[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wahania, tym lepiej - dla nich obojga. Jak mówią nagrania, żeby wygrać
wszystko, musisz być gotowy przegrać wszystko. Sam był dla niej
wszystkim, ale jeśli nie jest zdolny się zaangażować... lepiej znać prawdę
jak najwcześniej.
Ale jeśli powie nie"?
Na samą myśl o życiu bez Sama Lana poczuła się rozdarta, pokój
zakołysał się. Wyobraziła sobie siebie: znów samotną, w wieku
trzydziestu pięciu lat, w jednej łodzi z innymi niezamężnymi kobietami,
zaczynającą od początku z tymi starszymi paniami, które miały w sobie
tyle goryczy. I wszystkie te miejskie chodniki prowadzÄ…ce donikÄ…d (albo
do neurozy), sobotnie popołudnia - preludium do niczego, niedzielne,
samotne poranki z preclami, i oczywiście kolejna śmierć - kiedy zobaczy
go z inną. Lana pozwoliła sobie na uczucie zagubienia.
Jednak nie może się bać. Teraz nie była jeszcze gotowa, ale musi zacząć
przygotowywać się, uzbroić, poćwiczyć swoją reakcję na jego nie",
przyzwyczaić się do tej myśli, że będzie bolało. Nauczyć się trzymać rękę
nad płomieniem świecy. To będzie jak balet snu - będzie odgrywać
wszystko w głowie, aż nauczy się każdego wyskoku i każdej pauzy. Jej
uczucia na linie, a ona uśmiechnie się nad złamanym sercem, powie, że
jest jej niezmiernie przykro, że nie mogą dłużej być razem, odwróci się i
nie spojrzy za siebie - pełna prostoty duma jej pożegnania. W najbliż-
szych miesiącach odegrają tę scenę naprawdę. Kiedy Lana będzie gotowa
zaryzykować wszystko. Przecież Sam nie pozwoli jej odejść, prawda?
ROZDZIAA SZÓSTY
Miejsce stojÄ…ce
Iris wcale nie prosiła o to zadanie. Byłaby absolutnie szczęśliwa, kończąc
kolejny abażur i zaczynając następny, jej kolejna jedwabna piękność,
która dołączy do innych plamionych i odkurzanych piórkowymi
miotełkami przez wielkie damy z Alei Parkowej i dandysów z Pasażu
Ams-tera. Bywało, że lista chętnych na jej ręczną robotę rozciągała się na
sześć miesięcy: mogła wykonać tylko jeden abażur tygodniowo (te od
kinkietu szły szybciej), no i limit czterech na klienta w roku (lub osiem
abażurów kinkietowych). Co robiła więc tu, w tej kolejce?
Jak zwykle pomagała Deenie w realizacji jednego z jej szalonych
pomysłów. Tyle że ten nie był taki zupełnie szalony. I nie całkiem należał
do Deeny. Jedna z jej nowych koleżanek, młoda kobieta, której Deena
znalazła mieszkanie na Dwudziestej Szóstej Ulicy w dzielnicy kwiatów,
zakładała magazyn Petunia" - sztuka, kultura, moda, muzyka, czyli to,
co zwykle. %7łeby zrobić wrażenie swoimi nowymi stronami o modzie,
dziewczę to postanowiło poprosić trzy kobiety artystyczne" o ocenę
kilku pokazów w czasie Tygodnia Mody. I tu krył się kruczek.
- Właściwie to był mój pomysł - twierdziła Deena przez telefon. - Ale w
pewnym momencie stał się jej pomysłem.
Zresztą mniejsza z tym. W każdym razie i tak wychodzi na moje, bo w
końcu użyje moich przyjaciół, nie?
Nazwisko Iris Biddle było jednym z tych, które wyskoczyły z notatnika
Deeny (- Nigdy o tobie nie słyszała - dziwiła się Deena. - Ale zapewniłam
ją, że ci, co się znają, znają i ciebie). Czy Iris - pytała dziewczyna od
Petunii" - ta enigmatyczna Iris, wsławiona elitarnymi abażurami
poszłaby na kilka pokazów w Bryant Park i wydała swój werdykt?
Właściwie czemu nie. Iris czuła się ostatnio nieco klau-strofobicznie.
Nikt nie wie, ile to kłopotu wykonać abażur bez zarzutu - jak wiele jest
malutkich potknięć, które mogą zrujnować cały dzień pracy i kawał
drogiego jedwabiu. Nikt nie wie, jak stresujÄ…ce sÄ… te wielkie zlecenia,
jakiej koncentracji i jakiego wysiłku wymaga układanie materiału tak, by
uzyskać odpowiednią konstrukcję. Rano Iris włączała muzykę - Mozarta,
bo jest wspaniały; Bacha, bo narzuca dobre tempo - inspirowała ją i
pomagała jej zacząć. Ale najbardziej lubiła pracować popołudniami w
ciszy, gdy słońce wkradało się przez rolety. Rozkładała jedwab na ramie o
kształcie krzyża, przypinała go pineskami i zaczynała przepinanie,
rozciÄ…gajÄ…c jedwab coraz mocniej, wpierw po liniach +, potem na
zewnÄ…trz x, potem jeszcze raz, coraz mocniej, i jeszcze. Tkanina
poddawała się do czasu, gdy mogła, promieniująca od środka, jakby w
takt swojej własnej muzyki - piękno napiętego łuku" - aż można było na
jedwabiu odbić dziesięciocentówkę. Iris nie nanosiła swojego nazwiska
na sam abażur. Lubiła widzieć jego kształt, lubiła czyste powierzchnie
tkaniny i światło, które nie musi się przedzierać przez niezliczone
zakładki. Jej najbardziej niesamowity abażur - fantazyjna chińszczyzna
dla nadzianego finansisty z Paryża, misterna pagoda z jedwabiu koloru
ostryg, z ciemnozieloną tasiemką i turkusowymi chwościkami (trzy
tygodnie pracy, czek
na cztery tysiące dolarów) - nawet ten był tylko zwiniętą, wijącą się ciszą.
Pod koniec dobrze przepracowanego dnia Iris czuła się, jakby wyłaziła z
króliczej nory. Pod koniec tygodnia szaleńczo tęskniła za rozmową. Więc
tak, powiedziała dziewczynie od Petunii", z przyjemnością pójdzie na
kilka pokazów, ale może poświęcić na to tylko dwa dni.
Widziała siebie, jak wkracza do salonu, czy raczej namiotu - oto gdzie
dziÅ› wystawiajÄ… projektanci, w wielkich, cyrkowych namiotach na
Czterdziestej Drugiej Ulicy - z nową króciutką fryzurką. A może zrobi
sobie fale a la Marcel; zawsze miała na to ochotę, pasowałyby do niej.
Wkroczy z ładną fryzurą i wdzięczną postawą - wszyscy będą zachodzić
w głowę: Kto to?" - i zajmie swoje miejsce w pierwszym rzędzie. No,
może nie w pierwszym, bo Iris wiedziała wystarczająco dużo, żeby
zdawać sobie sprawę, że ten jest zarezerwowany dla guru mody i
największych sław. Więc może w trzecim rzędzie.
Ale nikt, ani Deena, ani dziewczyna od Petunii", nie przygotował jej na
taki koszmar: na głodne oczy walczących o wejście dwudziestokilkulatek
(ciemnobrązowy lakier na paznokciach), gotowych wepchnąć się za
wszelką cenę. Ani na zuchwałe spojrzenia ich bardziej wymuskanych
rówieśniczek, których gustowne posadki pozwalały im wpłynąć do
środka. Ani na królewski szyk i firmowe fryzury kobiet po czterdziestce,
które bywały tu już od dziesięcioleci i wkraczały otoczone swoją świtą,
swoimi dziewczętami - królowe pszczół obsługiwane przez własne klony
na szpilkach Gucciego.
I nikt nie uprzedził Iris, że - by zdobyć miejsce - trzeba będzie podjąć
walkę, próbując jednocześnie nie wpaść w pułapkę kabli wijących się na
podłodze, wspinając się w obcasach na widownię hali sportowej.
Dziewczyny że słuchawkami na uszach rzucały okiem na zaproszenie Iris
i bez słowa wskazywały w górę. Za każdym razem był to prawdziwy
Everest, ósmy rząd - ostatni - na każdym pokazie. Tam u góry, razem z
niechcianymi, myślała. Więc tu siedzą dziennikarze. Iris nigdy nie
widziała tak wielu końskich ogonów niedbale spiętych gumkami, tylu
ubrań nie do pary, powygniatanych i ukazujących zgrubienia ciała i
czarne paski od staników. Kupujący, którzy siedzieli po drugiej stronie
wybiegu, odziani w Armaniego i Bial-la Blassa, byli zdecydowanie mniej
dzicy, bardziej wykwintni, po prostu w stylu Iris.
Na pierwszym pokazie wyglądało na to, że projektant stworzył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]