[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kompletnie wytrącił ją z równowagi. Starała się o nim
nie myśleć, lecz udawało jej się to tylko wtedy, gdy
była pochłonięta pracą. Kiedy indziej od razu widziała
jego twarz, słyszała głos, czuła dotyk dłoni, pamiętała
ironiczny uśmiech i emocje, jakie w niej budził.
Stanowczo musi wziąć się w garść i zamiast roz
myślać o Carringtonie, skupić się na usunięciu
rozdzwięku, jaki narastał pomiędzy nią a Bensonem.
Bez względu na to, co mówiło jej serce, rozsądek pod
powiadał, że powinni jak najszybciej stąd zniknąć. Cóż
z tego, że lubiła Greyładies, skoro Dave go niena
widził!
Jak można się było spodziewać, tkwił jak w transie
przed telewizorem.
Eleanor przyklękła przy nim i położyła mu rękę na
dłoni.
- Tak mi przykro, kochanie - powiedziała miękko.
- Wiem, jak bardzo nie odpowiada ci ta praca...
- Fakt, cholernie mi nie leży.
222 LEE WILKINSON
- Ale to nie powinno psuć niczego między nami,
prawda?
- Chyba nie - przyznał niechętnie. - Po prostu
działa mi na nerwy siedzenie tutaj jak w mysiej norze.
- Czemu nie wyjdziesz się przewietrzyć? W wiosce
jest przyjemny pub...
- %7Å‚arty sobie stroisz?
- Co ci szkodzi tam zajrzeć? Wypijesz drinka i...
- Napiłbym się tutaj, gdybyś nie zrzędziła, że ko
rzystam z zapasów lorda.
- Dobrze, nie powiem już ani słowa na ten temat.
- Jest jeszcze coÅ› - mruknÄ…Å‚. - Brak mi Londynu,
chłopaków, partyjki snookera.
- Oczywiście - przyznała, wyrozumiale pomijając
fakt, że przebywają tu zaledwie od kilku dni. - Ale
przecież większość wstępnej pracy mamy za sobą. Jeśli
dokończymy ją po południu, od jutra będzie można
zamawiać sprzęt.
- Masz świętą rację - ożywił się. - Jeśli skoczę do
miasta w interesach, jego lordowska mość nie będzie
się krzywić. Wiesz co, zamów dziś wcześniejszą ko
lacjÄ™. Zaraz potem ruszÄ™ i przenocujÄ™ w Londynie,
a rano od razu pobiegam po dostawcach, żeby zamó
wić, co trzeba.
Dzień był upalny i Eleanor, czując, że cała się klei,
wzięła przed kolacją prysznic, a potem przebrała się
w lekką, zapinaną na guziki spódnicę i jedwabny oliw
kowy top bez rękawów.
Dave już czekał na dole. Tym razem nie zbeształ
jej i posiłek minął w milczeniu, bez złego słowa z jego
TAJEMNICZY MILIONER 223
strony. Dopiwszy kawę, wstał i wyciągnął z kieszeni
kluczyki.
- Kiedy wrócisz? - spytała.
- Jutro w ciągu dnia - odpowiedział niejasno i,
cmoknąwszy ją w policzek, odjechał.
Było wciąż gorąco, więc usiadła na bocznym tarasie
z książką. Nie ośmieliła się dotąd skorzystać z płyto
teki Carringtona, choć otrzymała jego pozwolenie, ale
do biblioteki zaglądała chętnie. Lubiła jej ciepłą atmo
sferę i spokój. Była tam kilka razy, szperając w książ
kach i przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ wiszÄ…cemu nad kominkiem por
tretowi Jenny Linton.
Boczny taras wychodził na zachód i tonął w mio
dowym blasku zniżającego się słońca. Zaledwie zdą
żyła się usadowić na wyścielonym poduszką fotelu,
przyczłapał Paddy i z zadowoloną miną ułożył się u jej
stóp. W chwilę pózniej Jessie wskoczyła jej na kolana.
Niebawem Ella odłożyła książkę na stolik i za
mknęła oczy, bo słońce przeszkadzało w czytaniu. Nie
chciała zmieniać pozycji, aby nie budzić zwierząt.
Rozkoszując się ciepłem, popadła w półsen, ogar
nięta słodkim lenistwem, tak niezgodnym z jej naturą.
Wtem poczuła, że coś delikatnie muska jej usta.
Podniosła powieki i ujrzała przed sobą opaloną
twarz Roberta Carringtona, tak blisko, że obraz był
zamazany.
Opierał ręce o poręcze fotela, nachylony tuż nad nią.
Mruknął coś, czego nie dosłyszała, nachylił się je
szcze niżej, zmuszając ją do ponownego zamknięcia
oczu, i znów pocałował.
224 LEE WILKINSON
Tym razem pocałunek, choć nienatarczywy, trudno
byłoby określić jako niewinny. Drażnił, pobudzał, pod
niecał i był niezwykle długi.
Kiedy Robert wreszcie siÄ™ odsunÄ…Å‚, Eleanor zanie
mówiła i minęło sporo czasu, zanim zdołała wykrztu
sić słowo.
- Myślałam, panie Carrington, że uzgodniliśmy, ja
kie mają być nasze stosunki.
- Przepraszam - powiedział obłudnie - ale nie mo
głem się powstrzymać. Nie sposób się pani oprzeć.
W lekkim garniturze wyglądał niebywale atrakcyj
nie i Ella nie mogła oderwać od niego wzroku. Jak
mogła uważać, że ten mężczyzna nie ma wdzięku ani
urody? To prawda, jego rysy nie były regularne, jak
u Dave'a, ale tego się nie zauważało. Liczył się blask,
jaki nadawała tej twarzy inteligencja i żywiołowa emo-
cjonalność. I niezwykłe oczy, które zdawały się żyć
własnym życiem.
Robert zdjął marynarkę, cisnął ją na wolne krzesło
i poluzował krawat. Usiadł obok Elli, zawinął rękawy
koszuli, odsłaniając opalone, umięśnione przedramio
na, i stwierdził z łobuzerską miną:
- Dobrze, jeśli szanowna pani tego sobie życzy.
Spróbuję oficjalnie. Jak idzie praca?
- Bardzo dobrze - odrzekła, czując, że głos ma
wciąż drżący. - Wstępny projekt jest gotowy i może
my przechodzić do następnego etapu.
W tym momencie z wnętrza domu wynurzył się
Tompkins z tacą, na której niósł wysoki dzbanek
i dwie szklanki.
TAJEMNICZY MILIONER 225
- A oto i kruszon, o który prosiłem. Dzięki, Tomp
kins. Sam naleję. Musi pani wiedzieć, że kruszon
Tompkinsa nie ma sobie równych.
Napełniwszy obie szklanki, wręczył jej jedną i cze
kał, aż upije pierwszy łyk chłodnego, owocowo-alko-
holowego napoju. - No i co ty na to?
- Mmmm... Pyszne!
- Piłaś kiedyś lepszy?
- To mój pierwszy kruszon w życiu.
Wszystkie jego ruchy miały w sobie męską grację
[ Pobierz całość w formacie PDF ]