[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kogoś, coś chciał powiedzieć, wytłumaczyć... mo\e ostrzec przed czymś. Malanow
wzdrygnął się. Wstawił do zlewozmywaka szklankę - zarodek przyszłego stosu
brudnych naczyń. Znakomicie ta Lidka wysprzątała kuchnię, wszystko a\ lśni. A on
mnie przed nią ostrzegał. Rzeczywiście, z tą Lidką to niepojęta sprawa...
Malanow nagle pobiegł do przedpokoju, poszukał pod wieszakiem i znalazł
list od Irki. Głupstwo. Wszystko się zgadza. Charakter pisma Irki i sposób jej
pisania... A w ogóle, zastanówmy się - na jaką cholerę morderca będzie zmywać
naczynia?
8. ...u Walki był zajęty. Malanow odło\ył słuchawkę i wyciągnął się na
tapczanie wtykając nos w szorstką narzutę. Z Walką przecie\ te\ coś nie jest w
porządku. Histeria czy co. Jemu zresztą czasem się to zdarza. Pewnie pokłócił się ze
Swietką albo z teściową... O coś mnie pytał, o coś bardzo dziwnego... Ech, Walka,
chciałbym mieć twoje zmartwienia! Mo\e rzeczywiście niech przyjedzie. On
histeryzuje, ja histeryzuję, a nu\ we dwójkę coś wymyślimy... Malanow znowu
wykręcił numer i znowu było zajęte. Do diabła, jak bezsensownie tracę czas!
Powinienem pracować, pracować, a tymczasem wdało się to paskudztwo.
Nagłe ktoś zakasłał w przedpokoju za jego plecami. Malanowa jakby wicher
zdmuchnął z tapczanu. Oczywiście zupełnie niepotrzebnie. Nikogo tam w
przedpokoju nie było. W łazience równie\. Ani w ubikacji. Sprawdził zamek u drzwi,
wrócił na tapczan i wtedy zauwa\ył, \e trzęsą mu się kolana. Do diabła, nerwy mnie
zawodzą. A ten typ jeszcze mi wmawiał, \e jest podobny do niewidzialnego
człowieka. Glista w okularach, a nie \aden tam niewidzialny człowiek! Drań. Jeszcze
raz wykręcił numer Walki, rzucił słuchawkę i zdecydowanymi ruchami zaczai
wciągać skarpetki. Zadzwonię od Wieczerowskiego. Sam sobie winien, bez przerwy
wisi na telefonie... Wło\ył czystą koszulę, sprawdził, czy ma w kieszeni klucz,
zamknął za sobą drzwi i pobiegł schodami na górę.
Na piątym piętrze, w niszy zsypu, czuliła się parka. Chłopak był w ciemnych
okularach, ale Malanow znał tego smarkacza spod siedemnastego - kandydat na
szeregowca bez cenzusu, drugi rok nigdzie nie mo\e zdać, zresztą nawet się
specjalnie nie wysila... Potem do samego siódmego piętra nie spotkał ju\ nikogo. Ale
cały czas miał przeczucie, \e za sekundę na kogoś wpadnie. Złapią go za łokieć i
powiedzą cicho: Chwileczkę, obywatelu...".
Bogu dzięki, Filip był w domu. Jak zwykle wyglądał tak, jakby się właśnie
wybierał do ambasady Niderlandów na przyjęcie z okazji przybycia Jej Królewskiej
Mości i tylko czekał na samochód, który za pięć minut ma po niego przyjechać. Był w
jakimś niebywałej urody kremowym garniturze, w niewyobra\alnych mokasynach i w
krawacie. Ten krawat szczególnie wpędzał Malanowa w depresję. Nie mógł pojąć, jak
mo\na pracować w domu z krawatem na szyi.
- Pracujesz? - zapytał Malanow.
- Jak zwykle.
- Ja tylko na chwilę.
- Jasne - powiedział Wieczerowski. - Chcesz kawy?
- Poczekaj - powiedział Malanow. - A zresztą daj.
Poszli do kuchni. Malanow usiadł na swoim krześle, a Wieczerowski zaczął
odprawiać nabo\eństwo nad przyborami do parzenia kawy.
- Zaparzę po wiedeńsku - powiedział, nie odwracając głowy.
- Mo\e być - zgodził się Malanow. - Masz śmietankę?
Wieczerowski nie odpowiedział. Malanow patrzył, jak pod cienką kremową
tkaniną energicznie pracują jego wystające łopatki.
- Czy u ciebie był śledczy z prokuratury? - zapytał.
Aopatki na moment znieruchomiały, a po chwili nad pochylonym ramieniem
powoli zjawiła się odwrócona, długa, piegowata twarz z obwisłym nosem, rudymi
brwiami uniesionymi wysoko nad górną krawędzią potę\nej rogowej oprawy
okularów.
- Przepraszam... Jak powiedziałeś?
- Powiedziałem: czy był u ciebie dzisiaj śledczy z prokuratury, czy nie?
- Dlaczego akurat z prokuratury? - zainteresował się Wieczerowski.
- Dlatego, \e Zniegowej się zastrzelił - powiedział Malanow. - U mnie ju\
byli.
- Jaki Zniegowoj?
- No, ten facet, który mieszka naprzeciwko mnie. Konstruktor rakiet.
-A...
Wieczerowski odwrócił się i jego łopatki znowu zaczęły się poruszać.
- Nie znałeś go? - zapytał Malanow. - Mam wra\enie, \e widziałeś go u mnie.
- Nie - powiedział Wieczerowski. - Jeśli pamiętam - nie.
W kuchni wspaniale zapachniało kawą. Malanow usiadł wygodniej.
Opowiedzieć, czy nie warto? W tej lśniącej, aromatycznej kuchni, gdzie było tak
chłodno pomimo wściekłego słońca, gdzie ka\da rzecz zawsze stała na swoim
miejscu i wszystko było wyłącznie w najlepszym gatunku - światowy standard albo
nieco powy\ej - wydarzenia ostatniej doby wydawały się pozbawione wszelkiego
sensu, dzikie, nieprawdopodobne... jakieś lepkie i niechlujne.
- Znasz kawał o dwóch kogutach? - zapytał Malanow.
- O dwóch kogutach? Znam o trzech kogutach. Absolutnie kretyński. Dla
półgłówków.
- Nie! O dwóch! - powiedział Malanow. - Nie znasz?
I opowiedział kawał o dwóch kogutach. Wieczerowski nijak nie zareagował.
Mo\na było sądzić, \e nie kawał mu opowiedziano, a zaproponowano do rozwiązania
trudne zadanie, taki przynajmniej miał wyraz twarzy - skupiony, pełen namysłu, kiedy
stawiał przed Malanowem fili\ankę kawy, dzbanuszek pełen śmietanki i kryształowy
talerzyk z konfiturami. Następnie nalał kawę sobie, siadł naprzeciw, trzymając
fili\ankę w powietrzu umoczył w kawie wargi i wreszcie powiedział:
- Znakomite. Mam na myśli kawę. A nie twój kawał.
- Rozumiem - smętnie powiedział Malanow.
Przez czas jakiś w milczeniu delektowali się kawą po wiedeńsku. Potem
Wieczerowski powiedział:
- Wczoraj trochę myślałem nad tym twoim zadaniem... Czy nie próbowałeś
zastosować funkcji Hartwiga?
- Wiem, wiem - powiedział Malanow. - Sam na to wpadłem.
- No i co?
Malanow odsunął od siebie pustą fili\ankę.
- Słuchaj, Filipie - powiedział. - Zostawmy w spokoju te cholerne funkcje
Hartwiga. W głowie mam młyn parowy, a ty...
9. ...przez chwilę milczał, gładząc dwoma palcami gładko ogolony policzek, a
następnie wyrecytował:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]