[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nieważne. Zapomnijmy o tym incydencie.
Jak można zapomnieć, gdy Lorenzo gładzi obolałą szczękę? Carly miała
wrażenie, że spali się ze wstydu. Pierwszy raz posunęła się do rękoczynów. Pierw-
szy i ostatni. Lorenzo o tyle miał rację, że za dużo i za długo wszystko dusiła w so-
bie. On wiedział, jak uwolnić człowieka od nagromadzonych emocji.
Zerknęła na niego spod rzęs. Jak to się stało, że wywołał tak gwałtowną reak-
cję? Dotychczas uważała się za osobę spokojną, a pod wpływem Lorenza zrobiła
się wybuchowa. Może jest dla niej jakaś nadzieja? Może zmieni się na lepsze?
S
R
- Madeline tu nie ma - oznajmił Lorenzo. - Przyszła podzielić się radosną no-
winą. Uznałem, że wypada poczęstować ją szampanem. Zjawiła się już w wesołym
nastroju.
Carly musiała przyznać, że tłumaczenie jest logiczne. Zerknęła na skarpetki,
które według jej teorii odzwierciedlały nastrój właściciela. Były zielone z ja-
skrawoczerwonymi kropkami!
- Nie przeczytałaś mojego listu, prawda?
- Jakiego listu?
- Po rozmowie nie wróciłaś do kancelarii, nie zajrzałaś do swojej przegródki?
- Wolałam z nikim się nie spotykać.
Wymownie spojrzał na wypchaną torbę.
- Swój dobytek wzięłaś - mruknął z wyrzutem.
- Musiałam zabrać ze względu na świąteczną przerwę, ale nic nie przegląda-
łam.
- Wobec tego nie wiesz, że definitywnie wycofałem się z komisji?
- Czemu to zrobiłeś?
- Nie domyślasz się?
- Nie.
- Bo jesteś dla mnie stokroć ważniejsza od prezesowania komisji. Nie pytaj
dlaczego.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Wycofałem się, zanim wybuchnie skandal.
- Jaki skandal?
Mocno ją przytulił.
- Nie jestem pewien, czy byłby skandal, ale wolę nie ryzykować. Ty jesteś
najważniejsza. Ty i twoja przyszłość. Chcę jak najlepiej dla ciebie.
- Teraz ty zaprogramujesz mi przyszłość? - Odepchnęła go ze złością, znów
pięści poszły w ruch. Miała dość słuchania ludzi, którzy radzili jej, co ma robić.
S
R
Jednak Lorenzo przyjmował ciosy ze stoickim spokojem i patrzył na nią ta-
kim wzrokiem, jakby mówił, że sama będzie decydować o dalszym życiu, o pracy
zawodowej. Przestała okładać go pięściami, wyrwało się jej tęskne westchnienie.
Ponownie objął ją, przytulił, zaczął całować. Bała się, że zemdleje, ale była
bezpieczna, znajdowała się w opiekuńczych ramionach.
I oto znalezli się w sypialni.
- Nareszcie jesteśmy razem. Bardzo tęskniłem za tobą - szeptał między poca-
łunkami.
Carly zastanawiała się, czy popłynąć na fali pożądania, czy raczej zanurzyć
się i utonąć.
- Nie traktuj mnie, jakbym była dzieckiem - poprosiła. - Nosisz mnie na rę-
kach, a potem zostawiasz... jak ci wygodnie.
- Kto mówi o zostawianiu?
- Byłeś mi potrzebny. Liczyłam na twoje wsparcie.
- W liście wyjaśniłem, że akurat mam przeprowadzkę. Musiałem zrobić za-
kupy.
- Zakupy? - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Przecież nadchodzi Boże Narodzenie. Myślałem, że wiesz o mojej rezygna-
cji, ale potrzebujesz trochę czasu, żeby oswoić się z nową sytuacją. Poza tym są-
dziłem, że pojedziesz na święta do rodziców.
Speszyła się, co oznaczało, że nie zanosi się na święta w domu. Chciał ją po-
cieszyć, ale zmroziła go wzrokiem.
- Co mam z tobą począć? - spytał bezradnie.
Patrzyli na siebie jak walczące koguty.
- Gdy następnym razem pocałujesz kobietę, zrób to z uczuciem, poważnie -
powiedziała Carly. - Bo chcesz tego i nie możesz się opanować.
Zrozumiał ironiczny podtekst. Nigdy bardziej nie pragnął kobiety, a niechcą-
cy sprawił Carly przykrość. Nie wiedział, o co jej chodzi.
S
R
- Przyznaj się, co tak naprawdę wyprowadziło cię z równowagi.
- Ty, ale nie tylko.
- Jeśli to poprawi ci nastrój, dalej okładaj mnie pięściami. Niezdrowo jest ki-
sić złość.
Przez chwilę wpatrywała się w niego z ponurą miną, po czym nerwowo za-
chichotała.
- Jesteś niemożliwy.
- Za to ty bardzo rozsądna... Skończmy tę sprzeczkę. Mam wytrawne wino.
Napijesz się? - Poszedł do kuchni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •