[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wyszli ze szpitala przez tylne drzwi. Było ciepło, świeciło
słońce, podczas gdy srebrny helikopter obniżał lot, by
wylądować na trawniku. Omar poprowadził inkubator w jego
kierunku.
Lekarze weszli na pokład, by upewnić się, czy zespół
medyczny helikoptera jest poinformowany o stanie Natashy i o
tym, co trzeba zrobić w czasie lotu.
W końcu, spojrzawszy po raz ostatni na dziecko i dodawszy
otuchy matce, Sandie i Omar opuścili helikopter.
Maszyna uniosła się w powietrze, wzbijając tumany kurzu, i
odleciała do Londynu. Kiedy wreszcie zniknęła im z oczu,
Sandie odwróciła się do Omara.
- Myślisz, że ma szanse? - zapytała.
RS
112
- Tak - odparł. - Matt i inni też tak sądzą, inaczej nie kazaliby
jej przez to wszystko przechodzić.
- Miejmy nadzieję, że się nie mylisz - rzekła z westchnieniem,
kiedy Omar zamknął drzwi i udali się na oddział. - Lizzie i Pete
są bardzo dzielni. Nie wiem, czy byłabym taka, gdyby chodziło
o moje dziecko.
- Chcesz mieć dzieci, Sandie?
- Pewnie, że chcę. Nie od razu, oczywiście, ale pewnego
dnia... Pewnego dnia chciałabym mieć rodzinę.
- Ja też - przyznał.
Przez chwilę szli w milczeniu.
- Pójdziemy dziś wieczorem do Angela? - zaproponował w
końcu.
- Zwietny pomysł. - Uśmiechnęła się do niego.
- W takim razie zarezerwuję stolik.
- Pózno dziś kończę, więc przyjdę prosto z pracy -
powiedziała.
- O ósmej?
- O ósmej.
Uświadomiła sobie, że na samą myśl o tym wieczorze robi jej
się cieplej na sercu. Wiedziała już od jakiegoś czasu, że kocha
tego przystojnego lekarza, który szedł obok niej. Instynkt
podpowiadał jej, że on odwzajemnia jej uczucie.
Wysłuchała ostrzeżeń Penny, lecz odnosiła wrażenie, jakby
przyjaciółka mówiła o zupełnie innej osobie, bo im lepiej
poznawała Omara, tym większą miała pewność, że jej nigdy nie
skrzywdzi. To po prostu do niego niepodobne.
RS
113
ROZDZIAA DZIESITY
- Doktor Sandie! - Maria Fabiano wybiegła ją przywitać, gdy
weszła do jej restauracji. - Miło panią widzieć! Ale nie mamy
już wolnych stolików, wszystkie zarezerwowane. - Rozłożyła
bezradnie ręce.
Sandie rozejrzała się wokół, ale nie zauważyła Omara.
- Nie szkodzi - powiedziała. - Jestem tu z kimś umówiona... Z
doktorem Omarem - dodała.
- Ach tak. - Maria popatrzyła na nią wymownie.
- Faktycznie, doktor Omar zrobił rezerwację. - Odwróciła się i
poprowadziła ją do stolika. - Proszę bardzo. Czy przynieść pani
coś do picia?
- Poproszę wodę mineralną.
Chwilę pózniej Maria wróciła, niosąc na tacy szklankę wody.
- Jak się czuje Sophia? - zagadnęła ją Sandie.
- Właśnie miałam pani powiedzieć - rozpromieniła się kobieta
- że dużo lepiej.
- Naprawdę? To znaczy, że maść działa?
- Sophia przestała się drapać - przyznała Maria.
- Ale zajęłam się też tą inną sprawą, o której pani mówiłam.
Sandie zmarszczyła brwi.
- Inną sprawą?
- Tak, doktor Omar powiedział, że uczulenie może być
wywołane stresem. Wiedziałam, że Sophia ma kłopoty w szkole,
więc tam poszłam i wszystko załatwiłam. Dokuczały jej
koleżanki. Przezywały ją, kradły książki, chowały drugie
śniadanie, ale rozwiązałam ten problem.
- Co pani zrobiła? - spytała przestraszona Sandie.
- Nieważne. - Ciemne oczy Włoszki rozbłysły. - Już nie będą
dręczyć mojej małej. - Odwróciła się, jakby chciała odejść, lecz
zatrzymała się i spojrzała na Sandie. - A co u Jona? - zapytała.
- Wszystko w porządku, dziękuję - odparła.
RS
114
Na tym by się skończyło, gdyby kątem oka nie zauważyła, że
do restauracji wchodzi Omar. Pod wpływem impulsu
postanowiła wyjaśnić wszystko Marii, wiedząc, że jeśli tego nie
uczyni, razem z Omarem staną się obiektem plotek.
- Rozstaliśmy się z Jonem - oznajmiła.
- Och, Sandie. - Kobieta popatrzyła na nią z przejęciem.
- Proszę się nie martwić, to była wspólna decyzja. Jon kogoś
poznał... - Urwała, bo Omar właśnie dotarł do stolika.
- Ach, doktor Omar! - rozpromieniła się Maria.
- Dobry wieczór - przywitał się. - Przepraszam za spóznienie -
dodał, spoglądając na Sandie.
- Nie ma sprawy. - Uśmiechnęła się, a jej radość na jego
widok była dość oczywista.
Maria spojrzała najpierw na jedno, potem na drugie, i nagle ją
oświeciło. Roześmiana pośpieszyła do kuchni, by podzielić się
tą wiadomością z mężem.
- Co cię zatrzymało? Pacjent? - zapytała Sandie, kiedy Omar
usiadł naprzeciwko.
- Nie. - Pokręcił głową. - Telefon od Ramaniego. Jutro wraca
do Somalii. - Jakby się zawahał. - Miałem ci tego nie mówić, ale
Ramani nie przyjechał tu tylko po to. żeby zbierać fundusze i
popularyzować ideę pomocy dla Somalii. Chciał też przekonać
mnie do powrotu i pracy w nowej klinice, którą pomógł
stworzyć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •