[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Duono. Będziemy wspominać ciebie.
W ,,Wewnątrz chwili siedziało jeszcze czterech pasażerów z sąsiedniej stacji. Nazwa
aparatu odpowiadała jego istocie. Dostarczyłby on Duonę na miejsce z szybkością odpowia-
dającą swej nazwie. Lecz jeden z pasażerów zapragnął przedłużyć chwilę. Leciał na jakąś
konferencję naukową, na której miał wygłosić referat, i chciał w tym aparacie, stanowiącym
negację przestrzeni, przemyśleć koncepcję, która mu przed chwilą przyszła do głowy. Nad-
mierna szybkość (a ściślej mówiąc, świadomość tej szybkości) nie pozwalała mu się skupić i
zebrać myśli. Duona uśmiechnęła się wyrażając zgodę na zahamowanie tempa lotu, jeśli nie
będzie zbyt dostrzegalne. Inni pasażerowie, aczkolwiek niechętnie, również wyrazili zgodę.
I oto chwila zaczęła się rozciągać.
Uczony pracował nad swoją koncepcją...
Następnie, kiedy szybkość wzrosła znów, zwrócił się do Duony:
Znalem pani męża. Co się z nim dzieje?
Duona odpowiedziała nie od razu.
Nic nie wiem. Ani o nim, ani o jego przyjaciołach. To jest okropne.
Mogłem znalezć się na jego miejscu oświadczył uczony lecz komisja wybrała
nie mnie, lecz jego.
Pan jest lizjologiem, pan nazywa się Rat?
Tak jest.
Słyszałam o panu od mojego męża.
Uczony uśmiechnął się.
Nie byliśmy zaprzyjaznieni powiedział. Rzekłbym, nawet wręcz przeciwnie...
Powtarzam: mogłem się znalezć na jego miejscu, lecz niestety komisja zdecydowała inaczej.
I pan pozostał tutaj...
No, niezupełnie. Częściowo zostałem tu, a równocześnie wyruszyłem w podróż
razem z mężem pani...
Duona rzuciła zdumione spojrzenie na towarzysza podróży.
Widzi pani, wraz z nim poleciała aparatura, której poświęciłem połowę swego ja .
Wewnątrz chwili stanął. Rat wyszedł pierwszy. I znikł od razu. Duona nawet nie
zdążyła zapytać go, o jakim aparacie mówił. W słowach Rata i w jego tonie można było
wyczuć, iż wie coś niecoś o zaginionym bez wieści kosmolocie.
Po wyjściu z Chwili Duona odetchnęła głęboko. Po dwumiesięcznym pobycie na
eksperymentalnej stacji kosmicznej znów wdychała nie sztuczne, lecz naturalne, żywe powie-
trze, pachnące opadłymi liśćmi i jesiennymi kwiatami.
Duono!
Rozejrzała się dokoła. Pod mżącym deszczem stała jej matka i siostra.
Jak ci się podoba Wewnątrz chwili ? zapytała siostra. Ledwie człowiek zdąży
pomyśleć, a już jest na miejscu. Spełnienie prześciga życzenie.
Niestety, nie udało mi się skorzystać z tej właściwości aparatu. Leciał z nami fizjo-
log Rat, który poprosił o zmniejszenie szybkości. Miał jakąś nową koncepcję do przemyśle-
nia...
Widzę, że Rat nic a nic się nie zmienił. Liczy się tylko ze swoim widzimisię.
A ty go znasz?
Jeszcze by! Składałam u niego egzamin z fizjologii.
Czy to zdolny człowiek?
O, tak. Nawet bardzo zdolny. Słyszałam, że udało mu się skonstruować nowy mózg
elektronowy o niezwykłej mocy. Ale nie poprzestał na tym i obecnie pracuje nad udoskonale-
niem swego wynalazku... Współpracownicy skarżą się na niego. Ma podobno okropny chara-
kter! Ale, Duono, zapomniałyśmy zupełnie o mamie! Mamo, czy nie uważasz, że Duona
bardzo się zmieniła?
Nic a nic. Wygląda tak jak przedtem.
Pokoje Duonie wydały się ogromne. Podczas pobytu na stacji eksperymentalnej mie-
szkała dosłownie w małej kliteczce. Długi czas nie mogła się przyzwyczaić do tego, o czym w
każdej chwili sygnalizowały jej trochę wytrącone z równowagi zmysły. W pierwszym mo-
mencie doznała wrażenia, że prawa optyki przestały obowiązywać. Wszystko dokoła znajdo-
wało się albo za blisko, albo za daleko. Maleńki sztuczny światek stworzony nieomal w próż-
ni, pozbawiony bio- i atmosfery, grał z nią w zaskakującą, lecz bynajmniej nie przyjemną grę.
Niekiedy proponował jej nieskończoność miast skończoności, to znów podsuwał jej skończo-
ność, ale jaką! Maleńką stację, czyli świat, percepowało się mimowolnie jako przestrzeń bez
dna, wirującą wieczność. Dopiero po jakimś czasie Duona przyzwyczaiła się do tego mikro-
skopijnego światka, zagubionego w nieskończoności. I oto znowu dokoła niej, obok niej i w
niej, normalne życie, miły oswojony czas i zamieszkała przestrzeń, przytulna jak pokój lat
dziecinnych...
Porozmawiawszy z matką i siostrą, opowiedziawszy im o swych wrażeniach ze stacji
eksperymentalnej udała się do swojego pokoju. Jaki rozległy świat! I drzewa dzieciństwa i
młodości za wpółprzezroczystą ścianą...
Była w rozterce. Przypominał się jej wciąż cybernetyk i fizjolog Rat, jego długa chuda
szyja i sardoniczny uśmieszek na wąskich wargach. Jego głos i słowa, pełne niejasnych aluzji:
,,Ja pozostałem tutaj i wyruszyłem razem z nim .
Jego czarne oczy miały złowrogi wyraz. Ten wyraz oczu upewniał Duonę, że Rat w
takim stopniu zawładnął czasem i przestrzenią, iż mógł znajdować się jednocześnie przy niej,
w ,,Wewnątrz chwili , i gdzieś w nieskończonych otchłaniach kosmosu w zabłąkanym
kosmolocie.
Wysiłkiem woli odpędziła od siebie tę myśl. Nonsens. Brednia. Cybernetyk nie mógł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]