[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lopującymi widmami.
 A w kilka chwil potem  podjął doktor  rozkołysał się dzwon w kaplicy!
Wszystkie uszy nadstawiły się ku horyzontowi i usłyszano kilka oddalonych uderzeń
 takie wrażenie wywarło na słuchaczach opowiadanie doktora.
 Wkrótce  krzyczał zduszonym głosem  straszliwe ryki wypełniły przestrzeń...
lub raczej wycie dzikiego zwierza... Następnie , jakieś światło wytrysnęło z okien basz-
ty... Piekielny płomień oświetlił cały płaskowyż aż do świerkowego boru... Spojrzeli-
śmy na siebie... Ach! Co za przerażający obraz!... Byliśmy podobni do dwóch trupów...
dwóch trupów, zdających się stroić do siebie miny w bladych smugach światła!...
Patrząc na doktora Pataka z wykrzywioną twarzą i oczyma szaleńca, można było na-
prawdę zastanawiać się, czy rzeczywiście nie wraca on z tamtego świata, gdzie wysłał
był niemałą liczbę swych bliznich!
Trzeba mu było pozwolić nabrać tchu, gdyż był niezdolny do dalszego opowiadania.
Kosztowało to Jonasza następny kieliszek rakii, który zdawał się przywracać doktorowi
część rozumu straconego za sprawą duchów.
 Lecz w końcu co zdarzyło się biednemu Nikowi?  zapytał sędzia Koltz.
Nie bez racji sędzia przywiązywał nadzwyczajną uwagę do odpowiedzi doktora, gdyż
to młody leśniczy osobiście był przestrzegany głosem duchów w oberży pod ,,Królem
Maciejem .
 Oto co pozostało w mej pamięci  odrzekł doktor.  Uczynił się dzień... Błaga-
łem Nika, aby poniechał swych zamiarów... lecz znacie go... nic nie można zrobić z po-
dobnym uparciuchem... Zszedł do fosy... byłem zmuszony podążyć za nim, gdyż mnie
ciągnął, nie byłem już świadomy tego, co robię... Nik zbliżył się aż pod bramę... Schwy-
cił łańcuch od zwodzonego mostu i z jego pomocą wspinał się wydłuż muru... Wraca
mi teraz pamięć tego zdarzenia... Był jeszcze czas zatrzymać tego ryzykanta... powiem
więcej, tego świętokradcę!... Po raz ostatni rozkazałem mu ,zejść, cofnąć się z powro-
tem i zawrócić wraz ze mną na drogę do Werstu...  Nie!  odkrzyknął mi... Chciałem
uciekać... tak... moi przyjaciele... przyznaję to, chciałem uciec i każdy z was miałby taki
sam zamiar na moim miejscu!... Lecz nadaremnie próbowałem oderwać się od ziemi...
moje stopy zostały przykute... przyśrubowane... wrosły w ziemię... Próbowałem je stam-
tąd wyrwać... było to niemożliwe... Próbowałem się szarpać... bezskutecznie.
I doktor Patak naśladował rozpaczliwe ruchy .człowieka przytrzymywanego za nogi,
podobnego do lisa złapanego w potrzask.
Następnie wrócił do swego opowiadania:
54
 W tym momencie dał się słyszeć krzyk... ale co za krzyk!... Wydał go Nik Deck...
Jego ręce zaczepione o łańcuch zwolniły uchwyt i spadł na dno fosy, jakby otrzymał cios
jakiejś niewidzialnej pięści!
Niewątpliwie doktor przedstawił wypadki zgodnie z prawdą, a jego zmącona wy-
obraznia nic nie dodała. Tak je opisał, jak się kolejno rozgrywały te nadzwyczajne zja-
wiska w teatrze na płaskowyżu Orgall podczas ostatniej nocy.
A oto co działo się po upadku Nika Decka.
Leśniczy stracił przytomność, lecz doktor Patak nie mógł mu przyjść z pomocą, gdyż
jego buty były przytwierdzone do ziemi, a spuchniętych stóp nie dało się z nich wyjąć...
Wkrótce niewidzialna siła, przytrzymująca go, nagle ustąpiła... Nogi zostały uwolnio-
ne... Zbliżył się do swego towarzysza i co z jego strony było znakiem niesłychanej od-
wagi  zwilżył twarz Nika swą chusteczką umoczoną w wodzie na dnie fosy... Leśniczy
odzyskał przytomność, lecz jego lewe ramię i cała lewa połowa ciała były bezwładne od
strasznego uderzenia, jakiego doznał... Jednakże z pomocą doktora udało mu się pod-
nieść, wdrapać na kontrskarpę, osiągnąć płaskowyż... Następnie udali się w drogę do
wioski... Po godzinie marszu ból ramienia i boku był tak silny, że zmusił Nika do zatrzy-
mania się... Wreszcie, w chwili gdy doktor sposobił się do wyruszenia na poszukiwanie
pomocy w Werscie, sędzia Koltz, Jonasz i Frik zjawili się w samą porę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • metta16.htw.pl
  •