulę,
dżinsy, a w ręce filiżankę z kawą.
- Ooo, to mi odpowiada. - Pochwycił jej rękę wciągając do środka. - Właśnie o tobie
myślałem.
- Nie sądziłam, że cię tu zastanę.
- Dzisiaj pracuję w domu.
- Och, kiedy zobaczyłem, że nie ma vana...
- Theo i Maddy przyparli mnie do muru. Cała szkoła ma dziś labę. Koszmar dla
rodziców. No więc, naciągnęli mnie na pożyczenie auta. Pojechali do centrum, do kina na
cały dzień. Dlatego świetnie trafiłaś.
- Coś takiego? - Cofnęła rękę, zaczęła bawić się rzemykami torby. - Naprawdę?
- Przynajmniej nie będę siedział sam jak palec i zachodził w głowę, co też moi młodzi
mogą zmalować. Napijesz się kawy?
- Nie. Nie powinnam... Wpadłam, żeby podrzucić coś dzieciom. Maddy tak się
interesuje produkcją wina. uznałam więc, że może zechce przeczytać dzieje firmy
Giambellich w Kalifornii. Pilar wyciągnęła książkę z torby. - A dla Thea przyniosłam nuty,
może mu się spodoba klasyka.
- Sergeant Pepper z repertuaru Beatlesów. - Uśmiechnął się. Skąd żeś to
wytrzasnęła?
- Sama to grywałam, czym doprowadzałam mamę do szału.
- Nosiłaś koraliki na szyi i spodnie dzwony? - spytał.
- Jasne. Sama uszyłam sobie odlotową parę.
- Tyle masz ukrytych talentów. A mnie nic nie przyniosłaś?
- Nie sądziłam, że cię zastanę. - Roześmiała się niby od niechcenia. Muszę już wracać.
O wpół do piątej pomagam przy wycieczce.
- Mhm. - Spojrzał na zegar w kuchni. - To jeszcze masz półtorej godziny. Ciekawe,
jak by tu wykorzystać ten czas? - Objął ją w pasie i pomaleńku wciągnął do środka. - Sami w
domu, ty i ja - szepnął. - Bo przyznasz, jaka to skomplikowana sytuacja. Moja sympatia
mieszka z matką. A ja z dziećmi.
- Och, Davidzie, jest biały dzień.
- Biały dzień. - Stanął przy schodach. - Ale nadarza się okazja. Ja nie lubię marnować
okazji, a ty?
Szła z nim po schodach, chociaż graniczyło to z cudem, bo serce lak jej waliło, jak
gdyby już wspięła się na szczyt. - Nie sądziłam... nie jestem przygotowana.
- Kochana, ja się wszystkim zajmę.
Czym się zajmie? Jak zorganizuje jej seksowną bieliznę albo obróci bezlitosne światło
dnia w dyskretne cienie nocy? Jak miałby... I wtedy zrozumiała, że chodzi mu o
zabezpieczenia.
- Davidzie, nie jestem już taka młoda.
- Ja też nie. - Zwolnił nieco kroku pod drzwiami sypialni. - Pilar, moje uczucia do
ciebie są nader złożone. Ale jedno nie ulega wątpliwości. %7łe cię pożądam. Całą.
Zaczęła się trząść z nerwów i z podniecenia.
- Davidzie, musisz wiedzieć, że Tony był moim pierwszym i ostatnim mężczyzną. I to
dość dawno temu.
- To mi tylko pochlebia, Pilar. - Musnął ją ustami. - Podnieca. - W jego pocałunku
wyczuła szczyptę uwodzicielstwa i szczyptę stanowczości. - Chodz ze mną do łóżka. - Zsunął
z niej żakiet. Nie spuszczając oczu, rozpiął jej bluzkę, a palcami przemawiał czule do jej
obnażanego ciała. - Połóż mi ręce na ramionach. Zrzuć buty.
Drżała na całym ciele, on też.
Pózne zimowe słońce omywało światłem okna. W ciszy domu słyszała dosłownie
swój oddech. Jego palce muskały ją lekko.
- Gładka, ciepła, cudna.
Robił wszystko, żeby uwierzyła jego słowom. I wcale nic przeszkadzało mu, że
rozpina guziki jego koszuli roztrzęsionymi palcami.
Aż jej się zbierało na płacz, tak chciała, żeby jej jeszcze dotknął. Najnaturalniej na
świecie położyła się na jego łóżku i dała mu się przygnieść całym ciałem.
W tym uniesieniu zapomniała o świetle dnia i o wszystkich niedociągnięciach, które
ono może ujawnić. On nie miał wcale zamiaru się spieszyć, ale to jej wahanie tylko go
rozogniło. Zapomniał o całej cierpliwości i o wszystkich wątpliwościach, które chciał
rozwiać.
Jej wilgotna miękka skóra pachnąca wiosną, subtelne krągłości. Chciał posiąść to
wszystko, dać jej wszystko, co ma. Ruszała się w jego rytmie, wychodząc mu naprzeciw.
Wyciągała ręce, jakby zawsze trzymała go w ramionach. Tonęła w jego oczach, kiedy unosił
się nad nią. Kołysali się razem w świetle dnia, w coraz szybszym tempie, w pulsującym
pożądaniu.
Wreszcie krzyknęła, tłumiąc jęk na jego szyi, kiedy serce dosłownie wyrwało jej się z
piersi.
W SAN Francisco również świeciło słońce, ale wzmagało jedynie ból głowy Sophii.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]