[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skojarzeń, której nie umiałby świadomie, krok po kroku odtworzyć, lecz po chwili
znał już odpowiedz:
Ona tego chciała. Spodziewa się tego po mnie. Tego, i czegoś jeszcze, niewia-
domego, czego dowiem się we właściwym czasie.
Szybkimi ruchami palców wybrał numer wydrukowany na wizytówce.
* * *
Dyżur, rozpoczynający się o trzeciej po południu, był stosunkowo najmniej
nieprzyjemny. Oczywiście, rola portiera w Instytucie Kluczowym nie była niczym
zabawnym. Sneer odczuwał to coraz dotkliwiej. Teraz, po kilku tygodniach pracy,
zaczynało go to nużyć.
Na popołudniowej zmianie można było wytrzymać. Dumni z siebie naukowcy,
patrzący z lekceważeniem i zle ukrywaną pogardą na przygłupiego w ich mnie-
maniu czwartaka, opuszczali gmach o trzeciej. Można było spokojnie zabrać się
do wypełniania zwykłych obowiązków.
Sneer wiedział z praktyki, że nie wolno dopuszczać do powstawania zaległo-
ści, bo pózniej trzeba by mozolnie przekopywać złoża nagromadzonych bzdur,
produkowanych nieustannie przez tych nadętych, pewnych siebie półgłówków.
Instrukcje, jakie otrzymał przed objęciem stanowiska, zdumiały Sneera nie-
zmiernie. Oswojony już z myślą o fikcyjności działań większości pracujących
w Argolandzie, wciąż jeszcze tkwił w przekonaniu o autentycznie doniosłej roli
uczonych, zwłaszcza zerowej klasy, na których jak mniemał opiera się cała
cywilizacja współczesnego świata.
Ze swego lifterskiego doświadczenia wiedział, że wielu z nich nie dorasta inte-
lektualnie do posiadanej klasy, lecz sądził, iż przynajmniej ci najwyżej postawieni
w naukowej hierarchii to ludzie autentycznie mądrzy i pożyteczni.
Wystarczyło kilka tygodni obserwacji, prowadzonej jak gdyby z ukrycia bo
z pozycji czwartaka, na którego nie zwracano uwagi by przekonanie to ustąpi-
ło miejsca pewności czegoś wręcz przeciwnego: zdolności, wiedza i wyniki pracy
zdawały się być w odwrotnej proporcji do wysokości piastowanych funkcji. Tak
więc, cały bez wyjątków Argoland, od góry do dołu, wyglądał na jakąś purnon-
sensową komedię, opartą na dziwnych regułach umowności: wszyscy udają wiarę
w doniosłość własnej roli społecznej, skrzętnie przy tym ukrywając przed otocze-
niem fakt niedorastania do tej roli. Równocześnie zaś wszyscy zdają sobie sprawę
125
z udawania innych.
Przed kim więc, u licha, grana jest ta komedia? dumał Sneer, tkwiąc go-
dzinami za swym stolikiem portiera podczas nudnych dziennych dyżurów.
Przecież ci prawdziwi zerowcy, którzy mnie tu posadzili, najlepiej orientują się
w ogólnej sytuacji. Nie oni więc są widzami tego przedstawienia.
Na polecenie swych mocodawców, podczas popołudniowych dyżurów Sneer
krążył po pustym gmachu, zaopatrzony w uniwersalny Klucz, otwierający wszyst-
kie drzwi i przeglądał materiały stanowiące wyniki prac naukowych Instytutu. Bez
większego trudu mógł zauważyć ich żałosną nieporadność, wtórność, fikcyjność
nawet. Naukowe opracowania były rozdęte wodnistym wielosłowiem, pseudo-
naukowym bełkotem, fabrykowanym jakby w nadziei, że nikt kompetentny nie
zajrzy nigdy do opasłych tomów dokumentacji, zalegających regały. Podobnie
było z pracami eksperymentalnymi. Fałszowanie i naciąganie wyników stało się
normalną praktyką, a wszystko razem było na ogół pozbawione wartości nauko-
wej i poznawczego znaczenia.
Węzłowym problemem, wokół którego obracały się wszystkie prace badaw-
cze, było zagadnienie Klucza tego precyzyjnego urządzenia, które miał każdy
obywatel Argolandu i innych aglomeracji na całym świecie. Klucz jest przyrzą-
dem niezmiernie skomplikowanym. W gruncie rzeczy jest to miniaturowy kom-
puter, współpracujący z wszelkiego typu automatami, mającymi zastosowanie
we wszystkich dziedzinach życia współczesnego człowieka. Jest jego portfelem,
paszportem i certyfikatem osobistym, zastępuje wszystkie dawne zaświadczenia,
dokumenty, czeki i inne papierki. Jest pośrednim elementem, włączającym każ-
dego człowieka w Centralny System Komputerowy, regulujący życie społeczne.
Współpraca tych tak odmiennych w swej naturze układów wymaga pewnej stan-
daryzacji jednego z nich. Klucz jest jak gdyby transformatorem , dopasowują-
cym naturalny a więc niedoskonały i zindywidualizowany wytwór ewolucji
biologicznej, jakim jest ludzka istota, do precyzyjnego tworu cybernetyki.
Ta doniosła rola Klucza w życiu nowoczesnego społeczeństwa wymaga
tak wydawało się dotąd Sneerowi nieustannego doskonalenia tego urządzenia,
w celu rozszerzenia jego możliwości, zapobiegania nadużyciom, wzbogacania je-
go funkcji. Rozpoczynając pracę w Instytucie Kluczowym, Sneer był przekonany,
że tymi właśnie zagadnieniami zajmują się uczeni pracownicy tej placówki. Są-
dził, że udoskonalają oni mikroukłady, konstruują wymyślne czujniki i blokady,
wymyślają nowe zastosowania dla Klucza.
Ku swemu zdumieniu, bardzo prędko przekonał się, że nawet najwyżej posta-
wieni w instytutowej hierarchii zerowcy, firmujący swymi nazwiskami większość
naukowych prac Instytutu, mają zaledwie znikome pojęcie o całości zagadnienia.
Sprawiali wrażenie, że nie znają nawet ideowego schematu połączeń poszczegól-
nych elementów Klucza!
Praca uczonych polegała właśnie na rozszyfrowywaniu poszczególnych ele-
126
mentów składających się na Klucz, na badaniu i wykrywaniu zasad jego działania,
na wynajdywaniu tkwiących w nim, a nie wykorzystanych jeszcze możliwości!
To było zdumiewające. Klucz był obiektem badań, tak jak ongiś była nim dla
[ Pobierz całość w formacie PDF ]