[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i 537.
jezdzie odganiałem straszliwe obrazy. Często w nocy szedłem do stajni
i tam znajdowałem uspokojenie wśród moich ulubieńców.
Zdarzało się, że kiedy byłem w domu, myśli moje nagle zwracały się
ku jakimś szczegółom akcji eksterminacyjnej. Musiałem wtedy wychodzić
z domu. Nie mogłem wytrzymać w serdecznej atmosferze rodzinnej.
Gdy widziałem, jak nasze dzieci wesoło się bawiły i jak bardzo
szczęśliwa była moja żona, mając przy sobie najmłodszą córeczkę, przychodziło
mi nieraz na myśl: jak długo jeszcze będzie trwało wasze szczęście?
%7łona moja nigdy nie mogła wytłumaczyć sobie moich posępnych
nastrojów i przypisywała je kłopotom związanym ze służbą.
Stojąc nocą przy transportach, przy komorach gazowych, przy płomieniach
myślałem często o swojej żonie i dzieciach, nie wiążąc tych
myśli bliżej z tym wszystkim, co się działo dokoła. Nieraz słyszałem to
samo od ludzi żonatych pełniących służbę w krematoriach. Gdy się widzi,
128
jak kobiety z dziećmi idą do komór gazowych, mimo woli myśli się
o własnej rodzime.
Nie znalazłem już szczęścia, odkąd w Oświęcimiu zaczęło się masowe
zabijanie. Byłem, niezadowolony z siebie. Nie było .widać, kiedy się ta
praca skończy i kiedy główne zadanie zostanie wykonane; nie można też
było polegać na współpracownikach. Przełożeni nie rozumieli mnie i nie
chcieli wysłuchać, kiedy się do nich zwracałem. Sytuacja, w której się
znajdowałem, nie była ani przyjemna, ani godna pozazdroszczenia. A jednak
wszyscy w Oświęcimiu sądzili, że komendant dobrze sobie żyje.
Prawda, że mojej rodzinie było dobrze w Oświęcimiu. Spełniano każde
życzenie żony i dzieci. Dzieci mogły szaleć do woli, żona miała tyle
ulubionych kwiatów, że czuła się wśród nich jak w raju.
Więzniowie starali się, jak mogli, aby zrobić coś przyjemnego mojej
żonie i dzieciom, aby wyświadczyć im jakąś przysługę. %7ładen były więzień
nie mógłby prawdopodobnie powiedzieć, że go w naszym domu pod
jakimkolwiek względem zle potraktowano. Moja żona najchętniej podarowałaby
coś każdemu więzniowi, który u nas pracował, a dzieci ciągle
żebrały u mnie o papierosy dla więzniów. Szczególnie były one przywiązane
do ogrodników.
Cała nasza rodzina odznaczała się uderzającym zamiłowaniem do rolnictwa,
szczególnie lubiła zwierzęta. Co niedziela musiałem z rodziną
objeżdżać pola i chodzić po stajniach; nawet psiarni nie można było pominąć.
Największymi względami cieszyły się oba nasze konie i zrebak.
Dzieci zawsze miały w ogrodzie jakieś osobliwe zwierzaki, które im znosili
więzniowie: to żółwie, to znów kuny, koty lub jaszczurki. Ciągle
było w ogrodzie coś nowego i interesującego. W lecie dzieci pluskały
się albo w basenie kąpielowym w ogrodzie, albo w Sole. Największą
radość sprawiało im, gdy tatuś kąpał się razem z nimi. On jednak miał
tak mało czasu na te wszystkie zabawy dziecięce.
Dziś gorzko żałuję, że nie poświęciłem więcej czasu mojej rodzinie,
ale zawsze uważałem, że muszę być stale na służbie. Przez to przesadne
poczucie obowiązku sam czyniłem swe życie jeszcze cięższym, niż było
ono już samo przez się. %7łona moja wciąż mnie ostrzegała mówiąc: Nie
myśl tak ciągle o służbie, myśl także o swojej rodzinie". Lecz co moja
żona mogła wiedzieć o tym, co mnie gnębiło. Nigdy się o tym nie dowiedziała.
126
NA STANOWISKU SZEFA URZDU D I (1943 1945)
Gdy na wniosek Pohla Oświęcim został podzielony,127 pozwolił mi
Pohl wybierać między stanowiskiem, komendanta w Sachsenhausen
a stanowiskiem szefa urzędu D I. U Pohla było to czymś niezwykłym, że
129
pozwolił oficerowi wybierać stanowisko; w dodatku dał mi jeszcze dwadzieścia
cztery godziny do namysłu. Był to z jego strony tylko życzliwy
gest, aby mnie pocieszyć po odejściu z Oświęcimia. W pierwszej chwili
rozstanie było dla mnie bolesne właśnie dlatego, że zrosłem się z Oświęcimiem
ze względu na te wszystkie trudności i braki, na wiele ciężkich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]