[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spokoju. Z zamkniÄ™tymi oczami kiwaÅ‚a siÄ™ na piÄ™tach i od­
dychała głęboko. Próbowała zapanować nad dręczącymi
jÄ… emocjami.
O czym myÅ›laÅ‚a? Przede wszystkim o tym, co mu powie­
działa. Chyba za prędko dała się ponieść uczuciom. To było
niepotrzebne. Zacisnęła pięści i sklęła się pod nosem za
własną głupotę. Naprawdę sądziła, że wezmie ją za żonę?
Lecz w takim razie co znaczyło zdanie:  Pragnę cię, jak
nikogo w życiu nie pragnąłem".
Kate Dennington, jesteś o wiele głupsza, niż myślałaś.
Tak, tak. Przez ulotną chwilę rzeczywiście chciała
z nim zostać. Zapomniała o braciach, o długu. Nagle nic
dla niej nie miaÅ‚o znaczenia. Idiotka! Przecież nawet gdy­
by ją zechciał, i tak musiała wyjechać.
ZebraÅ‚a siÄ™ w sobie, dumnie uniosÅ‚a gÅ‚owÄ™ i z preme­
dytacjÄ… wróciÅ‚a do ogniska. ChciaÅ‚a spokojnie siÄ™ pożeg­
nać z panem i panią Vickery, z Mei Li i panem Czengiem,
i potem dopiero odejść. Za parę godzin miała na zawsze
opuścić Tinderbox. Już nigdy więcej nie zobaczy tego
przedziwnego miejsca i nie usłyszy nazwiska Willa Cro-
cketta.
Kilku mężczyzn błagało ją o taniec, kiedy przepychała
się przez rozbawioną ciżbę. Nie zwracała na nich uwagi.
Mei Li pomachaÅ‚a do niej niecierpliwie od strony namio­
tów. Kate poszła w jej stronę. Chinka spojrzała na nią spod
oka i nagle spoważniała.
- Hej, młoda damo! - Ktoś chwycił Kate za rękę.
- Puść mnie! - wyrwaÅ‚a mu siÄ™ i spojrzaÅ‚a przez ra­
miÄ™. ByÅ‚ to Jed Packett. - Niestety teraz z panem nie za­
tańczę - powiedziała stanowczo. Odwróciła się, żeby
odejść, ale jej na to nie pozwolił.
- Nie mam ochoty na tańce - mruknął. - W gruncie
rzeczy nic od pani nie chcÄ™.
- To po co te zaczepki?
- Chodzi o pani męża.
- Co z nim?
Jed skinął głową w stronę jednego z namiotów.
- Lepiej będzie, jak sama pani zobaczy.
- Puść mnie! Wcale nie jestem ciekawa. - Zanim spo­
strzegÅ‚a, co siÄ™ dzieje, Packett zÅ‚apaÅ‚ jÄ… za ramiona i we­
pchnÄ…Å‚ do namiotu.
Kate z bijącym sercem dała kilka kroków po miękkiej
murawie. W namiocie nie było światła, ale blask ognia
i lampionów przenikał przez grube płótno.
Na polowym łóżku siedziaÅ‚ jakiÅ› mężczyzna z dziew­
czyną na kolanach. Dziewczynę poznała od razu, to była
jasnowÅ‚osa panienka od RosÄ™ Beecham. Mężczyzna obej­
mował ją i całował. Kate zobaczyła jego twarz, gdy
dziewczyna uniosła głowę.
Przez chwilÄ™ staÅ‚a, szeroko rozdziawiajÄ…c usta i gwaÅ‚­
townie mrugając, jakby usiłowała się obudzić z okropnego
koszmaru.
- Kate, ty nic nie rozumiesz! - Will odepchnÄ…Å‚ blon­
dynkę, aż wylądowała na ziemi.
- Wszystko rozumiem. - Zanim zdołał powiedzieć coś
wiÄ™cej, Kate wybiegÅ‚a z namiotu wprost w rozwarte ra­
miona czekajÄ…cego na niÄ… Jeda Packetta.
- Popatrzyłaś sobie, hę? - zapytał drwiąco. Nie zdołała
siÄ™ od razu wyrwać z jego objęć. PrzesunÄ…Å‚ rÄ™kÄ… po jej bio­
drach. - A tu co mamy?
Wyczuł ciężką sakiewkę ukrytą w fałdach sukni.
Kate szarpała się z całej siły. Jed wyszczerzył zęby.
Owionął ją mocny zapach wódki. Niemal zemdlała. Nie-
wiele myśląc, zwinęła dłoń w pięść i z całej siły walnęła
go prosto w nos.
A potem uciekÅ‚a. SÅ‚aniaÅ‚a siÄ™ miÄ™dzy namiotami, prze­
pychaÅ‚a przez rozbawiony tÅ‚um i ocieraÅ‚a rÄ™kawem zaÅ‚za­
wione oczy.
Wreszcie wyrwaÅ‚a siÄ™ z krÄ™gu biesiadników i wy­
biegła na Main Street. Ostry powiew zimnego wiatru
pozwolił jej ochłonąć i zebrać rozbiegane myśli. Mimo
to biegła dalej. Zdyszana, niemal u kresu sił, dopadła
drzwi sklepu. Ciężko wciÄ…gnęła w pÅ‚uca lodowate po­
wietrze.
Ciężka sakiewka obijała jej się o nogi przy każdym
kroku. Cholerna forsa!
Gdzieś z daleka usłyszała głos Willa. Wykrzykiwał jej
imię. Echo biegnących za nią kroków rozlegało się coraz
bliżej.
Kate skrÄ™ciÅ‚a za chatÄ™, wbiegÅ‚a na tylnÄ… werandÄ™ i wy­
ciÄ…gnęła klucz. ChwilÄ™ pózniej byÅ‚a już w Å›rodku. Zatrzas­
nęła za sobą drzwi i zamknęła zasuwę.
Kroki Willa zabÄ™bniÅ‚y na werandzie. Kate szybko od­
skoczyła od ściany.
- Otwórz, Kate. Pozwól mi wejść.
Nie.
T
%7łelazny piecyk stojący pośrodku izby dawał akurat tyle
światła, by nie poruszała się w zupełnych ciemnościach.
PodbiegÅ‚a do łóżka, wyciÄ…gnęła z kieszeni ciężkÄ… sakiew­
kÄ™ ze zÅ‚otem i pieniÄ™dzmi, i ze zÅ‚oÅ›ciÄ… cisnęła jÄ… do szu­
flady nocnej szafki. Potem sięgnęła pod posłanie po stary
rewolwer ojca.
- Szlag by trafił!
Rewolweru nie było.
- Kate, otwórz. Musimy porozmawiać.
- Wynoś się! - Strzelba była dużo lepsza. Zerwała ją
ze ściany i wymierzyła w tylne drzwi.
- To, co powiedziaÅ‚em tam, pod drzewami, i to, co wi­
działaś...
- WynoÅ› siÄ™!
- Na miłość boską, Kate, jeżeli mi nie otworzysz, to...
- Proszę bardzo, łajdaku! Spróbuj je wyważyć!
Nie przypuszczała, że naprawdę to zrobi.
Huk uderzenia przyprawił ją o palpitację serca. Posypał
się grad drzazg i odłamków metalu. Kate odskoczyła parę
kroków. Drzwi otworzyły się na oścież.
Will wszedÅ‚ do Å›rodka. ZaciskaÅ‚ zÄ™by, rozwieraÅ‚ i za­
mykaÅ‚ pięści, a jego szeroka pierÅ› poruszaÅ‚a siÄ™ gwaÅ‚tow­
nie przy każdym wydechu. Ale to wszystko nie zrobiło na
niej wiÄ™kszego wrażenia. Najgorsze byÅ‚y jego oczy. Czar­
ne jak serce demona i błyszczące żądzą mordu.
Kate odciÄ…gnęła kurek strzelby, przyÅ‚ożyÅ‚a kolbÄ™ do ra­
mienia i wycelowała.
ROZDZIAA SZESNASTY
Nie musiała czekać zbyt długo.
Will w dwóch krokach przemierzył izbę, stanął przed
niÄ… i wydarÅ‚ jej z rÄ…k strzelbÄ™. Jakby wiedziaÅ‚, że nie na­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •