[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z bidetem, matami na pod"odze i podgrzewanymi rurami (dla wszel-
kich kàpielowych przeÊcierade" czy r´czników). Jest jeszcze wàski,
ch"odny, acz pi´knie umeblowany pokój goÊcinny. Po prawej: tuÝ ko-
"o schodów ziszczone wreszcie marzenie Ojca, pokój bilardowy, do
gry bardzo popularnej w MieÊcie; i kilkakrotnie, cierpliwie kredà po-
cierajàc d"ugie kije, zdo"a"am zagraç z nim partyjk´, zdobywajàc si´
nawet na t´ czy innà  nie zawsze przemyÊlanà  karambolk´. I oto juÝ
moje królestwo: w pierwszym pokoju  niestety!  znów czarno-bia"y
zestaw m"odzieÝowych mebli, w drugim natomiast  wspania"a nie-
spodzianka: wszystkie, pi´knie odnowione, mahoniowe i ciemnonie-
bieskim (to o fotelach i kanapce) pluszem kryte nasze meble ze Zgni-
"ej Fosy. Przetrwa"y gdzieÊ na przechowaniu i oto szczerze ciesz´ si´
nimi teraz, "àcznie z komódkà o przestronnych szufladach i owalno-ja-
jowatym lustrze. Krótko tam jestem: przez lato 1938, zimowe wakacje
1938/39 i ledwie par´ tygodni pomaturalnych w 1939 roku  ale za-
wsze: swoje to wreszcie, domowe.
Dokonamy teraz wolty w czasie: najpierw b´dzie czerwiec 1939 ro-
ku, a póêniej dopiero  cóÝ  zobaczymy...
Jest wi´c ten czerwiec. I jestem ja, ÊwieÝo upieczona, a juÝ na Uni-
wersytecie Warszawskim immatrykulowana maturzystka. (Polonisty-
ka  taki   matrymonialny wydzia". Dlaczego? Po prostu dlatego, Ýe
chc´ wiedzieç, coraz bardziej wiem, Ýe nic nie wiem, coraz nieufniej-
sza staj´ si´ wobec j´zyka, zdajàc sobie aÝ nadto dobrze spraw´, Ýe
w gruncie rzeczy wcale go nie znam  wi´c?!). I jest mnóstwo goÊci,
wspania"oÊci, kwiatów w tej naszej nowej jadalni: uroczyste przyj´cie,
-------
1
Man wandert nicht...  (niem.) Nie moÝna bezkarnie spacerowaç pod palmami!
- 187 -
przemówienia, toasty, aÝ do chwili wr´czenia mi przez Ojca (znacznie
wi´cej to wówczas znaczy"o niÝ dziÊ) malutkiego, szwajcarskiego ze-
garka w platynowej, brylancikami obsadzanej i na platynowym pasku
umocowanej oprawie. Jeden jedyny wieczór mia"am go na r´ku, a gdy
goÊcie wyszli zaraz zdj´"am i  umia"am si´ juÝ obchodziç z tajnym
mechanizmem  zdeponowa"am go w skrytce Ojcowskiego biurka.
Coraz gorzej i bardziej obco czu"am si´ w tym nowym domu. Jedynym
pocieszeniem by" fakt, Ýe wkrótce wyjedziemy na wakacje, no, a od
paêdziernika zacznie si´ wreszcie doros"e Ýycie na w"asny rachunek:
Gaudeamus igitur, iuvenes dum sumus...
I znowu szwenk, czyli obrót kamery wstecz. Jest grudzie’ 1938 ro-
ku. Wonna, ogromna, podsufitowa choinka, pod którà w wielkim pu-
dle z pot´Ýnà ciemnozielonà at"asowà kokardà znalaz"am ziszczenie
moich marze’: Êwietnà maszyn´ do pisania Continental-Silenta (oczy-
wiÊcie ca"e nast´pne rano jej poÊwi´ci"am, mozolnie dochodzàc, w ja-
ki sposób pisaç... duÝe litery!).
Ale i Êwi´ta min´"y  nadchodzi" sylwester. Ojciec  nie bez wp"ywu
Nelly  uzna", Ýe czas juÝ wybraç si´ z doros"à córkà na najprawdziw-
szy bal. Sukni´ mia"am takÝe doros"à  chrzciny przesz"am juÝ w 1936
roku na Wielkanoc w Szwajcarii i stàd ta, niezgorsza, kreacja z jasno-
b"´kitnego at"asu w nieco ciemniejsze kó"ka, pi´knie skloszowana, na
wàskich szeleczkach przy  poÝal si´ BoÝe  wysokoskromniutkim de-
kolcie, opatrzona nadto bolerkiem o krótkich, choç bufiastych r´ka-
wach. I srebrne pantofelki by"y teÝ.
I oto juÝ jedziemy ci´Ýkim, czarnym a bezszelestnym buickiem aÝ
do Sopotu, do Êwietnego podówczas Kasino-Hotel1 tuÝ nad morzem.
ÂnieÝne stoliki, znakomita obs"uga, jakieÊ jedzenie, jakieÊ (by"a 22.30!)
jeszcze ta’ce, uroczyÊcie czarnostrojny i  owszem, przystojny  pan B.
junior zaprasza mnie do baru na drinka, cz´stuje papierosem Virginia
 doÊç to niespodziany przeskok od workowatego mundurka, a po-
nadto czuj´ za tym wszystkim matrymonialne knowania Nelly, bo
ch"opak nie tylko niczego i nieg"upi, ale z domu wi´cej niÝ zasobnego
 wi´c?
Wi´c na razie wracamy do swoich stolików, bo na sal´ wpuszczajà
chmar´ do pe"nej róÝowoÊci wypucowanych prosiaczków (wed"ug
niemieckiego porzekad"a: Schwein haben  szcz´Êcie mieç!) i równieÝ
szcz´Êcie niosàcych  naleÝycie, acz przystojnie usmolonych  komi-
niarczyków. Sypie si´ deszcz konfetti, fruwajà juÝ serpentyny i nagle
ciemnoÊç zalega sal´ i dobitnie, wielokrotnie uderza zegar!  12 razy.
-------
1
Obecnie Grand Hotel.
- 188 -
1
 Prost, Neujahr!  wo"ajà chórem zebrani do wtóru strzelajàcych,
szampa’skich korków. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •