[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyznała. Teraz, gdy patrzyła na prawie
martwą Candice, tamte słowa
wybuchały w jej mózgu z siłą dynamitu.
Wiesz, kim jesteś? Szmatą! Głupią
małą szmatą. Wiedziałam! Tak to się
kończy, gdy ktoś bez przerwy imprezuje,
chleje, chodzi na wagary. Wiedziałam,
że w końcu jakiś facet cię zerżnie.
Ojciec ci mówił, żebyś się szanowała.
Jak ja mu teraz spojrzę w oczy? Wynoś
się! Wynoś i nie wracaj więcej .
No więc się wyniosła. Zamieszkała
z babcią i Lolą, a jej życie wywróciło
się do góry nogami. Ale teraz, patrząc na
Candice, zdała sobie sprawę, że i tak się
jej upiekło. Za nastoletnią głupotę nie
zapłaciła życiem, nie wylądowała
w stanie krytycznym na intensywnej
terapii.
A przecież mogła.
Candice musi zostać uratowana. Nie
ma innej opcji.
Miranda? Wszystko w porządku?
Głos Patricka przywrócił jej
przytomność.
Sanitariusze właśnie zaczęli
przewozić chorą do sali operacyjnej.
Uratujmy ją, dobrze?
Jasne przytaknął. Nie możemy
jej stracić.
Mało jednak brakowało. Po otwarciu
czaszki Candice dostała rozległego
krwotoku i bardzo trudno było
operować. Krew była wszędzie, kapała
nawet na podłogę.
Zabieg przebiegał w potwornie
napiętej atmosferze. Miranda cały czas
musiała donosić dodatkowe leki
krwiopochodne, wkłuwać się, czuwać
nad dawkowaniem płynów.
Wyjdziesz z tego, Candice. Musisz.
Zostań z nami.
Po skończonej operacji praktycznie
nikt nie miał pewności, czy dziewczyna
dożyje do rana.
Miranda chciała, ba, musiała w to
wierzyć. Candice ma przed sobą całe
życie. Nie może go tak marnie
zakończyć.
Da radę? zapytała Patricka po
uprzątnięciu stanowiska w sali
operacyjnej.
Nie wiem, straciła mnóstwo krwi.
Wzruszył ramionami.
Cóż, zrobili już swoje. Bezczynność
i straszliwe wspomnienia słów matki
przygnębiały Mirandę. Nie chciała być
z tym sama. Pragnęła wtulić się w jego
ramiona i znalezć się gdzieś bardzo
daleko. Tam, gdzie nie ma nikogo. Ani
nastolatek z problemami, ani
młodocianych, samotnych matek, ani
pracy, ani dzieci, ani obowiązków
domowych.
Tylko ona i on.
Przyjechałbyś do mnie?
Patrzył na nią uważnie. Czuł, że tu nie
chodzi o wspólne wypicie filiżanki
gorącej czekolady.
Jesteś pewna?
Tak. Dziś w nocy nie chcę być sama.
Za kilka godzin będzie dzień
mruknął. A co z Lols?
Zpi u babci.
Dotknął jej policzka. Poczuł gulę
w gardle, gdy ona błyskawicznie
przytuliła twarz do jego dłoni.
Daj mi pół godziny. Przebiorę się
i sprawdzę, jak się ma Candice.
Będę czekała.
Zakochana? Niby miała nie być już
nigdy więcej zakochana, ale kto wie&
O wpół do czwartej nad ranem
Miranda usłyszała kroki Patricka na
schodach. Na uginających się nogach
podeszła do drzwi. Jeszcze godzinę
temu, gdy wyszła spod prysznica,
szlafrok wydawała się jej zimny. A teraz
grzał słodko, prawie pieścił, jak
kochanek.
Szkoda jej było czasu na ubieranie się.
Przecież nikt o tej porze nie przychodzi,
by wymieniać uprzejmości. Otworzyła
drzwi. Stał oparty o framugę
i wpatrywał się w miejsce, gdzie luzno
narzucony szlafrok odsłaniał dekolt.
Coś mi się wydaje, że się za bardzo
wystroiłem. Uśmiechnął się, mając na
myśli swoje wysłużone bojówki i T-
shirt.
Cześć. Nagle poczuła się głupio
zdenerwowana. Może jednak powinna
się była ubrać? Co z Candice?
Ciągle niestabilna. Pod kroplówką.
Miranda miała nadzieję na lepsze
wieści.
Patrick zbliżył się do niej. W pokoju
nie paliła się żadna lampka, ale
niespokojne szarozielone spojrzenie
rozświetlało mrok.
Zależy ci na niej, prawda? zapytał.
Miranda pokiwała głową. Oczywiście
troszczyła się o każdego pacjenta, ale
Candice była przypadkiem szczególnym.
To mogłam być ja wyjaśniła.
Ale nie byłaś.
Patrick gładził ją po policzku, palcem
przejechał po dolnej wardze. Patrzył,
jak sutki naprężają się pod szlafrokiem.
Nachylił się i pocałował ją w czoło.
Miałam po prostu więcej szczęścia.
Dotychczas nie uważała ciąży
i narodzin Loli za jakieś szczególne
szczęście, teraz natomiast zaczęła
zadawać sobie pytanie, do czego
doprowadziłby jej niepokorny tryb
życia, gdyby nie odpowiedzialność
i obowiązki, które wówczas zostały jej
narzucone.
Patrick uspokajał ją, całując
przymknięte powieki, spod których
płynęły łzy. Potem całował nos, okolice
warg, podbródek, szyję. Językiem
dotknął miejsca, gdzie wyczuwa się
puls. Westchnęła i poczuła rozchodzące
się po całym ciele ciepło.
Zapomniała o Candice, zapomniała
o własnym nieszczęsnym losie, o łzach.
Wszystko zostało zagłuszone szaleńczym
rytmem tętna zwiastującym pożądanie.
Czuła je wszędzie: w piersiach,
w brzuchu&
Patrick odnalazł drogę do jej ust,
wsunął udo między jej nogi, przycisnął
ją do drzwi. Jęknęła. Oparła się o jego
udo, poczuła twarde zgrubienie. Niech
szlag trafi ten szlafrok. Niech on go
ściągnie, rzuci na podłogę, niech język,
który teraz bawi się w a kuku z jej
językiem, wezmie się do roboty. Chce
poczuć jego dotyk na całym ciele.
Oderwał się od niej na moment, choć
jego ciało chciało więcej. Miranda
jednak była dziś szczególnie podatna na
zranienie. Musi być dla niej dobry,
delikatny, działać powoli. Niech zazna
czułości, której brakowało jej
w dotychczasowym życiu, której sobie
odmawiała, stawiając
odpowiedzialność na pierwszym
miejscu.
Są piękne wyszeptał, gdy szlafrok
zsunął się jeszcze niżej, a on rozwiązał
pasek. Lubię patrzeć, jak są takie
naprężone.
Chyba lubił nie tylko patrzeć, bo zaraz
chwycił jedną ustami i zaczął delikatnie
gryzć.
To co? Etap pocałunków mamy za
sobą?
Ani trochę. Będę cię całował
i całował. Wszędzie. Aż wzejdzie
słońce.
Zciągnęła mu przez głowę koszulkę.
Z zachwytem patrzyła, jak jej piersi
wspaniale współgrają z jego szerokim,
lekko owłosionym torsem. Rytmicznie
poruszała biodrami opartymi o jego udo.
Kołysali się we wspólnym rytmie, a on
delikatnie gryzł ją w szyję.
Jego ciekawskie palce dotknęły
gorącego wilgotnego miejsca. Szeroko
otworzyła oczy i odrzuciła głowę do
tyłu. Znów sięgnął do jej ust, ona zaś
pojękiwała. Nie mogła przerwać
rytmicznego kołysania, w trakcie którego
napierała łonem na jego dłoń. I nagle
poczuła, że ziemia zaczyna usuwać się
jej spod nóg. Krzyknęła, wyprężyła
ciało. Zwiat wokół niej zakręcił się, po
czym rozpadł na kawałeczki. Nie umiała
odróżnić rozkoszy od bólu, ich
mieszanka przenikała każdą cząstkę
ciała.
Patrick całował ją bez opamiętania.
Potem, gdy już powoli zaczęła wracać
do rzeczywistości, chwycił ją
w ramiona i uniósł do góry. Zwiat znów
się zakołysał.
Dokąd mnie niesiesz? zapytała.
Do sypialni. Jeszcze nie skończyłem,
moja droga.
Szedł po omacku, obijając się
o meble. Nadal obsypywał ją
pocałunkami. W końcu rzucił na łóżko
i przez chwilę obserwował, jak patrzy
na niego z zachwytem i pożądaniem.
Ukląkł między jej nogami i zaczął
całować jej łono.
Patrick& nie& nie musisz& ja&
jęczała lekko zawstydzona. Trzeba
jednak przyznać, że protest nie był zbyt
stanowczy.
Skutki nie kazały długo na siebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]