[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w wyrazie determinacji albo wyzwania, których brakowało Katherine.
Jeśli chodziło o wdzięk, urodę i czystą fascynację, jaką wzbudzały, były do
siebie podobne. Ale tam, gdzie Katherine przypominała białe kociątko, Elena była
śnieżną panterą.
Przejeżdżając obok pięknych starych klonów, Stefano skrzywił się na
wspomnienie, które go nagle dopadło. Nie chciał o tym myśleć, nie zamierzał sobie na
to pozwolić... Ale pamięć już roztaczała przed nim obrazy. Zupełnie tak, jakby ktoś
otworzył książkę, a on nie mógł nic zrobić, tylko bezradnie patrzeć na kartkę, podczas
gdy w jego myślach snuła się ta historia.
Biel. Katherine tego dnia ubrana była na biało. W nową białą suknię z
weneckiego jedwabiu z rozcinanymi rękawami, które ukazywały noszoną pod spodem
koszulę z delikatnego płótna. Na szyi zawiesiła naszyjnik ze złota i pereł, w uszach
miała maleńkie zwisające kolczyki z perłami.
Była tak zachwycona nową suknią, którą ojciec specjalnie dla niej zamówił.
Okręcała się w niej na palcach przed Stefano, drobną dłonią unosząc sutą,
długą do ziemi spódnicę i ukazując rąbek spodniej szaty z żółtego brokatu...
- Widzisz, jest wyszywana moimi inicjałami. Papa tak sobie zażyczył. Mein
lieber papa... - Jej głos ucichł i przestała okręcać się wokół własnej osi. Powoli uniosła
dłoń do serca. - Co się stało, Stefano? Nie uśmiechasz się.
Nawet nie próbował. Widok Katherine, stojącej tam niczym biało-złota
eteryczna zjawa, sprawiał mu fizyczny ból. Gdyby miał ją stracić, nie wiedziałby, jak
żyć.
Palce zacisnął konwulsyjnie na chłodnym, grawerowanym metalu.
- Katherine, jak mam się uśmiechać, jak mogę być szczęśliwy, kiedy...
57
- Kiedy?
- Kiedy widzę, jak spoglądasz na Damona. - No i już powiedział to wreszcie.
Ciągnął z trudem: - Zanim wrócił do domu, ty i ja codziennie byliśmy razem. Mój
ojciec i twój cieszyli się i wspominali o ślubie. Ale teraz dni robią się krótsze, łato się
niemal skończyło, a ty spędzasz z Damonem tyle samo czasu, co ze mną. Ojciec
pozwolił mu zostać tu tylko dlatego, że ty o to poprosiłaś. Ale dlaczego o to prosiłaś,
Katherine? Myślałem, że to ja nie jestem ci obojętny.
W jej błękitnych oczach pojawił się niepokój.
- Nie jesteś mi obojętny, Stefano. Och, wiesz, że tak nie jest!
- Więc po co wstawiasz się za Damonem u ojca? Gdyby nie ty, wyrzuciłby go
na ulicę...
- A to by ci sprawiło niemałą przyjemność, braciszku. - Głos od strony drzwi
zabrzmiał gładko i arogancko, ale kiedy Stefano się obrócił, zobaczył, że oczy
Damona płonęły.
- Och, nie! To nieprawda- zaprzeczyła Katherine. - Stefano na pewno by nie
chciał, żeby spotkała cię jakaś krzywda.
Damon skrzywił się w uśmiechu i rzucił bratu cierpkie spojrzenie, podchodząc
do Katherine.
- Być może, nie - powiedział, a jego głos nieco złagodniał. Ale Stefano
przynajmniej co do jednego się nie myli. Dni robią się coraz krótsze i niedługo twój
ojciec wyjedzie z Florencji. I zabierze cię ze sobą. Chyba że będzie miał powód, żeby
cię tu zostawić.
Chyba że będziesz miała męża, z którym tu zostaniesz. Te słowa nie padły, ale
i tak wszyscy je usłyszeli. Baron tak bardzo kochał córkę, że nie będzie jej zmuszać
do małżeństwa wbrew jej woli. Koniec końców, to będzie decyzja Katherine, jej
wybór.
Teraz, kiedy temat został już poruszony, Stefano nie mógł milczeć.
- Katherine wie, że niedługo będzie musiała na stałe opuścić ojca... - zaczął,
popisując się swoją sekretną wiedzą, ale brat mu przerwał.
- Owszem, zanim staruszek zrobi się podejrzliwy - rzucił Damon swobodnym
tonem. - Nawet najbardziej wyrozumiały ojciec musi się w końcu zacząć zastanawiać,
dlaczego córka pokazuje się wyłącznie nocą.
Stefano ogarnął gniew i uraza. A więc to prawda. Damon wiedział. Katherine
podzieliła się tajemnicą z jego bratem.
- Dlaczego mu powiedziałaś, Katherine? Dlaczego? Co ty w nim widzisz? W
mężczyznie, którego nie obchodzi nic poza jego własną przyjemnością? Jak on cię ma
uszczęśliwić, skoro myśli wyłącznie o sobie?
- A jak ma cię uszczęśliwić chłopiec, który zupełnie nie zna świata? - wtrącił
Damon głosem ostrym jak brzytwa i pełnym pogardy. - Jak cię ochroni, skoro nigdy
nie starł się z rzeczywistością? Całe życie spędził wśród książek i obrazów, lepiej
niech przy nich zostanie.
Katherine ze zdenerwowaniem kręci głową, a jej błękitne jak szlachetne
kamienie oczy zasnuły się łzami.
- %7ładen z was nie rozumie - powiedziała. - Obaj myślicie, że mogę wyjść za
mąż i osiąść tutaj jak każda inna florencka dama. Ale ja nie przypominam innych
58
[ Pobierz całość w formacie PDF ]